czwartek, 22 stycznia 2015

Wycieczka

Oczywiście, wczoraj nie udało się nadrobić żadnych zaległości, bo po wpisaniu tytułu najnormalniej w świecie usnąłem. No ale wracajmy to bardzo aktywnej i intensywnej środy. Wszystko zaczęło się całkiem normalnie i tradycyjnie. No oczywiście poza tym, że w salonie spała Wiktoria. W każdym razie zjedliśmy duże śniadanko, trochę później niż zwykle. Całe szczęście, że przed nim poszedłem na malutki i owocny spacerek. Potem  wyszliśmy z tobołkami do autka.
Okazało się, że przed nami był spory kawałek drogi. Szybciutko zasnąłem w bagażniku realizując w ten sposób tradycyjną przedpołudniową drzemkę. Z tą różnica, że teraz od czasu do czasu bujało. Obudził mnie dopiero dźwięk otwieranych chipsów z przodu. Przecież jak w autku się je to musza koniecznie jeść wszyscy, a zwłaszcza ja!
co tam jecie?

Puki nie skończyli jeść tak siedziałem, na całe szczęście też kilka dostałem. Szczęśliwy mogłem wrócić do spania w swoim bagażniku. Szybko zasnąłem, ale nie było mi dane spać za długo, bo zaczęliśmy parkować. Byłem szczęśliwy, że byliśmy już na miejscu, bo chciałem rozprostować kości. Szybciutko zapłaciliśmy za parkowanie, zabraliśmy ciągle popsuty aparat i ruszyliśmy na przechadzkę. Po chwili spacerku wyszliśmy na wielki placyk. Co chwila zatrzymywaliśmy się przed witrynami kolejnych sklepów. Okazało się, że jesteśmy w Wadowicach, czyli rodzinnym mieście Jana Pawła II. Byliśmy tu by kupić smaczne i pyszne ciasto zwane kremówką papieską. Okazało się, że najpierw trzeba uzyskać pieniążki. Kierowaliśmy się więc w stronę budki z pieniędzmi. Oczywiście nie omieszkałem im w tym pomóc.
ojejku gdzie my jesteśmy?

ojejku a gdzie Pani

uf uratowałem je

Po wyszarpaniu naszych pieniędzy udaliśmy się w drogę poszukując wspomnianych wcześniej kremówek. Oczywiście ja musiałem poczekać z Panem na zewnątrz, podczas gdy Pani i Wiki wybierały ciasteczka. 
no kiedy one wyjdą?
wspomniane pudełeczko, jego zawartości nie zdążyliśmy sfotografować - podobno była pyszna!

Nie czekaliśmy długo, dostaliśmy pyszne ciasteczka w dwóch pudełeczkach z i informacją to wewnątrz jest. W zasadzie już wracaliśmy do autka i jeszcze tylko małe pamiątkowe zdjęcie. Pod autkiem jeszcze tylko pozostawiłem po sobie małą mokrą informację, że tu byłem i do bagażnika. Miałem nadzieje, że wracaliśmy, ale okazało się, że jeszcze nawet nie dojechaliśmy na miejsce. Wadowice były dla nas jedynie przystankiem. Po kilku tygodniach i wielu serpentynach, podjazdach i zjazdach oraz wielu pięknych górskich widokach dojechaliśmy na miejsce. Zatrzymaliśmy się na parkingu zabraliśmy plecak i w drogę. Moi ludzie oznajmili mi, że jesteśmy w "zimowej stolicy Polski" czyli w Zakopanem. Nie było jednak czasu na szok i niedowierzanie bo ruszyliśmy w drogę, ruszyliśmy na wyprawę wspinaczkową. Otóż udaliśmy się pod stacje kolejki  linowej  pod górą Gubałówka. Podobno jest to obowiązkowy punkt dla odwiedzających Zakopane, a nie mają doświadczenia w górskich spacerach. Oczywiście Pan nas namówił aby nie iść na łatwiznę i nie jechać tylko się wdrapać. Tak więc przystaliśmy na ten plan i nasza droga się rozpoczęła. Nasze zimowe wejście na Gubałówkę stało się faktem. Pociąg jedzie 5 minut na szczyt, a my wdrapywaliśmy się przeszło godzinę. Śnieg mieszał się z błotem, a trawa z lodem. Na szczęście w takich warunkach nie zjeżdżali narciarze i nie musieliśmy ich omijać. Po drodze spotkaliśmy kilka osób, które oczywiście były mną zachwycone. Zmęczeni robiliśmy po drodze kilka przystanków, pijąc wodę i jedząc śnieg. No dobra ja jadłem śnieg oraz zbierałem szyszki i patyki. Pan mi powiedział, że wchodzenie ze mną jest bardzo fajne bo od czasu do czasu pomagałem mu utrzymać równowagę na lodzie. Całe szczęście nie padało ale na szczęście nie było zimno. Niestety było też pochmurno przez co możliwość podziwiania widoków była bardzo ograniczona.  
czuję wyprawę!

no chodźcie lenie

Pani a w tle tory kolejki

z Wiktorią

Widok na Zakopane, niestety gór nie widać!

w lasku był śnieg i lód

chwila relaksu z Pania

Odpoczynek na kłodzie

już prawie na górze

Na górze naszym oczom ukazały się stragany z różnymi różnościami i koniki. Nawet proponowali nam przejażdżkę. Odmówiliśmy bo woleliśmy zobaczyć stragany i może coś sobie kupić. Mili Panowie, którzy nas zapraszali byli trochę zawiedzeni naszą odmową, ale przede wszystkim żałowali, że dłużej nie będą mogli przebywać w mojej obecności.  Tak wiec przeszliśmy się od lewej do prawej i od prawej do lewej po wszystkich straganach rozeznając się w cenach i wybierając co smakowitsze okazy. Nawet poszliśmy sobie pooglądać widoki. Niestety nic się nie zmieniło i ciągle góry spowijała gęsta mgła. Trochę się tym zawiodłem, ale Pan poprawił mi humor dając mi do zjedzenia kilka brzegów pizzy, które dzień wcześniej zdobyli.
ee a gdzie te piękne góry?

smutny jestem bo nic prawie nie widać!

W końcu udaliśmy się na realizować zaplanowane zakupy. Tak przechadzając się między straganami, przypomniałem sobie, że Pani ciągle wspomina, że Pan nie ma czapki i że powinien sobie kupić. Tak więc nie zastanawiając się długo przechodząc koło stoiska z czapkami zabrałem jedną. Pani sprzedawczyni się zdenerwowała, że teraz ona jest brudna, że jest zniszczona, a przecież moi Borowscy ją kupili. Początkowo atmosfera spacerowa była trochę napięta ale w końcu wszyscy się z tego śmialiśmy a Pan miał nową czapkę, którą ubrał w trakcie drogi do domu (zdjęcie oczywiście będzie). Zakupiliśmy słodką przekąskę i udaliśmy się do w drogę powrotną na dół. Na całe szczęście nie na nóżkach a kolejką. Oznaczało to, że musiałem mieć kaganiec. Przepraszali mnie za niego długo, ba nawet częstowali słodką przekąską. Szczęśliwie i bardzo szybko. Kaganiec został mi zdjęty i z Panem udałem się do autka, a Pani i Wiki poszły oglądać stragany
no chyba nie jesteś zły o te czapkę!
w pociągu

W autku zostawiliśmy trochę zakupionych rzeczy i zjadłem sporo końcówek pizzy. W zasadzie z pustym plecaczkiem spotkaliśmy się z resztą grupy gdzieś przy straganach. Znowu zaczął się zakupowy szał, a raczej szał polowania. Oglądaliśmy wszystko i oglądaliśmy wszędzie. Wszyscy mijani ludzie byli mną zachwyceni a jedna Pani to chciała mnie nawet zabrać ze sobą. Pan ją przekonał, że lepiej było by abym został z nim. Pożegnaliśmy się z uśmiechami i poszliśmy dalej, w drogę bo straganów było jeszcze wiele.
To my a w tle na górce to miejsce gdzie się wspinaliśmy

Potem tunelem przeszliśmy dalej i znaleźliśmy się na ulicy pełnej... straganów. Raj dla Pani, Wiktorii i Pana. No więc znowu sobie spacerowałem między kolejnymi stoiskami. Kupiliśmy sobie pocztówkę, serek wędzony i co najważniejsze placki ziemniaczane. Wśród mijanych ludzi bardzo wielu zachwycało się moim wyglądem. Ja oczywiście słuchałem tych komplementów z wielką radością i zajadałem się serwowanymi przez Pana kawałeczkami pizzy. 
idziemy po schodach

na Krupówkach

Pizza skończyła się akurat wtedy, gdy mieliśmy już wracać. Jeszce spotkała nas miła niespodzianka, bo zarobiłem pyszną czekoladę dla swoich Borowskich. Miła Pani chodziła z koszykiem czekolad i prowadziła za sobą wielką dwunożną, niebieską krowę. Prawiła mi komplementy i była mną zachwycona, Pan nie pozostał dłużny i powiedział "Pani też prowadzi ładną krowę". W każdym razem wracaliśmy drogą którą przyszliśmy. Autko zimne, szybko odpaliliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną do domku. 
wracam

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie i pojechaliśmy do domku. Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę coś zjeść. Znaczy Ludzie jedli a ja czekałem w autku na swoje. Dostałem za grzeczne zachowanie trochę frytek. Teraz już byłem gotowy do powrotu do domku.  Jechaliśmy długo, bo Borowscy chcieli odwiedzić jeszcze jedno miejsce, ale mi się nie udało bo było zamknięte a poza tym długo go szukali, bardzo długo. W końcu zrezygnowali odwieźliśmy Wiktorię. Pani z nią poszła a ja z Panem próbowałem zamknąć autko, które się buntowało. W końcu udało się i poszedłem z Panem do domku z kafelkami się czegoś napić i zostawić zakupione ciasto. 
Pan w drodze do domku w czapce, którą Mu wybrałem!

W końcu pojechaliśmy do domku, gdzie od razu przywitałem się ze stęsknioną Fuksją. Pan i Pani też się z nią przywitali i zjedli zakupione ciasteczka a ja poszedłem spać, zmęczony. Do ugryzienia!
śpię

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz