niedziela, 7 września 2014

Wyjechcali

A zdjęcia zjadł jeż
Pani nasypała jedzenia po czym poszła spać. Chwilę później wstał Pan i poszliśmy na spacerek, bo już musiałem. Nie był on ani za długi ani za krótki, ale taki w sam raz. Tak więc z pustym brzuszkiem wróciłem do domku i mogłem spokojnie położyć się spać, co zresztą uczyniłem naśladując człowieków.

Po pobudce i zrzuceniu mnie z łóżka Wiki musiałem patrzeć na to jak Oni jedzą śniadanko, podczas gdy ja już byłem głodny przecież minęło sporo czasu. O dziwo nagle Borowscy się zebrali zostawiając mnie i Fuksję na łasce i niełasce Wiki. Szalałem sobie jak nigdy, będąc na spacerku znalazłem kującego potwora na czterech łapkach, a w domku spałem na kanapie - co od dawna się nie zdarzało. Pomagałem Wice w nauce i trochę się z nią pobawiłem. Efektem całej pracy było zasierścienie całej kanapy, zjedzenie zakładki do książek i najnormalniej w świecie bycie niegrzecznym.
Gdy już smacznie spałem nagle rozległ się telefon i razem z Wiki wyrwaniu ze snu ruszyliśmy na dół ratować Panią i Pana. Okazało się, że byliśmy zbędni bo ktoś to zrobił przed nami. No tak jakiś mądraliński zamknął drzwi od domofonu na zamek i nie dało się ich otworzyć w żaden inny sposób jak kluczem, który Borowscy zostawili Wiktorii. No nie ważnie, tylko troszkę się posiusiałem i wróciłem do domku. Nie miałem ochoty na spacerki. Chwilę posiedziałem w sypialni, ale ostatecznie całą noc spędziłem na kanapie rozpychając się i wciskając Wikę w ścianę. No i tak do bladego rana a raczej późnego rana, kiedy to Pani obudzona prze Fuksje nakarmiła nas. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz