czwartek, 25 września 2014

Bójka

Wczoraj od rana było słonecznie, więc postanowiłem to z Panem wykorzystać niemal na całego. Powiedzieliśmy "pa" Fuksji i pojechaliśmy zostawić Panią w pracy. Następnie mieliśmy udać się na zakupy, ale najpierw mała wizytka w parku czyli odwiedziliśmy naszą Skałkę.
Powolutku obeszliśmy całej jeziorko i udaliśmy się na boisko, gdzie pobiegałem sobie za piłeczką. Było nawet fajnie, ba nawet bardzo fajnie. Nawet po chwile przyszedł duży piesek, który biegał za piłką, rzucaną bardzo daleko. Tak więc biegałem za nim, do czasu, aż nie zgubił swojej piłki. Jakość swoją złość musiał wyładować, a że byłem najbliżej to mi się dostało. Rzucił się na mnie i niemal od razu przycisnął do ziemi. Nie miałem szans się bronić, zresztą byłem w wielkim szoku i nawet nie wiedziałem co się dzieje. Prewencyjnie od razu leżałem na pleckach. Przyszedł jego Pan i go okrzyczał, a mnie pogłaskał. Ech troszkę byłem zdezorientowany, ale dalej chciałem się bawić i za nim biegać. Ech tak właśnie skończyła się moja pierwsza bójka.
drzewko jest już moje!

liściasta ta trawa 
gdzie ta piłką! 
znalazłem i z nią biegnę !

Po tych wydarzeniach postanowiliśmy się wycofać i wrócić do autka. Podjechaliśmy mały kawałek i wylądowaliśmy w centrum miasta. Odwiedziliśmy aptekę i jeszcze jeden sklepik i od razu do domku. Tam oczywiście sen i spokojny relaksik. Fuksja chwilę mi podokuczała, ale ostatecznie podobnie jak i ja położyła się spać. 
Nawet nie wiedziałem kiedy i jak, ale obudziłem się bo trzeba było już iść po Panią. Ech jak ten czas szybko leci. Szybko się zebraliśmy i nim się zorientowałem byliśmy już niemal na miejscu. Jeszcze załatwiłem kilka bardzo ważnych spraw. Na miejscu chwilę czkaliśmy na Panią i już mogliśmy wracać do domku, na obiadek - obiadek Borowskich, bo ja swój zjadłem przed wyjściem, oczywiście mniej niż powinienem, bo Fuksja mnie objadała.
o jak ładnie pachnie 
no kiedy ona wyjdzie?

W domku jednak posiedziałem bardzo krótko i mimo, że byłem bardzo zmęczony i chciałem spać musiałem iść na spacer. Zmęczenie było bardzo spowodowane chyba lekkim przeziębieniem oraz tymi strasznymi przypadłościami żołądkowymi dnia poprzedniego.
Spacer okazał się całkiem fajną sprawą. Najpierw odwiedziliśmy nasz lasek  w którym spotkałem ładnego piesia, a raczej panią piesek. Młoda była i chciała się bawić, ale my poszliśmy dalej. Mając nasz lasek za plecami udaliśmy się na hałdy. Wdrapaliśmy się na nie z wielkim trudem. Znaczy Pan miał problemy a ja musiałem na niego czekać. Pochodziliśmy sobie to tu to tam zajmując się podziwianiem widoków i jakiś tam roślinek. W końcu nastał czas by wrócić do domku. Trochę się ściemniało i się już śpieszyliśmy. Niestety jeszcze odwiedziliśmy sklepik. Znaczy ja czekałem przed sklepem, ale na szczęście Pan się szybko uwinął i z zakupami wracaliśmy do domku.
o trawka 
coś tu pachnie? 
mnie tu nie ma! 
 bierzemy ten patyk ze sobą
ciemny straszny las!

 Pani się relaksowała w domku a ja chwilę pobiegałem za Fuksją. Szybko zjadłem kolacyjkę i przyszedł czas na przeszkadzanie Borowskim w wieczorze i w końcu poszliśmy spać. Znaczy ja za Borowskimi poszedłem do sypialni. Początkowo próbowałem wejść na łóżko i po pierwszej nieudanej próbie wróciłem na swoje legowisko. W sam raz przed przyjściem Fuksji, która do tej procy siedziała w kocu w salonie. Nastał błogi sen, aż do rana nic nie było w stanie mnie obudzić, w końcu nieźle się zmęczyłem. Nawet słońce z okna a ni ganiająca Fuksja nie wywołały u mnie odruchu pobudkowego. Odwróciłem się tylko do ściany i spałem dalej, aż nie wstali Borowscy. Do ugryzienia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz