piątek, 16 stycznia 2015

Z przyrodą

Po ciężkim i męczącym dniu związanym z malowaniem w końcu czwartek miał być dniem spokojnym. Spoglądając w niebo podczas odwożenia Pani czułem, że będzie ładnie, że będzie słonecznie. Tak więc po zostawieniu Pani we właściwym miejscu ruszyliśmy na spacerek. Zatrzymaliśmy się nad jeziorkiem.
eeee gdzie ja jestem?

Po wyjściu chwilę czasu zastanawiałem się gdzie jesteś. Na szczęście ta dezorientacja trwała tylko chwilę. Rozejrzałem się i od razu wiedziałem, że jestem nad spacerowym kompleksem jeziorek. Jedno z nich nazywa się Milicyjnym. No początkowo wzdłuż ulicy szedłem sobie na smyczy, spokojnie i dostojnie obwąchując krzaczki. Na szczęście gdy oddaliliśmy się od ulicy moja smycz zwijana zamieniła się w tymczasową i mogłem sobie swobodnie biegać, gdzie mi się żywnie podoba. Tak wiec podążałem za Panem, ale jednocześnie swobodnie sobie oglądałem co mi się podoba i co najważniejsze kiedy mi się podoba. Tak więc po drodze znalazłem sobie zabawkę. Była to najzwyklejsza butelka ale i tak dłuższa chwila zabawy był przednia. Potem zapomniałem o zabawce, bo poczułem jakiś zapaszek i za nim poleciałem. Pan tymczasem chodził po okolicy i robił zdjęcia. Ja też pozwoliłem sobie raz czy dwa razy ustawić, aby zdjęcie ze mną miała dramaturgię i styl.
jaka fajna butelka

dramatyczne zdjęcie

Tak sobie czytałem wiadomości pozostawione przez inne pieski i sam gdzieniegdzie napisałem o blogu o malowaniu, gdy w końcu Pan mnie zawołał. Ja oczywiście jestem bardzo grzecznym i bardzo posłusznym pieskiem, więc nie zwlekając ani chwili przybiegłem do Niego.
wącham, a ty mnie wołasz?

już biegnę!

ciągle biegnę

dostojnie biegnę

zaraz będę leciał

faluję sobą

cały w powietrzu, widzisz?

dostojnie i z klasą

już prawie jestem!

Po dobiegnięciu do Pana zostałem oczywiście sowicie pogłaskany. Zawsze jak zrobię coś dobrego w mniemaniu Pani lub Pana to jestem głaskany, a czasem nawet dostaję przekąskę. No po prostu żyć nie umierać. W każdym razie poprowadziłem Pana na dalszy spacer. Oczywiście zawsze byłem z przodu. Czasami wyżej a czasami niżej. Kręciłem się po okolicy. Zwykle Pan mnie nie słuchał co do kierunku w którym mamy iść i przez to musiałem się wracać czasami w trudnym terenie przez kilka ładnych minut
no choć!

e ale czemu nie tędy?
coś tu ładnie pachnie

Przeszliśmy przez lasek przez który chciał przejść Pan i wyszliśmy na kolejną łączkę, na której spotkałem wielkiego i bardzo groźnie wyglądającego psa, który najpierw podbiegł i mnie obwąchał a po jakimś czasie przybiegł znowu i tym razem był mniej przyjazny, ba był nawet trochę agresywny. Jego Pani z ledwością go odciągnęła i całe szczęście bo bym go sprowadził do parteru i poniżył, ponadto Pan prewencyjnie trzymał mnie na tymczasowej smyczy. No i od tej chwili moje hasanie się skończyło. Zostałem przypięty do smyczy właściwej a groźny piesek poszedł w las ze swoją Panią. Ja poszedłem obejść łąkę i w zasadzie już powolutku wracaliśmy do autka. Na smyczy przeprawa przez las nie była już taka fajna i łatwa jak bez niej. Co chwilę się gdzieś zaplątywałem i Pan musiał to wszystko odkręcać. Ja się najnormalniej w świecie gubiłem.

o jakiś piesek tu biegnie, a ja wącham badylka

no i się zaplątałem, ratunku

W drodze powrotnej chciało mi się pić, ale oczywiście ktoś z zamrażarką chodził nad jeziorkiem i wszędzie tafla lodu. No ale od czego ja mam swój wspaniały nosek. Wywąchałem jakąś małą wyrwę w tafli lodu i się napiłem. 
mrożona woda

Potem szybko do autka i szybko do domku, oczywiście w drzwiach witała nas Fuksja, która szybko nas obwąchała i skorzystała z okazji aby się przejść po klatce schodowej. Na szczęście szybciutko wróciła do domku i poszliśmy spać. 
Fuksja zwiedza klatkę

W zasadzie reszta dnia była leniwa, no dobra nie do końca leniwa, bo sprzątaliśmy mieszkanko kilka razy. Odkurzaliśmy podłogę chyba z 10 razy, aż w końcu się Pan zdenerwował i wyczesał mnie w domku i jednocześnie odkurzał. No więc było naprawdę miło i naprawdę przyjemnie, a po tych kilkudziesięciu minutach byłem trochę lżejszy. W dodatku moje fioletowe barwy miłości zeszły całkowicie. Nawet Fuksja została trochę wyczesana. Potem poszliśmy znowu spać oczywiście wcześniej jedząc obiadek.
Fuksja w kocyku
Fuksja na drapaku

Wieczorkiem pojechałem z Panem po Panią, ale chwilę wcześniej sobie pospacerowałem pod domkiem. W końcu wsiadłem do autka i pojechaliśmy z Panią na zakupy. Chwilkę poczekałem na nich w aucie, ale wrócili szybciutko (jak na ich możliwości) i w dodatku z bardzo małą ilością zakupów. No coś mi się wydaje że chyba są chorzy. Po powrocie do domku oczywiście byłem niegrzeczny przez co wylądowałem w kagańcu. Byłem naprawdę bardzo niegrzeczny bo zdejmowałem rzeczy ze stołu i co gorsza głośno szczekałem w domku. To są dwie rzeczy, których w domku robić nie mogę. W każdym razie przed snem poszedłem na spacerek aby załatwić psie sprawy. Po powrocie od razu położyłem się spać. Do ugryzienia!

2 komentarze: