sobota, 3 stycznia 2015

Była pogoda

Piątek był całkiem normalnym dniem z bardzo obiecującą pogodą. Słoneczko dość nieśmiało wyglądało przez chmury a my odwieźliśmy Panią i chwilę z nią posiedzieliśmy. Po tym fakcie udaliśmy się na spacerek po mieście, a w zasadzie do parku na jedną rundkę wokół jeziorka.
taka plucha

Taki spacerek przed południem, a w zasadzie to jeszcze o poranku jest zawsze bardzo orzeźwiający i relaksujący. Dzięki takim spacerkom około południowa drzemka jest znacznie lepsza. Tak więc sobie spacerowaliśmy spotykając po drodze biegaczy, w zasadzie to w kółko spotykaliśmy tych samych biegaczy. Zupełnie jakby biegali w kółko. Przecież to są ludzie, kto by ich zrozumiał? W każdym razie od patrzenia na tych zmęczonych biegaczy naszła mnie ochota na małą wodę. Skoro byliśmy nad jeziorkiem to na pewno nie będzie takie trudne - tak sobie pomyślałem. Bardzo się jednak myliłem. Moją wodę, ktoś zakrył grubą taflą czegoś tam. Mimo iż odważnie po niej chodziłem to nic to nie dało i nie pękła. Oczywiście Pan panikował i asekurował mnie na smyczy, bo bał się, że wpadnę i utonę. Ech taki z niego panikarz. W każdym razie po jednej rundce wokół jeziorka i kilku próbach dostania się do wody powróciliśmy do autka i do domku.
czy śnieg można jeść?

ojej a w tle było moje jeziorko

na tafli

jak to pić?

nie da się!

śnieg

jedziemy do domku

W domku byliśmy niezbyt długo, znaczy się krócej niż zwykle, bo przecież i późno wróciliśmy ze spacerku. Najpierw trochę posprzątaliśmy i troszkę rozrabialiśmy, by na końcu po włączeniu zmywania naczyń pójść spać całą paczką. Pan spał na kanapie ja na swoim fotelu a Fuksja trochę u siebie na drapaku a potem wtulona w Pana pod kocykiem na kanapie.
Fuksja i jej drapak na ziemi

ale jak to mamy się nie gonić?

Nagle ni stąd ni zowąd zmywarka skończyła myć naczynia, ale coś nie zadziałało najlepiej bo naczynia nie były najlepiej umyte. Pan skwitował to jedynie słowami "ech ci Ekolodzy i ich tryb ECO". Po tych wydarzeniach udaliśmy się po Panią do pracy i pojechaliśmy. W chwili kiedy na nią czekaliśmy, Pan zajął się psuciem LaBuni, bo ta się zbuntowała i piszczałka odzywająca się przy cofaniu nie zawsze się odzywała. Grzebanie niewiele pomogło, ale mimo wszystko pojechaliśmy. Było ciemno i deszczowo, więc niewiele widziałem. Tak właśnie zapomniałem wcześniej Wam wspomnieć, że pogoda była ładna jedynie na czas mojego spacerku, bo potem to rozpętało się istne piekło. Silny, zimny wiatr i do tego marznący deszcz. No ale wracając do podróży. Po wyjściu i autka i małym spacerku okazało się, że jestem pod domkiem Freda.
Powolutku się wdrapaliśmy na pięterko i ja od razu popędziłem do kuchni aby sprawdzić stan misek. Tymczasem wszyscy się przywitali i poszli do kuchni. Fred wyjątkowo mocno tulił się mojego Pana, ale mnie to w ogóle nie przeszkadzało, bo przecież w tym czasie mogłem korzystać z jego miseczek. Niestety szybko dostaliśmy nowe jedzonko, jakąś kaszkę czy coś i Fred dołączył do mnie. Tak sobie jedliśmy w spokoju do czasu aż wylądowały na stole kosteczki. Wtedy Fred zaczął na mnie warczeć.
Fred chce aby go głaskąć

wcinamy

sam wcinam

no zjedz sobie tą kość, ty nienażarty Fredzie!

Potem na chwilę przenieśliśmy się do salonu, gdzie pospałem sobie z pełnym brzuszkiem. Zadowolony z siebie spałem ignorując całkowicie warczenie Freda. Niestety natura się odezwała i nakłoniłem moich Borowskich do wyjścia na dworek. Małe siku i zasiadłem do autka. Pojechaliśmy jeszcze na małe zakupy. Ja ten czas spędziłem śpiąc w swoim bagażniku. 
no chodźmy już!

Wrócili z jakimś jedzonkiem w jednej torbie i ozdobami świątecznymi w drugiej. Ech Oni ciągle je kupują choć jest już dawno po świętach. Wnioskuje, że chyba są wariatami. No ale już się cieszyłem bo jechaliśmy do domku. Tam chwilę podrzemałem, przeszedłem się na spacerek i w końcu zasnąłem na amen. Przeszedłem do salonu i tak zasnąłem na całą noc. Do ugryzienia!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz