Sobota tylko na początku była normalną i najzwyklejszą sobotą. Pobudka, spacerek i śniadanko. Potem gdy już szykowałem się do porządnej przedpołudniowej drzemki nagle Pan oznajmił mi, że wyruszamy w drogę aby wykonać misję. Zawsze lubię wykonywać jakieś misje. Tak wiec podekscytowany i bez zbędnego podekscytowania udałem się do autka.
Siedziałem w bagażniku i podekscytowany wyglądałem miejsca docelowego naszej wojaży. Okazało się, że pojechaliśmy do Gliwic. Niestety nie wysiadałem nawet, a po krótkim czekaniu do autka wsiadł miły Pan z fajka z mieszkania z kafelkami. Udaliśmy się w dalszą drogę. Tak sobie jechaliśmy i jechaliśmy aż w końcu się zorientowałem, że jedziemy w miejsce w którym zostawiliśmy Forda. Tak to ten samochód, który się popsuł gdy odbieraliśmy kilka dni wcześniej mieszkańców mieszkania z kafelkami.
W każdym razie po zatrzymaniu się i krótkim rozejrzeniu po okolicy i zlokalizowaniu popsutego autka przywitałem się z mieszkańcami domku. Było fajnie bo był tam też piesek, ale zaczęło się robić troszkę dziwnie. Bo ja zostałem zamknięty sam na podwórku a Pan i Pan z Fajką poszli robić autko. Najpierw wyciągalni z niego różne rzeczy, bardzo przy tym psiocząc. Pomagał im jeszcze jeden Pan, mieszkaniec domku w którym byłem przetrzymywany. Rozbierali wszystko i co jakiś czas schodzili do garażu, po chwilę wychodzili nosząc przy tym jakąś część. Potem te części montowali do autka. Pocili się przy tym i męczyli, korzystali z podgrzewaczy i innych takich. W końcu się udało i czerwony Fordziak odpalił niemal od pierwszej chwili.
Ja w między czasie bardzo głośno piszczałem chcąc uczestniczyć w pracach. Z daleka starałem się podpowiadać i w ogóle nie zwracałem uwagi, że miałem wokół siebie piękny zielony trawniczek, przekąskę w postaci wędzonego ucha oraz swojego pluszowego piesia. Chciałem najnormalniej w świecie być w akcji. Od czasu do czasu udawało mi się otworzyć furtkę (no dobra robił to wiatr) i wybiegałem jak szalony do pracujących przy autku. Szybki przegląd sytuacji i od razu im podpowiadałem. Oni niestety nie słuchali bo Pan odprowadzał mnie do mojego więzienia. W przerwach kiedy prace odbywały się w garażu, Pan zabrał mnie na mały spacerek po okolicy.
Całe prace ze względu na problemy z niedającymi się odkręcić lub złożyć częściami trwały kilka ładnych godzin. W sumie to pewnie dla tego, że ja nie pomagałem, ale następnym razem nie zamierzam się wtrącać w ogóle. Zapytacie pewnie co z pieskiem domowników. Otóż był on ode mnie odgrodzony małym płotkiem, którego żadne z nas nie mógł przejść i odwiedzał mnie tylko co jakiś czas na krótką chwilkę.
No i po tym jak Ford odpalił a Pan prowizorycznie naprawił w LaBuni czujniki cofania zapakowaliśmy się do niej razem z misiem i uchem i ruszyliśmy w drogę do domku. Nasz konwój składający się z dwóch aut pojechał do Gliwic, gdzie na chwilkę odwiedziliśmy domek z kafelkami. Szybko się napiłem i pojechałem do domku, do czekającej na mnie Pani i Fuksji. Po drodze jeszcze z Panem odebraliśmy pocztę i w końcu do domku. Tam po przywitaniu się i zjedzeniu tego co trzeba poszedłem na zasłużony sen, zresztą tak jak i Fuksja, która przecież cały dzień siedziała w domku a nie jak ja naprawiała autko.
Siedziałem w bagażniku i podekscytowany wyglądałem miejsca docelowego naszej wojaży. Okazało się, że pojechaliśmy do Gliwic. Niestety nie wysiadałem nawet, a po krótkim czekaniu do autka wsiadł miły Pan z fajka z mieszkania z kafelkami. Udaliśmy się w dalszą drogę. Tak sobie jechaliśmy i jechaliśmy aż w końcu się zorientowałem, że jedziemy w miejsce w którym zostawiliśmy Forda. Tak to ten samochód, który się popsuł gdy odbieraliśmy kilka dni wcześniej mieszkańców mieszkania z kafelkami.
W każdym razie po zatrzymaniu się i krótkim rozejrzeniu po okolicy i zlokalizowaniu popsutego autka przywitałem się z mieszkańcami domku. Było fajnie bo był tam też piesek, ale zaczęło się robić troszkę dziwnie. Bo ja zostałem zamknięty sam na podwórku a Pan i Pan z Fajką poszli robić autko. Najpierw wyciągalni z niego różne rzeczy, bardzo przy tym psiocząc. Pomagał im jeszcze jeden Pan, mieszkaniec domku w którym byłem przetrzymywany. Rozbierali wszystko i co jakiś czas schodzili do garażu, po chwilę wychodzili nosząc przy tym jakąś część. Potem te części montowali do autka. Pocili się przy tym i męczyli, korzystali z podgrzewaczy i innych takich. W końcu się udało i czerwony Fordziak odpalił niemal od pierwszej chwili.
Ja w między czasie bardzo głośno piszczałem chcąc uczestniczyć w pracach. Z daleka starałem się podpowiadać i w ogóle nie zwracałem uwagi, że miałem wokół siebie piękny zielony trawniczek, przekąskę w postaci wędzonego ucha oraz swojego pluszowego piesia. Chciałem najnormalniej w świecie być w akcji. Od czasu do czasu udawało mi się otworzyć furtkę (no dobra robił to wiatr) i wybiegałem jak szalony do pracujących przy autku. Szybki przegląd sytuacji i od razu im podpowiadałem. Oni niestety nie słuchali bo Pan odprowadzał mnie do mojego więzienia. W przerwach kiedy prace odbywały się w garażu, Pan zabrał mnie na mały spacerek po okolicy.
no weź wypuść mnie, ja przecież jestem pomocny i nosze narzędzia!
o lasek
ojej a tu droga, piękne miejsce
Całe prace ze względu na problemy z niedającymi się odkręcić lub złożyć częściami trwały kilka ładnych godzin. W sumie to pewnie dla tego, że ja nie pomagałem, ale następnym razem nie zamierzam się wtrącać w ogóle. Zapytacie pewnie co z pieskiem domowników. Otóż był on ode mnie odgrodzony małym płotkiem, którego żadne z nas nie mógł przejść i odwiedzał mnie tylko co jakiś czas na krótką chwilkę.
No i po tym jak Ford odpalił a Pan prowizorycznie naprawił w LaBuni czujniki cofania zapakowaliśmy się do niej razem z misiem i uchem i ruszyliśmy w drogę do domku. Nasz konwój składający się z dwóch aut pojechał do Gliwic, gdzie na chwilkę odwiedziliśmy domek z kafelkami. Szybko się napiłem i pojechałem do domku, do czekającej na mnie Pani i Fuksji. Po drodze jeszcze z Panem odebraliśmy pocztę i w końcu do domku. Tam po przywitaniu się i zjedzeniu tego co trzeba poszedłem na zasłużony sen, zresztą tak jak i Fuksja, która przecież cały dzień siedziała w domku a nie jak ja naprawiała autko.
zmęczona śpi
zmęczony śpię
Tak własnie bardzo aktywnie minęła mi sobota. Wydaje mi się, że po całym dniu ciężkiej pracy sen należał mi się jak nigdy wcześniej. Swoją drogą, to mam nadzieję, że odwiedzę tamtejsze leśne okolice przynajmniej jeszcze raz, bo było tam bardzo fajnie i bardzo spokojnie. Do ugryzienia moi drodzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz