czwartek, 6 marca 2014

Furiatus Mechanikus

Od pewnego czasu ten czwartek był zapowiadany jako dzień naprawy samochodu, bo od dłuższego czasu coś tam z tyłu stukało. No cóż, nie ma co próżnować i trzeba brać się do roboty. Z rana Pani poszła do pracy, a Pan coś pisał na komputerze. Gdy skończył zajmować mój komputer, to postanowił zapakować w worki leżące już od dłuższego czasu na balkonie sztuczne drzewko. Już nie było takie okazałe jak pierwszy raz gdy je zobaczyłem. Nie miało już światełek, bombek i łańcuchów. Cała moja praca przy tym przedsięwzięciu polegała na podniesieniu głowy z legowiska, ale tylko na moment. W końcu zapakowaliśmy się do autka. Na szczęście choinka nie zajęła mojej części autka.
ech, najpierw ten objazd teraz czekamy na przejazd pociągu. No kiedy będziemy na miejscu?



Okazało się, że jechaliśmy do Bojkowa, bo tam jest miejsce przechowywania choinek i naprawy autek. Na miejscu było zdecydowanie fajniej niż zapamiętałem to w swojej główce. Pełno góreczek, dołeczków, tu trawniczek, tam patyczek. 
 niech was nie zmyli mój wygląd. Ja nie zwiedzam, ja szukam narzędzi
 ciągle szukam. Może sprawdzę na trawniczku
 a może na tym trawniczku?
 na kamyczkach też ich nie ma 
 piłeczki odczepcie się - nie mam czasu, muszę szukać narzędzi!

W czasie, gdy ja organizowałem narzędzia, Pan wypakował choinkę, przebrał się i zabrał za zdejmowanie kółek z auta. Ja się takimi prostymi rzeczami nie zajmuję, więc szukałem dalej narzędzi. Okazało się, że wszystkie one były ukryte w jedynym miejscu, do którego nie dotarłem, nie zajrzałem. Nazywa się ono garażem. To stamtąd wynoszone są wszystkie narzędzia. Oj przyznaje się, nie pomyślałem i nie wiem dla czego myślałem, że one są pochowane w trawie. Może po prostu tak było by fajniej? Bo to tak brzydko jak leżą w skrzynkach lub powieszone na ścianie.

Pojawił się nagle miły i duży Pan z wąsem - tata od Pani. Był na początku przerażony tym, że kosz na śmieci został ukradziony, a tym czasem to Borowski odstawił go na miejsce. Przywitałem się z nim bardzo wylewnie, ale nie robiłem tego bezinteresownie, bo wyczułem, że ma jedzenie. Pachniało jak gruszki i to były gruszki, choć nigdy ich nie widziałem. Postanowiłem poprzeszkadzać mu w jego pracy polegającej na kopaniu w ziemi i układaniu na niej jakiś śmiesznych ale ciężkich kamyczków. W tem pojawił się Pan od Franka. Tak, tego Franka, znaczy Franczesko. Miałem nadzieję, że nie przyjechał sam, ale się pomyliłem. Szybko się przebrał i zabrał do pracy przy autku. Tu się postanowiłem już wykazać. Nie odstępowałem centrum wydarzeń ani na krok. Gdy jeden z nich zajmował się odkręcaniem czegoś, ja byłem bezpośrednio przy tym. Moje oczka stawały się Jego oczkami. No, troszkę się buntowali, ale przecież potrzebują rady eksperta. Dodatkowo cała ta praca była bardzo hałaśliwa. Czasami dochodziły takie głośne i nagłe dźwięki, że mało nie zeszedłem z przerażenia. No i oczywiście się dyskretnie wycofywałem - no dobra uciekałem. W między czasie przeszkadzałem kopaczkowi, gdy nic ciekawego przy aucie się nie działo. Gdy skręcali już wszystko po kilku chwilkach, bardzo długich chwilach, ja postanowiłem sprawdzić, czy wszystko dobrze zrobili. Przechadzałem się pod autkiem i nie omieszkałem ubrudzić jakimś smarem, płynem i czymś jeszcze innym. W każdym razie pachniało niesmacznie. Skoro o jedzeniu mowa, to aby dać odpocząć od siebie Ludzie dali mi pyszne wędzone szpony orła, a później dostałem jedzenie właściwe. No i potem po skończonej pracy kopacza miły Pan z wąsem dał mi kilka paróweczek i mam tu na myśli, za mało! Oprócz tego z jedzenia to spróbowałem kilku patyczków, trochę trawki, jakieś kabelki węża i mydło. No i gruszkę.

Całe to zamieszanie sprawiło, że nie miałem czasu na spanie. Po prostu nie było gdzie się położyć, bo nie było moich podusi i nie było legowiska. Jak wsiadałem do autka z pomocą Pana to mi się tak nudziło i chciałem wyjść. Na szczęście cały ten czas nie został zmarnowany, bo autko jak malowane przestało pukać. Tak więc gdy już się ściemniało, mogliśmy pojechać po Panią i na zakupy.
Tutaj w oczekiwaniu na wyjście Pani z pracy. Troszkę to trwało, więc nie omieszkałem załatwić tego i owego oraz sprawdzić jak wygląda podwozie stojącej nieopodal ciężarówki. Pani przyszła, więc pojechaliśmy na zakupy. Znaczy ja czekałem w autku, ale i tak było fajnie. Nasza trójka wróciła szczęśliwie do domu, nie było zbyt wiele zakupów i było bardzo miło. Na kolację zjadłem kurczaczka, którego wyłowiłem z torby. Ładnie pachniał, więc pewnie był dla mnie. Ten pełen emocji dzień kończy się bardzo szybko, bo jestem bardzo zmęcccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccccc

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz