Niedzielny leniuchowy dzień okazał się również dniem bez aparatu fotograficznego, tak więc relacja z niedzieli będzie wyjątkowo uboga w obraz, a działo się dość dużo. Po pierwsze bardzo trudno się nam wstawało. Jakoś z rana ta gwarancja jest jakby trochę większa, przez co nie chce się podnosić z łóżka czy legowiska. Okazuje się, że jednak piesek upodobnia się do swoich opiekunów. Zacząłem się nawet martwić o włoski na mojej głowie - obym nie był zbyt podobny do Borowskiego.
W każdym razie po pobudce i spacerku postanowiłem zabrałem się za śniadanko. Było ono bardzo niecodzienne, bo dostałem gołąbka, którego dzień wcześniej ukradłem, tylko był ciepły i tak troszchę ugotowany. Potem postanowiłem pobawić się z Fuksą. Zabawa jak zawsze była szybka i polegała na zaczepianiu się na wzajem. Jak mi się nudziło to Fuksja zaczepiała, a jak jej się nudziło i przypadkiem szła spać to ja ją budziłem i dalej biegaliśmy. W sumie to zawsze ja ją godnie, bo w sumie głupio by wyglądało gdyby to ona mnie goniła.
Po wszystkim ruszyliśmy w drogę. Najlepsze jest to, że razem ze mną i Panem zeszła a raczej była zniesiona Fuksja. Chwil pokręciliśmy się wokół autka by w końcu się zasiąść do niego, gdy tylko pojawiła się Pani z transporterem. Tak więc pojechaliśmy i po zatrzymaniu autka wiedziałem gdzie jesteśmy. Odwiedziliśmy Freda, gdzie jak się okazało nie było ani jednej miski. To była moja kara, za kradzież jedzenia. Tak więc o suchym pysku siedziałem i patrzyłem jak jedzą lazanie. Trochę pobawiłem się z Fuksją, trochę pokłóciłem z Fredem a nawet Milka była na tyle blisko, że trochę ją pogoniłem. Po patrzeniu na obiadek troszkę się napiłem a Pani zaczęła farbować opiekunkę Freda a Pan coś na komputerze robił z opiekunem Freda. Tak więc ja postanowiłem się przespać.
Potem było już bardzo aktywnie. Pan zabrał mnie i Fuksje do domku z kafelkami, gdzie nikogo nie było, po rozmowie telefonicznej wyszliśmy i dość szybkim tempem doszliśmy pod budowany odcinek drogi, chyba jakiejś kosmicznej drogi, bo to wielkie tak, że nie mogłem tego ogarnąć oczkami. W końcu jedne z drzwi w zielonej ścianie się otwierają a tam woła nas znajomy Pan z fajką.
Co pędy wdrapaliśmy się na schodki i byliśmy na drodze. Tak coś czuje, że kiedyś tą drogą będziemy jeździć. No i tak Pan z fajką nie był sam bo były jeszcze dwie miłe dobrze znane mi Panie. Od razu się przywitaliśmy a Fuksja trafiła na ręce do Pana z fajką i tam już spędziła cały spacer. Chodziliśmy tak po nowej drodze, podziwiając wiadukty, barierki i mosty - tu zarówno ja jak i Pan żałowaliśmy, że nie mamy aparatu. W każdym razie spokojnie sobie dreptaliśmy by w końcu zejść z wielkiej drogi i udać się do Panci. Pożegnaliśmy się z naszą drużyną i poszliśmy do Panci, która już na nas czekała z ciastem. Ponadto zjadłem sobie z miseczki pełnej resztek różnych różności. Jadłem reszki z obiadku i trochę suchej karmy. Po tym wszystkim chwilkę zrelaksowałem się w sypialni przy telewizorze razem z Panią, Panem, Wiki i opiekunką Freda.
W końcu przyszedł czas powrotu do domku. Zabraliśmy kilka rzecz ze sobą i spokojnie zeszliśmy do autka aby się załadować i przygotować do drogi. Pożegnaliśmy się z będącymi na dole karmicielami i w drogę. Najpierw Borowscy odwiedzili sklepik po drodze. Ja z Fuksją pilnowałem autka a oni robili zakupy, ale o dziwo wrócili bez niczego. Potem jeszcze wodopój dla LaBuni i wylądowaliśmy w domku. Ja od razu położyłem się spać zresztą podobnie jak zestresowana Fuksja. Przed ostatecznym snem jeszcze troszkę połobuzowałem i byłem na małym spacerku. Przyszła noc i poszedłem za Borowskimi spać do sypialni. Fuksja tymczasem została w salonie i spała zakręcona w kocyku. To było by na tyle. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz