sobota, 13 września 2014

Samotność we dwoje

Pisane łzami

Rano było całkiem normalne i całkiem spokojnie. Dzień nie wyróżniał by się niczym gdyby nie dwa wydarzenia ale po kolei. Poszedłem na spacerek  poranny i szybko zrobiłem co musiałem a poza tym to szybko wracałem do domku na śniadanko. Borowscy też je sobie naszykowali i mogłem obserwować jak jedzą. 
Po czym rozpoczęło się istne piekło. Pan i Pani zabrali się za sprzątanie absolutnie wszystkiego. Wypucowane zostały okienka, wszystkie podłogi umyte nawet te balkonowe. Po czym z szafek wszystkich starty został kurz, który zbierał się tam latami. Oni krzątali się po pokojach więc ja postanowiłem z Fuksją udać się na długa drzemkę. Co prawda Fuksje odkurzacz wybudził i poszła gdzie indziej spać, ja natomiast jako stary weteran nie przejmowałem się tym wcale i spałem jak ta lala. Tak na całego obudził mnie dopiero Ich obiadek. Jakieś mieli gołąbki czy coś, ale nawet piórka nie zostawili.No trudno, a ponieważ pogoda była piękna to przyszła pora na spacerek. Wybrałem się więc z Panem do lasu. Chodziliśmy sobie tak po wydeptanych ścieżkach, gdy nagle pociemniało. Nim się zorientowaliśmy z nieba leciała woda, ale nie byle jaka woda, tylko wielka woda. Na całe szczęście chodziliśmy pod drzewami więc aż tak mokrzy nie byliśmy. Tak się kręciliśmy po tym lesie nie mając pojęcia jak bez parasola wrócimy do domku. Na szczęście po wielu godzinach deszcz przestał padać jak ręką odjął. Wykorzystaliśmy ten czas aby szybko wrócić do domku i ledwo doszliśmy do klatki schodowej gdy znowu się rozpadało. W domku Pan szybko wytarł mnie ręcznikiem i poszedł się wykąpać. Ja zabrałem się za łobuzowanie. Mogłem nawet zabrać kilka rzeczy do tej pory zakazanych - na przykład moje ulubione skarpetki. Jednak troszkę przesadziłem i zabrałem pojemnik na mydło który zacząłem rozgryzać. No i skończyło się rumakowanie - wylądowałem w kagańcu.
Teraz nastała druga straszna rzecz tego dnia. Pani i Pan wychodząc beze mnie oznajmili tylko - zostajesz. Tak wiec zostałem z Fuksja a naszej samotności towarzyszyła zapalona lampka i słowa miłego Pana dające się słyszeć z komputera. Tak więc razem z kotem urzędowaliśmy sami w domku. Na szczęście wyłączył się sam komputer (taka jest oficjalna wersja) i to co się działo pozostało tylko naszą tajemnicą. Borowscy wrócili po kilkunastu dniach - chyba, budząc nas przy tym ze snu. To co ujrzeli trochę ich zdziwiło - na kanapie nie było poduszek a łóżko było całe wywrócone do góry nogami. Lepiej, żeby nikt nie pytał co się działo.
Poszedłem szybko z Panem na spacerek a po powrocie od razu zabrałem się za spanie w salonie. Wcześniej próbując sobie zrobić miejsce na kanapie, ale to było już zakazane. Na szczęście udało mi się zdobyć podusię i z niej korzystałem
śpię na zdobyczy!

Wraz z Borowskimi poszliśmy do sypialni. Tam też chwilkę chciałem powłazić, ale szybko mnie uświadomili, że jest to zakazane i pospałem na swoim legowisku do świtu, bo wtedy Fuksja zaczęła się kręcić po domku, zwłaszcza po łóżku Borowskich. To oznaczało, że za niedługo wstaniemy! Do ugryzienia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz