Dzień nam w zasadzie spokojnie nam upłyną, a w zasadzie upływał bardzo pozytywnie. Kolejne spacerki i leniuszkowanie zostało przerwane przez konieczność wyjścia do autka. Tak więc popołudniu zebraliśmy się i pożegnaliśmy z Fuksją. Szybciutko wsiedliśmy do autka i pojechaliśmy. Okazało się, że jechaliśmy do Freda.
eee daj mi siąść na internecie?
ja na porannym spacerku jeszcze przed śniadankiem
tu mnie ktoś obsypał
Nie wszystko jednak było takie piekne. Bo Freda i jego opiekunkę spotkaliśmy przy wejściu do klatki schodowej i od razu się z nim przywitałem. Niestety szybko musiałem się z nim pożegnać bo poszedłem z Panem odwiedzić mieszkanie z kafelkami. Tak sobie dreptaliśmy spokojnie, ba nawet kilka zdjęć udało się zrobić jak hasałem po śniegu.
między autkami
koło bloku
Dziarsko szliśmy do celu i gdy sobie tak wąchałem i niuchałem śnieg, trawę i inne takie nagle doskoczył do mnie mały piesek przypominający szczurka robiąc przy tym wielki hałas. Ledwo zdążyłem doskoczyć. Piesek szybko uciekł i tyle go widzieliśmy. My poszliśmy do domku z kafelkami i się przywitałem i już chciałem pić tradycyjną wodę, ale okazało się, że spotkanie ze szczekającym pieskiem odbiło się na mnie bardzo wyraźnie. Z noska leciała mi krew. Dobrze, że tego nie widziałem, bo chyba bym zemdlał. Nic nie czułem, ale na pewno wyglądało to bardzo strasznie. Pan szybko mi to przetarł jakimś bardzo szczypiącym płynem. Nie wiem czy pomogło. Pan nawet nie chciał robić mi zdjęcia abym sobie to zobaczył, więc musi to wyglądać strasznie (Ledwo ma skórkę zdrapaną - dopisek Pana).
W każdym razie mogłem w końcu zabrać się za picie wody. Pan mi ją szybko nalał, ale że chodziłem po śniegu to chciał mi nalać ciepłą, ba nawet gorąca. Dowiedziałem się o tym, gdy wsadziłem do miski jęzor. Od razu zaszczekałem, że jest coś nie tak. Pan od razu dolał mi zimnej i w końcu mogłem pić. Z uzupełnionymi płynami wróciliśmy do Freda i do jego pełnych misek. Tam jak zawsze objadłem się jak bąk ryżem z mięskiem. Szkoda, że nie było kosteczek, ale opiekunowie Freda dowiedzieli się jak ostatnio reagowałem na jedzeniowy miks, więc mi ich nie dali. Potem oczywiście położyłem się spać pod stołem wcześniej jeszcze próbując zdobyć jakiś przysmak ze stołu. Niestety nie udało się za bardzo (ledwie kilka kęsów, ale co to jest?), a w dodatku Fred się trochę denerwował, wiec dałem spokój.
W końcu się zebraliśmy, było mi trochę szkoda wychodzić, ale natura wzywała. Na schodach spotkaliśmy znajomego Pana i jego małą wesołą blondynkę. Od razu się przywitałem, bardzo wylewnie, chwilę pogadaliśmy i w końcu poszliśmy na dworek czytać i zostawiać wiadomości. W końcu dołączyła do nas Pani i wsiedliśmy do autka. Nie jechaliśmy jednak do domku a w odwiedziny do Franka. Niestety zdjęć niewiele było, bo aparat, ten popsuty już się dawno rozładował.
Droga była dość długa i nawet nie udało mi się zasnąć, bo ledwo zdążyłem przymknąć oko i już wysiadaliśmy. Chwilę porzucaliśmy się śnieżkami i spotkaliśmy Franka z opiekunami. Na chwilę poszliśmy do nich i od razu wypiłem trochę wody i potem pohałasowałem z Frankiem. Niestety musiałem wyjść z Panem i opiekunem Franka do LaBuni. Ostatnimi czasy nasza kapryśna dama ma problemy z otwarciem się na ludzi i mnie, oraz z zamknięciem się na świat. Opiekun Franka oczywiście jako samochodowy doktor poradził na to bardzo szybko. My z Panem mu za bardzo nie przeszkadzaliśmy wiec poszło dość szybko i autko ma już dwa otwieracze i zamykacze. Teraz można jechać w świat. Ta naprawa nie wymagała żadnych narzędzi, ba nawet nie było potrzebne rozkręcanie czegokolwiek. Cała naprawa odbyła się z fotela. W zasadzie tak mi się wydawało, bo ja z Panem łaziłem w każdą stronę i bawiłem się w śniegu oraz czytałem i zostawiałem.
spaceruję
o jacie, ale głęboki śnieg!
Nagle zostaliśmy zawołani i poszliśmy do domku. Wszystko było gotowe więc mogłem pobawić się z Frankiem a także zostawić po sobie pamiątkę w mieszkaniu w postaci dywanu ze swojej sierści. Zabawa była dość ograniczona, bo jak tylko się zbliżałem do Franka to ten bardzo się denerwował i przeraźliwie szczekał. Więc Pan mnie trzymał za obrożę i głaskał więc niby mogłem się relaksować, ale nie do końca, bo Franek ośmielony mnie zaczepiał. Potem Pan mnie puścił i Franek uciekł na kanapę a ja bawiłem się z opiekunem Franka. Nic tam nie zjadłem a jedynie wypiłem trochę wody i poszczekałem na kuchenkę gazową.
Pojechaliśmy do domku odwiedzając po drodze sklepik. Kupili jakieś tam pachnące jedzonko i pudło no i do domku spać. Po przywitaniu Fuksji nawet nie leciałem do kuchni bo wiedziałem, że nic nie dostanę i już chciałem kłaść się spać, ale coś mnie podkusiło jakiś szatan. Poszedłem do kuchni w zasadzie tylko po to aby z Fuksją zrzucić torbę wypełnioną jajkami. Straty były znaczne, ale razem z siostrą szybko się ewakuowaliśmy z kuchni do salonu i nawet nerwów nie było. Fuksja chwilę podziwiała moją bliznę i poszliśmy spać. Przed snem właściwym jeszcze pogryźliśmy pudełka po jajka robią bałagan i do sypialni spać.
Wszystko było ładnie i pięknie i spałem jak mały szczeniaczek, jednak stała się rzecz straszna. W nocy coś mnie przestraszyło i obudziło, albo obudziło i przestraszyło, więc zaszczekałem ze dwa razy aby wszystkich ostrzec i odstraszyć niebezpieczeństwo. Te straszne straszności dobiegały z salonu, ale tam nie szedłem bo się bałem, tylko prychałem. Pan stanął na równe nogi i nie mógł mnie uspokoić a ja prychałem coraz bardziej i coraz głośniej a to znaczyło tylko tyle, ze zaraz będę szczekał. Nic nie zmieniło to, że wyjaśniło się źródło tych niewyjaśnionych hałasów - z salonu wyszła Fuksja i jak gdyby nigdy nic położyła się na łóżku w nogach Pani. Ja byłem bardzo zdenerwowany i już miałem szczekać i nic mnie nie mogło uspokoić - szturchanie, upominanie, tak więc dostałem kaganiec. To mnie od razu wyłączyło jak zwykle. Popatrzyłem się smutnymi oczkami na Pana i poszedłem spać na swój szlafroczek. Tak minął nam dzionek. Do ugryzienia
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz