wtorek, 25 marca 2014

Dzień 108 uczenia jak pieskiem być

Co jak co, ale noc przespałem jak miś przesypia zimę. Spałem jak zabity i nawet poranna zrywka Pani do telefonu mnie nie ruszyła, nawet Pan musiał mnie przekonywać bym wyszedł na dwór. Cały poranek nie wstałem z legowiska swojego ani razu, a zmuszony do spaceru nie byłem zadowolony i od razu po powrocie rozłożyłem się w swoim wyrku, oczywiście wcześniej pałaszując śniadanko. Mijały godzinki ja dalej nie mogłem się nadziwić i nacieszyć, że jestem w domku i mogę spokojnie spać u siebie, obserwując moich Borowskich. Właśnie sobie coś uświadomiłem, skoro ja jestem w Ich rodzince, to ja chyba też jestem Borowski, Furiat Borowski - śmieszne.

Rozległ się nagle dźwięk domofonu i po chwili Pan przynosi małą paczuszkę, która okazała się być dla mnie. To była wielka szara mata - ciekawe po co mi to?!

W końcu zaczęliśmy się zbierać
ja tak się uśmiechałem na samą myśl o wspólnym wyjściu

Zdrapaliśmy się na dół razem z Panem i tam zanieśliśmy kilka rzeczy do autka, włącznie z dziwną szarą matą. Potem zostałem czochrany swoją drapaczką i pozbywałem się przez to tony sierści. Zeszła Pani zamontowali ową matę na moją kanapę, pozbywając się mojego kocyka. Tak więc zasiadłem w nowej aranżacji mojego wnętrza i w drogę. Muzyka w głośnikach, pełen spokój, mija chwila i śpię. Budzę się gdy wysiada Pani, a my jedziemy dalej! Ojejku, co się dzieje - nie porzucajmy jej! Odjechaliśmy kawałeczek i Pan znikł w sklepie, a ja czekałem w autku. Na szczęście szybko wrócił i poszliśmy na spacerek.
mata w swojej okazałości i ja
 spaceruję i poznaję okolicę (w tle LaBunia)
obserwuję rzekę i kombinuję, jak ją przejechaliśmy autkiem

Troszkę się oddaliliśmy od autka i mostem przeszliśmy nad rzeką i spotkaliśmy Panią. Wróciliśmy do autka i dalej w drogę. Pojechaliśmy w dobrze mi znane okolice, chyba się domyślacie, że do Freda. Od razu pędziłem jak rakieta  na czwarte piętro, wyważyłem siłą drzwi i wpadłem do kuchni, a tam w miskach sucha karma. Na szczęście szybko przyszykowano mi, znaczy mi i Fredowi, makaronik z rosołkiem i mięskiem. Trochę poczekałem i dokończyłem także miskę swojego rudego kumpla. Potem kosteczka wołowa czy wieprzowa i pełno wody. Tak więc ugasiłem nie jeden wirtualny pożar podłogi. Jeszcze trochę pojadłem przekąsek za różne sztuczki, a to daj głos, siad, łapa, poproś oraz leżeć. Opłacało się odwiedzić Freda. Domownicy i Borowscy zasiedli do obiadku, ja obserwowałem wszystko z przedpokoju, bo miałem zakaz wstępu do salonu, a wszystko przez zazdrosnego rudzielca! Trochę to wszystko potrwało, ale znowu wyruszyliśmy w drogę. Do autka i do domu chciałoby się rzecz, ale odwiedziliśmy jeszcze sklepik. Miałem okazję poślinić Panią i fotele. Nakupowali i w końcu do domku. Na całe szczęście, bo już moja sikawka dawała o sobie wyraźnie znać, ale postanowiłem być dzielny. Już pod samym domkiem to piszczałem jak obierany żywcem kurczak. Trochę popuściłem, ale można powiedzieć, że się udało. W czasie gdy ja siusiałem i byłem czochrany tym razem przez Panią, Pan nosił zakupy
o tak tu mnie czochaj i tu też mnie czochaj

W końcu Pan zebrał ostatnie rzeczy i mogliśmy iść do domku. Wielkie pudło, czyli wczorajszą paczuszkę. W domku rozgościło się toto przy moim legowisku i prawie nie miałem ochoty jeść kolacji - no dobra żartowałem.
jem dyskretnie obserwując pudło, bo może coś z niego wyskoczy i mi zje kolację

Doszły mnie słuchy, że to miał być prezent z okazji 104 urodziny dla mojej wiernej czytelniczki - Chepcher Jones. Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć 100 lat szczęśliwego życia, ale nie Masz co czekać na paczuszkę, bo się sama otworzyła.
Zresztą nie wiem co byś wierna Czytelniczko zrobiła z 18 kilogramami psiej karmy. Nie martw się, nie zmarnuje się. Tak więc, powiedzmy, że przyjmę od Ciebie w ramach Twoich urodzin. Obiecuję, że przy każdym kęsiku będę myślał o Tobie. Dobrze, nie pozostaje mi nic innego ja iść spać. Tak więc do ugryzienia wszyscy moi Młodzi i Starzy czytelnicy.

2 komentarze: