sobota, 29 marca 2014

Ten kto sprząta, żyje krócej

Poranek dzisiejszego dnia był bardzo dziwny. Po pierwsze wstali dość późno, mimo iż ja musiałem wyjść wcześniej, więc sprezentowałem im mokrą niespodziankę. Potem zamiast wyjść, po prostu zjedli śniadanie i mi też nasypali. No więc dostali niespodziankę numer dwa. Potem było jeszcze dziwniej. Na spacer wyszliśmy całą trójką. Szliśmy sobie spokojnie w kierunku pracy Pani. I tu cały piękny dzień się skończył. Gdy tylko minęliśmy bramę, Pani się pożegnała z nami i zniknęła za drzwiami biura. Ja byłem bardzo smutny i chciałem ją stamtąd wyciągnąć, ale smycz była za mocna i musiałem dokonać odwrotu. Dziarskim krokiem wróciliśmy do domku i tam się zaczęło. Pan skończył naprawiać krzesełka, które na moje oko w ogóle nie wydawały się zepsute. Tak, mogę powiedzieć, że nie zostały nadgryzione zębem czasu - jeszcze. No nic, ponieważ w użyciu była wiertarka, ja postanowiłem obserwować te czynności z dystansu. Oczywiście obserwowałem aktywnie, nie omieszkując głośno komentować: gdzie wiercisz, czemu pod takim kątem?
sprzątam!

Potem zamiast posprzątać, zaczął bałaganić, bo zabrał się za sprzątanie balkonu i okien po kolei, a wszystko to w rytmach głośnej "muzyki" nie wyobrażajcie sobie, że był to Mozart czy też Chopin, ba nawet to nie był Dębski. To po prostu była muzyka taneczna. Wszystko to skwitowałem ostentacyjnym pójściem spać! Po pobudce, muzyka była już cichsza i okna po stronie zachodniej były już można powiedzieć umyte, bo przecież bez mojej pomocy to były tylko czystsze. Wstałem w sam  raz na spacerek, który był dość szybki, bo trzeba było wracać do dalszego sprzątania. Umyliśmy okno w sypialni i gdy już kończyliśmy to w kuchni w domku ni stąd ni zowąd znalazła się Pani. Pomogła nam sprzątać kuchnie. Teraz cała błyszczy. Ledwo skończyliśmy porządkować wszystko, a już się zbieraliśmy. Jak się okazało jechaliśmy do Freda. Wgramoliłem się w te pędy na górę i omijając przeszkody w postaci domowników dopadłem do misek. Były puste, ale szybko się napełniły. Wtrąbiłem ile się dało po czym dokończyłem po Fredzie. Ech, nie był z tego zadowolony. No, teraz mogłem się przywitać. Troszkę poleżałem, troszkę podziabałem wołowe kostki i nawet się zdrzemnąłem. Pan wyciągnął mnie na spacer. Poszliśmy odwiedzić drugi domek. Przywitałem się i nagle mnie zaatakowało. Tak, dobrze wiecie co się stało w domku z kafelkami. Pan był bardzo niezadowolony, oj bardzo był niezadowolony. Gdy kończył sprzątać, przyszedł Pan z Fajką i się ze mną przywitał. Trochę poszalałem, nawet się napiłem, oj bardzo dużo się napiłem. Szalejąc nagle dobiegły do mnie wielkie hałasy, podobne do tych jakie usłyszałem podczas Sylwestra. Byłem zaniepokojony, koniecznie chciałem zobaczyć co się dzieje. Okno było za wysoko, a drzwi były zamknięte. Ech, a jak świat mnie potrzebuje, a ja tego nie wiem? Jak tam jakaś słaba istotka potrzebuje mojej pomocy, a ja nie mam dokąd uciec! Na szczęście tym razem Pan się zorientował i poszliśmy na dworek. Po drodze siusiu i wróciliśmy do Freda. Tam zostałem potarmoszony i tak aż do czasu, gdy okazało się, że jest późno i musimy wracać do domku. Miałem w związku z tym mieszane uczucia. Bo tu fajnie, ale w domu też fajnie. No w każdym razie zeszliśmy na dół razem z Fredem. Zapakowałem się do autka i już wyglądałem domku, ale po drodze oczywiście odwiedziliśmy sklepik. Ja pilnowałem autka, a Oni robili zakupy. Zupełnie nie rozumiem, czemu mam pilnować autka, skoro czytałem w Internecie, że auta można zamknąć tak, że nikt niepowołany ich nie otworzy - czemu Borowscy tak nie umieją? No nieważne, dość szybko wrócili i już oznajmili, że jedziemy do domku. Na autostradzie byłem bardzo zły na Pana, bo wyskoczył nam pod koła królik, a On go ominął, ech a już miałem przed oczami potrawkę z dziczyzny, znaczy z króliczyzny. No może następnym razem się uda, ale do tego czasu Mu nie wybaczę.
fajna ta mata, mogę leżeć i patrzeć na Borowskich

Pod domkiem jeszcze delikatny spacerek w trójkę. Było dość mokro, więc postanowiłem dolać trochę od siebie. Pan zabrał całe zakupy i prezenty od dużego Pana od Freda. Ja wchodziłem za nim popędzając go i obserwując, czy aby nic mu nie wypadło.
Jeszcze tylko pomogę rozpakować zakupy i mogę w końcu odpocząć po męczącym dniu. Ech, przyznacie sami, że mi się należy. Naprawa krzeseł, okna, podłogi i pucowanie kuchni, a potem całe to jedzenie u Freda. Należy mi się sen, tak więc do ugryzienia moi Drodzy i nie zapomnijcie, że dziś trzeba się cofnąć w czasie o jedną godzinę!
śpię!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz