Po ostatnich wichurach i deszczach na niebie zaczęło świtać niebo, tak więc po porannym zrywie, po śniadaniu ruszyliśmy do autka odwieźliśmy Panią i pojechaliśmy na spacerek, a w zasadzie wcześniej pojechaliśmy na małe zakupy, ale spokojnie nie były to jedzeniowe zakupy a techniczne. Jakieś tam bezpieczniki czy coś takiego. Nie wiem nie znam się, zarobiony jestem.
Ze sklepu podjechaliśmy do parku nad jeziorkiem aby obejść jeziorko. Pogoda się robiła wyjątkowo korzystna. Powolutku dreptaliśmy po bardzo szerokim chodniczku. Przeczytałem kilka ciekawych ploteczek, ale lepiej nie będę wam o tym opowiadał. W każdym razie sam zostawiłem wspaniałe wiadomości, że u mnie jest już telewizja, że śpię na foteliku i że mam super siostrzyczkę.
no co oni tu piszą!
hehe no nie Fafik z Misią?
Spacerek przebiegał nam spokojnie i spokojnie. Patrząc na jeziorko byłem troszkę smutny, bo chyba jeszcze na nim była ta wielka twarda tafla i raczej nie miałem szans na picie. Przy okazji Pan mi wytłumaczył, że ta tafla na jeziorze to lód, czyli zamarznięta woda. Zaśmiałem się pod nosem i pomyślałem, że przecież lód jest w zamrażarce, a jakoś nie chce mi się wierzyć, że ktoś tu przyszedł na spacer z lodówką i to w dodatku tak wielką, że całe jeziorko się zmieści. No po prostu nie wierzę i już. Na całe szczęście jednak znalazło się miejsce, gdzie "lodu" nie było i mogłem sobie spokojnie uzupełnić poziom płynu.
o jaka smaczna woda pod tym "lodem"
Po takim orzeźwieniu poszliśmy dalej mijaliśmy ubranego pieska z para staruszków. Piesek trzymał się na dystans wiec też nie podchodziłem, natomiast staruszkowie podziwiali mnie i pytali się, czy jestem groźny i czy zawsze ma brudny brzuszek po spacerku. Oczywiście, że tak jest. No nic pożegnaliśmy się i idąc do autka spotkaliśmy jeszcze jednego pieska, ale tego się bałem i tylko się popatrzył to odskoczyłem.
o tam piesek
jestem w połowie
o jedzonko tam jest, a nie to kosz na śmieci, w zasadzie to to samo!
Przed samym autkiem chciałem sobie przypomnieć jak to było nad wielkim jeziorkiem z wielką piaskownicą nad którym byłem jakiś czas temu, a że była możliwość pochodzenia po piasku i to w otoczeniu marynarskich i morskich rzeczy to nie mogłem nie skorzystać. Niestety byłem tam krótko, bo i tak mimo piasku, klimat jaki taki nie bardzo i nie było takiej przyjemnej bryzy. No nic już pędziliśmy do autka do domku do spania. Jeszcze minąłem górne połowy młodzieży szkolnej która mi się bacznie przyglądała. Ja robiłem to samo, w końcu nie codzienni widzi się same tułowie ludzi w dodatku poruszające się jak by jeździły i gadające. Pan mi szybko wyjaśnił, że tu jest lodowisko zorganizowane i ludzie ślizgają się po lodzie a widać tylko tułowie, bo jest taki murek. To co tak hałasowało to jak mi wyjaśnił była lodówka. Przeraziłem się, że to co wcześniej mówił o lodzie mogło być prawda.
morski klimat
Tymczasem za oknem było jeszcze ciepło i słoneczko a więc można było wyskoczyć na kolejny spacerek. Tym razem towarzyszyła nam Fuksja. Mimo iż sobie już zasnęła to poszła z nami. Początkowo był bardzo niezadowolona ze spacerowania. No więc Pan ją chwilę nosił na rękach. Po kilku dłuższych chwilach wylądowała na szczęście na trawniku. Od razu ja przywitałem, ale ona jakoś taka była niezadowolona więc znowu wylądowała na ręku i poszliśmy na nasze pole. Tam już nie było zmiłuj się.
no nie denerwuj się
Na polu, było fajnie. Początkowo Fuksja była bardzo zszokowana faktem postawienia na ziemi, ale zaraz po oznaczeniu drzewka poszedłem do niej ją ośmielić.
wącha
powoli się zaprzyjaźnia
trochę przestraszona
no nie denerwuj się
przytulić cię!
Po chwili moje dobre serce i miłość zostało odepchnięte przez zdenerwowaną i rozdrażnioną Fuksję. Trochę się jej nie dziwię, też bym się bał w takiej sytuacji jak ona. Poszedłem wiec sobie samemu pohasać po okolicy, a Fuksja z Panem i łączącą ich smyczą, powolutku, ale do przodu dreptała. Czasami Pan ją poganiał, czasami ona próbowała uciec w drugą stronę. Ogólnie to szła bardzo powoli i bardzo ostrożnie, obserwując z wielkim niepokojem i strachem oraz zainteresowaniem cały świat, tak bardzo różniący się od naszych czterech ścian i innych czterech ścian, które już poznała. Na szczęście po chwili jej już to spacerowanie dość dobrze szło i za dobre zachowanie od czasu do czasu Pan ją głaskał i miział. Fuksja się oswajała z nowymi zapachami i nowym podłożem.
zastanawia się czy iść do Pana czy uciekać!
zapiera się
obserwuje mnie jak sobie biegam w oddali
Ja tymczasem obwąchiwałem skraj pola, ale wołany przez Pana wróciłem i postanowiłem sprawdzić, czy Fuksji już trochę nerwy przeszły i czy już wróciła nasza dobra Fuksja. Okazało się, że tak więc chwilę się siłowaliśmy. Takie nasze przepychanki jak w domku niestety szybko się przerwały, bo poczułem jakiś interesujący zapach. O dziwo dochodził on z ziemi, usypanej w malutki kopiec. Oczywiście w te pędy postanowiłem go rozgrzebać i dowiedzieć się co tam jest. Po ciężkiej pracy i całym brudnym nosku nic się nie dowiedziałem ze znalezionej dziurki, ale chwilę później kopałem w kolejnej. Z tego amoku wyrwał mnie Pan ze znalezionym kijkiem, który trzymał w ręku.
ja w oddali przeczesuje skraj pola
zabawa?
zabawa!
walka
o co tu tak pachnie
zapach?
rozgrzebię kolejną dziurę
Pan rzucał mi patykiem a ja biegałem jak szalony za nim. Po odnalezieniu przybiegałem z nim z powrotem. Chwilę się z Panem droczyłem, ale ostatecznie zawsze mu oddawałem i znowu biegłem za nim. Biegałem jak szalony, aż w końcu się zmęczyłem i sobie przycupnąłem obgryzając go. Fuksja tymczasem patrzyła na mnie jak na wariata jakiegoś, albo coś!
biegnę z patyczkiem
radość
chwilka poprawiam chwyt
znalazłem!
majestatycznie biegnę
ja i Fuksja
przycupnąłem i obgryzam, szczęśliwy
Zabawa jednak znowu się skończyła, bo nagle do mojego noska dotarły jakieś dziwne zapachy. Zresztą gdzieś z krzaków słyszałem jakieś kwiczenie, czy coś. No to czas był się zbierać do domku, bo jeszcze nas napadną, czy coś. Kot na ręce i idziemy. Czemu mnie nikt na rączkach już nie nosi.
W każdym razie poszedłem spać na fotelik, ale musiałem to przerwać, bo trzeba było się udać po Panią. Spotkaliśmy się z Nią po drodze, przywitaliśmy i ruszyliśmy do domku. Szybciutko załatwiłem swoje sprawki i poszliśmy do domku. Obiadek to znowu to "chili con carne" i znowu mogłem sobie tego spróbować, na chlebku. Jak Borowscy mnie kochają, zresztą Fuksje też. Po jedzonku poszedłem spać, a w zasadzie to jeszcze trochę łobuzowałem, próbują się dostać się na stół, na którym były jakieś dziwne rzeczy. Przez swoją ciekawość trafiłem za karę w kaganiec. Poszedłem obrażony spać i nawet nie chciałem iść z Panem na spacer. W końcu mnie przekonał. Po spacerku od razu na fotel i sen. długi sen. Nawet nie wiedziałem kiedy poszedłem do sypialni. Fuksja też z nami była, ale ona spała na łóżeczko w nogach Borowskich a potem przeniosła się na podusię Pani i cyckając palec zasnęła. A ja na swoim szlafroczku. Do ugryzienia!
śpię!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz