środa, 5 marca 2014

Obojętność i Fanatyzm

Ranek nie był zbyt wesoły dla mnie i dla Borowskich. Po pierwsze spałem cały wieczór dnia poprzedniego, tak więc już z samego rana próbowałem ich dobudzić. Nie dało się, a ja nie budziłem ich bo miałem taki kaprys, po prostu musiałem iść na dworek. No jakby zamykali drzwi na jakiś zamek, który bym dosięgnął, to bym nie musiał ich budzić i sam bym wychodził. No więc co nieco zostawiłem im w salonie i w sypialni. Och, byli bardzo źli na mnie i wcale im się nie dziwię. Przez to wszystko jedzonko dostałem tuż przed Ich wyjściem.
oj nie wychodźcie - proszę, zostańcie, pobawimy się i nie będę gryzł, obiecuje!

Niestety nic to nie dało i zostałem sam ze swoimi myślami, wiadrem zabawek i wędzonym szponem orła. Po spokojnym skonsumowaniu wędzonki zabrałem się za intensywne spanie. Spałem tak długo i tak intensywnie, że obudziło mnie otwieranie drzwi. To był Pan. Wiedziałem, że od razu pójdziemy na spacerek. Nie myliłem się. Nieśpiesznie wyszedłem niesiony na rączkach. Zrobiłem co musiałem, wyrzuciliśmy śmieci i poszliśmy na nową łąkę. Tak wielką, że nie widziałem jej końca. Szalałem tam jak tylko potrafiłem. Biegałem za piłeczką przez 3 minuty. Potem zupełnie ją olałem. Ponadto zauważyłem w sobie pewną regularność. Na spacerze, gdy jestem zajęty poszukiwaniem źródła intrygującego zapaszku (np suchego chlebka, jak dzisiaj) to można mnie wołać godzinami i tak nie przyjdę do puki nie znajdę tego, czego szukam i nie przybiegnę w pyszczku ze źródłem. Oczywiście nie dałem sobie tego zabrać i stoczyła się o to wielka wojna. No dobrze, ale wracając do głównego wątku. Na dworze mogą mnie wołać, a ja i tak nie przyjdę. Natomiast w domku nie ma chwili bym odstąpił Ich na krok. Wstają z fotela ja za nimi. Idą do kuchni - ja za nimi. Idą zamknąć okno w pokoju, ja lecę za nimi. Ech, mam dziwaczną naturę i wydaje mi się, że to jest genetyczne.
 fascynuje się nowymi zapaszkami
 szukam piłeczki
 tu nie obraziłem się, a sięgam tam gdzie wzrok nie sięga
 tu kiedyś było jedzonko, na 10000%
 ech, ten znowu z aparatem
gdzie ta piłeczka?!

W domku jak to w domku, relaksik przeplatany zabawą i wiernym podążaniem za Borowskimi. Problem zawsze pojawia się, gdy się w domku rozdzielają. Na szczęście są to rzadkie sytuacje, a ja wówczas podążam za Osobą kierującą się do kuchni. W domku bawiłem się patyczkiem, który sobie tam kiedyś przyniosłem. Pan mi go rzucał, a ja za nim i w ząbki. Pogryzłem co nieco i pod stół. W ogóle pod stołem w nogach Borowskich jest najlepiej, tak bezpiecznie i wiem, że zawsze są przy mnie.
 no daj mi patyczek
 gryzę patyczek przy orbiterze
a tu gryzę patyczek przy desce do prasowania

Dobrze, muszę kończyć to rozczulanie się nad sobą i tego posta, bo czas na mnie do spania, a co najważniejsze Borowscy muszą pracować i dopadłem tylko na chwilkę do laptopa. Tak więc do ugryzienia i cieszcie się zabawą swoimi ulubionymi kijkami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz