czwartek, 20 marca 2014

Wymiona skrzydła

Od rana wszystko było inaczej. Po kolejnych dzwonkach nie wstawali, co było już bardzo denerwujące, bo chciałem na dwór, a przede wszystkim chciałem jeść. Ponieważ jestem ynteligentny to wiem, że to drugie zależy od pierwszego, a to wszystko zależy od zerowego - od wstania Borowskich. 7.00 brak reakcji na budzik. No nic poczekam jeszcze 5 minut i na 100% wstaną. Dzwonek, lecę a tu brak reakcji i tak jeszcze dwa razy. W końcu wstali. Szybki spacerek, dodam tylko, że bardzo owocny. Szybki powrót i pełna miseczka jedzenia. Gdy zjedli śniadanie i Pani zaczęła się zbierać do pracy, Pan tymczasem zaczął z przedpokoju wynosić wszystkie rzeczy, w tym moje legowisko. Czy to oznacza kolejną moją przeprowadzkę?
gdzie ty wynosisz wszystkie moje rzeczy? oddawaj huncwocie!
mam spytać jeszcze raz i oczekiwać na odpowiedź, czy od razu się obrazić?

Gdy z mojego królestwa zniknęło całe wyposażenie, a w pozostałych pokojach wszystkie rzeczy zostały przykryte moimi kocykami, nagle zadzwonił domofon. Czy to oznacza, że już Pani wraca? Dziwne było to, że Pan odebrał domofon (to to się w ogóle da odebrać? po co?) i po krótkiej rozmowie otworzył drzwi. Po chwili zjawiło się dwóch dziarskich Panów niosących wielki karton. Jeden z nich od razu znikł, a drugi zaczął rozmowę. Co za piękny piesio - to było do mnie. Witałem się z Nim, a on zaczął rozmowę. Te drzwi są tak ciężkie, macie tu jakieś skarby, dzieła sztuki? Pan tylko się uśmiechnął i patrząc na mnie "mamy Furiata to nasz skarb". Oj jaki byłem dumny z tych słów, jednak kolejne wyrazy wychodzące z ust Pana zmazały całą tę dumę i radość. Mówi: to nasz skarb, który albo zabezpieczymy drzwiami przed kradzieżą, albo zakopiemy. Wszyscy się śmiali, ja się tak ostatnio uśmiałem jak oglądałem Gambit Evansa w szachowej rozgrywce między Polską a Ukrainą. No po prostu ogon urywało. Koniec końców mili Panowie zabrali się za robotę. Wyjęli nasze drzwi i jeden z nich zaczął bałaganić, podczas gdy drugi odpakowywał wielkie pudło i dokładał do niego jakieś elementy. Przyglądałem się temu z najbliższej odległości i doradzałem zarówno jednemu, jak i drugiem. Gdy zabrali się za wielki sprzęt i zaczęli bardzo hałasować, generując przy tym znaczne ilości bałaganu, kurzu i gruzu, ja postanowiłem się wycofać. Co jakiś czas zaglądałem, ale tam się nic nie zmieniało, a ja stawałem się coraz brudniejszy, tak więc Pan przypiął mnie na stałe za pomocą strasznej smyczy do orbitera. Tak spędziłem długi czas, będąc głaskanym. 

no weź mnie wypnij, ja też bym może chciał coś wyburzyć?

Tymczasem Panowie (nazwałem ich bałagano-hałaśnikami), ogarniali temat i powoli się wszystko wyciszało i wyczyszczało, tylko co chwilę chcieli wodę i komentowali - co, jeszcze jedno wiadro? Jejku gdzie to wszystko znika? Ja nie wiem o co chodziło z tymi wiadrami, ale Pan im dał jedno i ono ciągle stało na swoim miejscu, z wodą - właśnie z pyszną wodą. Gdy tylko Pan wychodził uzupełniać wodę w tym wiadrze, ja panikowałem, że mnie chce zostawić na zawsze w tym brudzie. Gdy bałagano-hałaśnicy oznajmili, że kończą powoli, razem z Panem oglądałem co robią, oczywiście z dystansu, aby za nadto się nie pobrudzić. W końcu się skończyło, ogarnęli z lekka bałagan, który narobili i się zmyli. Ja pomogłem Panu sprzątnąć klatkę schodową, pierwszy raz z 30000000. Potem szybki spacerek i powrót do sprzątania. Powoli, acz systematycznie, zmniejszał się brudek w domku, ja też zresztą trochę się umyłem, głównie pijąc wodę z wiaderka! Koniec końców, prawie skończyliśmy, gdy przyszedł czas aby spotkać się z Panią. Wyrzuciliśmy, śmieci, spotkaliśmy Panią i poszliśmy do sklepu, znaczy jak zwykle Borowscy weszli do sklepu, a ja czekałem na nich na zewnątrz. W drodze powrotnej do domku zostałem jeszcze trochę wyczesany.

W domku od razu miska jedzenia i kontrola czystości.


tutaj jeszcze byś przetarł, no włącz parownice i zrób to porządnie


ech, mówię i mówię, a nic się nie zmienia, ciągle trzeba poprawiać, dobrze, że mam takie polerskie uszy

W ogóle muszę powiedzieć, że te nowe drzwi są jakieś dziwne, chyba wolałem stare. Teraz jestem za fraczki przenoszony przez próg. Zupełnie tego nie rozumiem, przecież nie jest on jakiś taki super, może to platyna albo co najmniej srebro! Czy tak już będzie zawsze? No, zobaczymy jutro. W każdym razie ze względu na dzisiejsze picie dużej ilości wody z wiadra, ciągle chciało mi się podlewać kwiatki. No nie zdawałem sobie sprawy, że jedno jest połączone z drugim - kto by pomyślał? Troszkę przez to się na mnie podenerwowali, ale ja w końcu mogłem położyć się u siebie na swoim legowisku, kątem oka spoglądając na nowe straszydło.


miska, legowisko, widok na Borowskich, czego chcieć więcej?

Ten emocjonujący dzień dobiega końca, a ja zapewne jak dnia poprzedniego będę spał i w pół świadomy wędrował między legowiskiem, a nogami Borowskich. Kilka takich kursów i koniec końców zawsze śpię jak niemowlę w swoim ukochanym łóżeczku. Do ugryzienia i obyście zawsze trafiali do swojego ukochanego łóżeczka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz