poniedziałek, 31 marca 2014

Na świeczniku

Hm, zostawili mnie jak zwykle w poniedziałek. Musiałem ciągle spać, przerywając tę ciężką pracę chwilą na picie i zabawę. Na szczęście dziś Borowscy poza moim ulubiony szponem orła zostawili mi kości wołowe. Tak więc oprócz smacznej przekąski miałem zajęcie na jakieś 5 minut, czyli nawet nie zauważyłem. kiedy wyszli. Potem było już gorzej, bo jak tu zorganizować sobie 300000 godzin bez jedzenia? Długo wyczekiwany Pan w końcu wrócił i od razu trzeba było wykonać misję. Wygrzebał coś z lodówki i zanieśliśmy to do Pani, która jak dobrze wiecie była w pracy. Po ciężkich bojach dotarliśmy na miejsce. Trwało to dość długo, bo przecież po drodze było tyle zapachów, odgłosów i trzeba było sobie robić małe przerwy nie tylko na wypoczynek ale i na zostawianie pamiątek. Doszliśmy na miejsce przywitaliśmy się z Panią, trochę z nią chodziliśmy, a wszystko to, by się z nią pożegnać, odwrócić na pięcie i odejść. Ledwo dałem radę, ledwo byłem w stanie. Ja chciałem z nią zostać. Na pocieszenie poszliśmy do sklepu, ja czekałem, a Pan kupił pysznie pachnące pieczywko i w dodatku upadł mu kawałek batonika, oczywiście przez przypadek i nim się zorientował, ja już oblizywałem mordkę ze smakiem po połknięciu rzeczonego kawałeczek.

W domku trochę posprzątaliśmy, gdy nagle usłyszałem dźwięk domofonu. Gdy tylko się zorientowałem co to było, od razu podbiegłem pod drzwi wejściowe, bo przecież zaraz ktoś na pewno wejdzie. Zawsze się tak dzieje, więc czemu miałoby być teraz inaczej? No więc jak się domyślacie było inaczej. Pan mnie zapewniał, że to listonoszka, której podaliśmy kod. Ja dopiero zwątpiłem w gości i uwierzyłem Panu po jakiś 5 minutach czekania i cichego piszczenia pod drzwiami. Gdy Pan zajął się komputerami, które nagle dziwnie się rozmnożyły ja postanowiłem się przespać. Coś naprawiał, więc ja postanowiłem się przespać, bo zapewne da sobie radę sam. Gdy otwierałem oczka On ciągle siedział. Nagle głośno oznajmił mi "na dwór Furiat". Więc ja w te pęd popędziłem na wycieraczkę, gdzie grzecznie czekałem na założenie obroży. Szybciutko na dworek i tam zrobiłem co trzeba oraz mogłem sobie polatać swobodnie.




Swoją drogą bardzo fajnie jest teraz na dworze. Zwłaszcza popołudniu, gdy już jest troszkę chłodniej. Trawa zielona i pełna słodkich zapachów, a na drzewach jest bardzo kolorowo, choć nie zawsze zielono. Jest po prostu super, aż się żyć chce, aż się chodzić na spacery chce. Myślę, że tę porę roku z czystym sumieniem można nazwać Szczęściofuria. 
tu ja i kwiatuszki na drzewach

Dalej tak sobie swawolnie biegałem, choć ciągle coś mi nie grało i nie chodziło tu o to, że chciało mi się siusiu lub kupkę. Nie chodziło nawet o to, że ładnie pachniało. Ciągle czułem, ze ktoś mnie obserwuje i nie chodziło o Pana, bo on zawsze na mnie patrzy, czy aby czegoś nie przeskrobałem, albo nie łapnąłęm w paszczę - ktoś inny mnie obserwował, tylko kto?
mam nadzieję, że kiedyś go znajdę, tego obserwatora

W końcu znalazłem sobie pyszny patyczek i biegłem z nim w te i wewte, gdy nagle w oddali zobaczyłem Panią. Na poniższych zdjęciach widać moją reakcję.
 pędzę
dopędziłem

Ech, od tej chwili dzionek był już wyśmienity. Jeszcze chwilkę pospacerowaliśmy i do domku, gdzie troszkę popsociłem. Trochę poprzeszkadzałem w ich jedzeniu. No, ale musicie mnie zrozumieć - ja też chciałem spróbować! Ech, wszystko już w domku toczyło się spokojniej, to sobie tu pospałem, to tam się zdrzemnąłem. Czasami pobawiłem się z moim pieskiem, czasami ganiałem za butelką. Byłem szczęśliwy. Na nieszczęście moje gryzienie Pana po rękach znaczące, że muszę wyjść, nie zostało zrozumiane i zostawiłem co nieco w kuchni. Oj powiem tylko, że nie zostało to dobrze odebrane. No nic pogniewany i w złym humorze będę szedł spać. Do ugryzienia moi mili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz