Zaślinione kartki :)
Po pobudce dalej byłem u Freda. Jeszce moi Borowscy nie przyjechali po mnie, a co jeśli mnie zostawili? A co jeśli już nigdy ich nie zobaczę? Na całe szczęście krótko po południowym biciu dzwonów pojawiła się Pani. Leżałem sobie na przedpokoju z główką w salonie, wtedy otworzyły się drzwi, a w nich stanęła Pani. Ja jedynie dźwignąłem główkę i spokojnie wróciłem do swoich obowiązków.
Dopiero po chwili do mnie dotarło co i jak, i niezwłocznie zacząłem się bardzo cieszyć. Jednak w jaki sposób to okazywałem to może lepiej nie mówić. Wspomnę jedynie, że było troszkę mokro. Zebraliśmy się do domku nie zapominając o Fuksji. Zasiadłem do autka wcześniej będąc przywitanym przez Pana i jeszcze jedną Panią. O dziwo moja Pani siedziała ze mną na tylnej kanapie. Byłem tym bardzo zaskoczony, ale nie przeszkodziło mi to w spaniu. Odwieźliśmy nadprogramową Panią i pojechaliśmy do sklepu. Ja spokojnie czekałem przy autku drzemiąc sobie i wygrzewając się w słoneczku. No i wrócili i wsiedliśmy sobie do autka i do domku. Znaczy najpierw jeszcze odwiedziliśmy myjnie i LaBunia miała chwilę relaksów po ciężkich chwilach ostatnich czasów. Piękna i lśniąca odwiozła nas do domku, gdzie nie czekając ani chwili położyłem się na swoim kocyku w sypialni i zasnąłem jak kamień.
śpimy
Nic nie było w stanie mnie, a raczej nas obudzić. Nawet jedzenie moich Borowskich, ani nawet ich łażenie koło mnie. Spało nam się bardzo fajnie, a przede wszystkim bardzo długo. Chyba wynikało to z naszej tęsknoty za Borowskimi.
Gdy się obudziłem było już dość ciemno, a co najważniejsze ciągle padało. Mimo to poszedłem z Panem na spacerek. Nie był zbyt długi, ale za to był bardzo owocny. W domku było już spokojniej, poza jedną straszą rzeczą - nie mogłem wchodzić na kanapę. Na całe szczęście mogłem korzystać, ze wszystkich swoich zabawek, z czego skrzętnie korzystałem wybierając co chwilę jedną z nich. Kot tymczasem to sobie spał, to wariował po mieszkaniu, czasami mnie zaczepiając.
ja i pluszowa piłeczka
mała poluje!
Tak oto śmignął nam kolejny dzionek pełen zabawy i snu. Gdy zbliżał się czas snu, ja ułożyłem się koło kanapy na podusi, która z niej spadła, a kot spał sobie zawinięty w kocyk. Tak nas Borowscy zostawili idąc spać do sypialni. Ja dopiero w środku ciemnej nocy przyszedłem do sypialni i od razu gramoliłem się na łóżko, które bardzo szybko musiałem opuścić. Do poranka spałem sobie na swoim kocyku, a kot przyszedł dopiero gdy zrobił się głodny. Napił się trochę z butli i od razu poleciał się załatwić. Fuksja nie dawała za wygraną i właziła na łóżko, za co wylądowała w klatce. Dzień zaczął się dopiero, gdy wstali Borowscy. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz