sobota, 8 marca 2014

Nadciąga Furiat

Jak się można domyślić, Furiacik dzisiejszy dzień spędził w podróży. Tak, tak moi mili. Poznań w końcu się doczekał długo wyczekiwanej wizyty mojej cudownej osóbki. Szykowałem się całą drogę, Pan już od kilku dni mówił, że mam pokazać jak się wyje. Więc całą drogę dawałem popis. Niestety chyba nadwyrężyłem struny głosowe bo...

aaaa...

zapomniałem wspomnieć, że te wyjce to Within Temptation ... zaraz zaczyna się koncert, więc muszę lecieć, dokładną relację z całego tego podbijania Poznania zdam w najbliższym dniu wolnym od prasowych i koncertowych zobowiązań.

Dobrze jestem już w domku. Co się okazało. Wchodzę sobie jak gwiazda do budynku, gdzie grają koncert, a tam ani jednego fotografa, ani jednego fana, nawet czerwonego dywanu i co najgorsze zakaz wprowadzania psów. I moje nawoływania, że mam status gwiazdy, że mam paszport polsatu (tak naprawdę go nie mam, ale ochrona o tym nie wie), że jestem uwielbiany przez miliony ludzi, że będę śpiewał - nic nie pomogły - ochrona stanowczo mówiła "NIE". No nic musiałem obejść się smakiem, no ale to nie ja najbardziej na tym ucierpiałem, tylko miliony widzów udających się na koncert - nie usłyszą mojego głosu. Wiem, że będą zawiedzeni, bo każdy kto mnie mijał zwracał uwagę na moją słodycz i wspaniałe uszka. Dobrze, że nie wiedzieli co ich ominęło, bo myślę sobie, że w Poznaniu byłyby potężne rozróby. Postanowiłem się nie awanturować i pozwiedzać miasto, wsłuchać się w nocne odgłosy tętniącego życiem miasta i poznać jego zapachy.

Zacząłem od pożegnania się z budynkiem Targów Poznańskich i Wam też to radzę, bo może się okazać, że już niedługo go zamkną, jak Obama się dowie, co się stało wieczorem 08.03.2014. No więc zostawiłem w okolicach małą niespodziankę, którą Pan musiał oczywiście posprzątać. Potem wizyta w okolicy dworca. Muszę przyznać, że ładnie wygląda, taki kolorowy, rzekłbym smakowity.

chyba mnie tu już znają ?!

z powodu focha to jest jedyne zdjęcie jakie dałem sobie zrobić w okolicach dworca
trafiłem w niewolę!

Potem razem z Panem udaliśmy się w kierunku rynku Poznańskiego, żeby zobaczyć jakieś trykające się koziołki. Nie wiem co w tym fascynującego, jak ja trykam to Borowskim się nie podoba i używają odświeżacza powietrza. Cała droga była fascynująca, pełna zapachów, leżących przysmaków i co najważniejsze - wesołych ludzi. Zwłaszcza ten wesoły, acz posągowy Pan.
Mijałem go dwa razy w odstępie kilkudziesięciu minut, a on stał w tym samym miejscu w takiej samej pozie. No po prostu podziwiam jego cierpliwość. Całą zabawę ze zwiedzania psuły mi trochę te jeżdżące na nartach ustrojstwa. W okolicy mojego domku też jeździ kilka takich, ale zdecydowanie rzadziej. Tu natomiast co krok to jeden taki zielony śmignie przed nosem. Skąd ta plaga się bierze?

powinni tego zakazać

Na samym rynku, ani jednego koziołka, ba - nawet nikt nie trykał, bo ładnie pachniało i było dość czysto, acz bardzo gwarnie. W sumie mogę powiedzieć, lubię to. Szkoda tylko, że popsuły to jakieś gwizdy i bębnienia śmiesznych ludzi w śmiesznych strojach i śmiesznie gadających. Przerażało mnie to i za karę pozostawiłem po sobie pamiątkę, jeśli wiecie o co mi chodzi. Jednak Pan znowu wyszedł przed szereg i musiał posprzątać.


Wracaliśmy szybko do naszej bazy, czyli do autka, bo tam już czekała na mnie kolacyjka. Puszeczka pysznej mięsnej mieloneczki. Zjadłem jak zwykle ze smakiem i znowu miałem siły na zwiedzanie. Tym razem za cel postawiliśmy okoliczny park. Nie obyło się bez prezentów, które zostawiłem. Poznałem kilka fajnych piesków, a jeden z nich mnie obszczekał. Zupełnie nie rozumiem jak to możliwe, że nie chciał mnie dokładniej poznać.


tutaj Pan mnie przypiął do lampy. Wiedziałem, że nie chce mnie zostawić (chyba), tylko sprząta moją kanapę w samochodzie

Już wracałem do autka na zasłużony sen gdy nagle Pan odebrał telefon, że wyjce się skończyły. Tak więc aby Pani z przyjacielami się nie zgubiła, musiałem iść ich przyprowadzić. Tak bardzo mi się nie chciało, tak opornie szedłem, ale wiedziałem, że muszę. Chwilę się naczekałem na miejscu, ale w końcu przyszli i mogliśmy wracać do autek i w końcu do domku.

Wsiadłem do autka i od razu padłem. To przez ten wysiłek i przez emocje jakie towarzyszyły temu wyjazdowi.
ja 5 sekund po zajęcia miejscu w aucie

Droga powrotna śmignęła mi bardzo szybko. Już nie miałem po co trenować głosu, nawet nie chciało mi się korzystać z toalety - zupełnie przeciwnie jak w drodze do. Ciemno było na dworku, tak więc obudziłem się tylko kilka razy, gdy Borowscy zatrzymywali się gdzieś i wysiadali z autka. Mówili coś, że są zmęczeni i muszą się przewietrzyć. No ja nie rozumiem, czemu oni się nie położą po prostu spać obok mnie. Przecież obudzą się pod domkiem i będą wypoczęci. Okazało się, że dotarliśmy do domku w okolicach 5.00, tak więc to dobra pora na siusiu i jakiś spacerek. Ech, Oni chcieli iść do domku i spać. Ja się pytam po co. No nie będę dyskutował poszedłem z nimi i z musu położyłem się spać. Kilka minut pospałem i już miałem ich budzić, ale pomyślałem sobie, że nie chce mi się siusiu ani kupki więc po co. Pozwolę im jeszcze pospać, przynajmniej mogę pisać w spokoju. Podsumowując męcząca, acz bardzo udana wyprawa do Poznania sprawiła, że chcę więcej. Pozdrawiam i do ugryzienia.

4 komentarze:

  1. Furiaciku, zapraszamy czesciej! Poznaniacy bardzo Cie pokochali i chyba zdetronizujesz koziolki ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. podobno koziołki są na znacznej wysokości a Furiacik ma arachnofobię czy jakoś tak :)

    OdpowiedzUsuń