środa, 10 grudnia 2014

W końcu wyszło

Poranna pobudka mimo iż bardzo późna bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Od razu uśmiechnąłem się od ucha do ucha i z lekkim serduszkiem i pozytywnym nastawieniem przystąpiłem do konsumpcji śniadanka. Z radością również udałem się do autka aby odwieźć Panią. Mimo wielkiego chłodu byłem bardzo podekscytowany bo za chmur wyglądało słońce. Piękne cieplutkie i rozpromienione słońce.
Gdy zostawiliśmy Panią to pojechaliśmy na spacerek do miejsca, które powoli staje się chyba moim ulubionym miejscem na spacerki nad jeziorko zwane "Milicyjnym". Gdy autko się zatrzymało nad jeziorkiem od razu chciałem wyskoczyć jak z procy, ale Panu się nie śpieszyło. Powolutku otworzył drzwi, przypiął smycz asekuracyjną odpiął pas i dopiero pozwolił wysiąść. Przy drodze dreptałem na smyczy abym nie wpadł pod samochód. Zastanawiam się jak można wpaść pod taki wielki, głośny i w dodatku oświetlony samochód.  No ale skoro Pan mówi, że można, to może faktycznie można.
eeeeee czemu na smyczy ?

ech to jest woda? przecież po tym można chodzić ?

wącham wszystko i wszędzie

W końcu trochę odeszliśmy od drogi i wówczas mogłem już sobie pobiegać zupełnie swobodnie. Korzystałem z tego ciesząc się słoneczkiem i zastanawiając czemu wszystko jest takie białe. To przecież nie jest śnieg, ale jest równie zimne. Podczas moich filozoficznym rozmyślań nie zapominałem o naturze i swoich potrzebach fizycznych
sikanie

a co to za dziwaczna substancja 

Potem udaliśmy się do lasku i nad drugie jeziorko. Biegałem jak opętany przez szatana w każdą możliwą stronę, czasami nawet pawie tracąc z pola widzenia Pana. Prawie jest tu słowem kluczowym, bo mimo, że byłem daleko i za pagórków to zawsze widziałem Pana mimo iż On mnie czasami nie widział. No ale przecież jestem bassecikiem więc mam pewne umiejętności. W takcie tej bieganiny spotkałem miłego i skorego do zabawy boksera. Jednak On był na smyczy i ja też, przez szybkość i refleks Pana. Powąchaliśmy się troszkę i każdy z nas ruszył w swoją stronę.
no idziesz leniu ?

oooo las

na ścieżce, na szczęście nie wojennej

wśród drzew, ta plama to ja 

biegnę, abyś nie tęsknił

wołałeś mnie ?

otrzepywanie 

Spacerek, a raczej bieganie trwało w najlepsze i w końcu dotarliśmy na zarośnięty i zaśmiecony teren, będący pozostałością po jakiejś fabryce, czy coś takiego. Tam byliśmy tylko chwilkę i od razu zaczęliśmy wracać. W sumie na nas była już pora, bo już się na tym spacerku zasiedzieliśmy.

kto wącha i spaceruje tak jak ja?

Powrót odbył się niemal tą samą droga, którą przyszliśmy, co wcale nie oznaczało, że nie ma czego wąchać i nie ma tam czegoś ciekawego czego wcześniej nie widziałem. Tak wiec znowu latałem jak szalony to tu to tam i tym razem słoneczko świeciło mi w oczka ogrzewając nosek. No po prostu bajka i takie życie to ja rozumie. 
życie jest piękne

w blasku słońca

wącham liście

o co ja tam widzę

Na horyzoncie, w oddali wypatrzyłem dwa pieski. Na nieszczęście Pan zdążył założyć mi smycz i nie miałem okazji pobiec i się przywitać. Gdy podeszliśmy to cieszyłem się, że nie pobiegłem. Psy szczerzyły zęby i bardzo wrogo szczekały. Nawet nie chciałem im odszczekiwać, bo po co rozmawiać z takimi agresorami. Spokojnie ich ominąłem zachowując bezpieczny dystans. Byliśmy już blisko autka i blisko ulicy, więc nie było sensu odpinać smyczy. Troszkę było mi szkoda, bo bym sobie jeszcze pobiegał, a tak miałem do dyspozycji jedynie cztery metry
nie ma zdjęć beze mnie !!!!

w stronę słońca

o tam stoi autko!

Stało sobie zimne autko. Wsiedliśmy i od razu odpaliliśmy. Ku zdziwieniu Pana odbyło się bez problemów, w sumie LaBunia ostatnio jest autkiem bardzo bezproblemowym. W każdym razie udaliśmy się szybciutko do domku, gdzie się prawie od razu położyłem się spać w zasadzie nie zwracając uwagi na sprzątanie Pana. Raz ja raz kot był na fotelu, tak się zamienialiśmy i aż mnie dziwi, że nie spaliśmy razem, przecież miejsca jest aż nadto. W sumie zauważyłem, że Fuksja preferuje spanie na podnóżku przy grzejniku. Ona pasuje tam idealnie, dla mnie niestety jest tam za mało miejsca.
no jedźmy, bo nas gonią!
zmęczony

Fuksja śpi na kocyku przy moim piesku

Bliźniaki

Fuksja spała trochę krócej niż ja i latała po moim fotelu. W sumie trochę mi przeszkadzał, ale nie było to jakieś wyjątkowo uporczywe, bo nawet nie otwierałem oczu, ale czułem, że coś się dzieje. W każdym razie ona upodobała sobie włażenie na oparcie fotela i wyglądanie z niego przez okno. W sumie ma bardzo dobry pomysł, bo za oknem dzieją się bardzo ciekawe rzeczy i wszystko widać, a jest się w cieplutkim mieszkanku.
surykatka, znaczy Fuksja

Po długich godzinach snu przyszedł czas na buszowanie po mieszkanku i pomoc w kolejnym sprzątaniu. Za oknem było już trochę bardziej ponuro niż z rana. My się jednak nie nudziliśmy, bo ganialiśmy się z Fuksją. Nawet przez chwilkę chcieliśmy Panu pomóc na szczęście szybko nam przeszło i wróciliśmy do ganiania za sobą.
Ona na pewno mnie nie widzi

Fuksja powiedziała, że nie będzie pozować!

Poszedłem z Panem na spacerek po obiadku. Ten był wyjątkowo udany bo było moje mięsko z puszki i kosteczki. Bardzo lubię te ostanie, ale niestety mam po nich problemy żołądkowe o których nie chce się rozpisywać. W każdym razie szybki spacerek i pozałatwianie najpilniejszych spraw i powrót do domku aby spać. Oczywiście na klatce Fuksja jak to ona musi sprawdzić, czy schody jeszcze stoją i zawsze wylatuje dokładnie w to samo miejsce. Czemu? Po co ? nie wiem!
co ona tam widzie

Potem przyszedł czas na szykowanie ciasta na pierniczki. Niestety było go tak dużo a robot był tak mały, ze trzeba było podzielić pracę na dwie części, niestety nie równe, przez co ciasto nie kleiło się jak należy. Ogólnie męczącą robotę miał Pana, ale ta się przerwała bo poszliśmy do sklepu na szybkie zakupy po brakujące produkty. Po drodze spotkaliśmy Panią. Byłem w szoku, że nie jechaliśmy po Nią i sama przyszła. Zakupy były szybkie i do domku szykować obiadek a raczej kolacje i kończyć ciasto na pierniczki świąteczne. Wszystko jakoś się robiło na raz i samo a smażona rybka pachniała wyjątkowo dobrze.
Gdy Oni jedli to my z Fuksją też dostaliśmy, przez co nie mogliśmy im w tym towarzyszyć przez cały czas. W każdym razie po dotarciu do salonu i chwili wpatrywania się błagalnym wzrokiem dostaliśmy co  nieco. Potem chwila czasu na bieganie za Fuksją i kolejny spacerek, nocny spacerek, po podczas dwóch poprzednich nie załatwiłem wszystkich fizjologicznych rzeczy. Po powrocie od razu wróciłem na fotelik i zamiast iść spać, to siedziałem jak pomnik i wpatrywałem się w ścianę, trwało to kilka dobrych minut i dopiero łobuzująca Fuksja wytrąciła mnie z tego stanu i mogłem iść spać.
zahipnotyzowany Basset

kot się skrada i hałasuje

Spałem sobie do nocy, ciemnej i późnej nocy. Obudziłem się dopiero, gdy Borowscy szli do sypialni spać. Początkowo byłem bardzo nieprzytomny i nie kontaktowałem w ogóle i dopiero po czasie dotarło do mnie co się dzieje i przeniosłem się do sypialni spać. Do ugryzienia!

eeeee ale co tu się dzieje?

łapka na dobranoc ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz