Ech od razu przeproszę Was, że nie napisałem do tej pory nic o wtorku. Niestety musicie mi to przebaczyć, ale wczoraj byłem na wycieczce a po niej byłem bardzo zmęczony (o tym też przeczytacie dzisiaj, ale później). Najpierw wracamy do wtorku. Od rana oczywiście szybciutki spacerek, no Wiecie w szybkim tempie a po nim powrót do domku i śniadanko ze spaniem i filmami.
aaaa kotki dwa
Oczywiście poranek nie był do końca sielanką, a to wszystko za sprawą Fuksji w którą wstąpił sam belzebub, a sam diabeł powiedział "o kurcze" gdy się obudziła. No najpierw wszystkich obudziła z samego rana a gdy wróciłem ze spacerku i kładłem się koło łóżeczka ta małpka zrzuciła kwiatka z doniczką z parapetu na którym uwielbia przesiadywać. No i tak ziemia wylądowała wszędzie na ziemi. Oczywiście ona szybko uciekła i udawała niewiniątko. Pani zebrała kwiatka na szczęście w całości i odstawiła na parapet. Ziemie mieliśmy posprzątać później. Wszyscy wróciliśmy do spania, tak nam się wydawało, bo Fuksja najnormalniej w świecie postanowiła kombinować dalej. No wiec wskakiwała na toaletkę, gdzie stała różyczka w wazoniku. Obskubywała ja i obskubywała. Parę razy ją Borowscy zgonili, ale gdy wstała Pani i poszła robić to Fuksja do woli sobie siedziała przy kwiatku. Nagle śpiącego Pana postawił na równe nogi dźwięk tłuczonego o podłogę szkła. Fuksja zmyła się jak najdalej od centrum wydarzeń. Na całe szczęście, że ja nie leżałem akurat na legowisku bo bym dostał tym wszystkim. Pan zajął się sprzątaniem całego ambarasu. Fuksja za karę wylądowała w kabinie prysznicowej. Zjedliśmy śniadanko, Fuksja wyszła na wolność i nawet zdążyliśmy posprzątać mieszkanko.
"niewiniątko" śpi
Po sprzątaniu o dziwo dość dokładnym, w końcu mogłem znowu iść spać, ale nie było tak łatwo, bo musiałem "powalczyć" o swoje miejsce na Foteliku. Na całe szczęście miałem przewagę bo byłem tym grzecznym czworonogiem - wyjątkowo. Tak więc udało mi się zdobyć co moje. Niestety tylko na chwilkę bo znowu mnie zebrało na zwroty "akcji" - tak dokładnie, dobrze myślicie na niedawno wysprzątaną podłogę. Szybko wróciłem do siebie po czynności i jedyne co słyszałem to "jak tak dalej będzie to idziemy to weterynarza"
"krewetka" śpi na moim fotelu
zdobycie fotela!
Dzionek mijał nam tak spokojnie, tylko na obiadku zrobiło się małe zamieszczanie. Bo oczywiście czekałem na jakieś spadki, ale nic nie dostałem. Na szczęście Pani nie dojadła i tu była moja okazji. Nieopatrznie zostawili talerzyk na skraju blatu kuchennego i go całego wyczyściłem. Było ostro ale było smacznie. Wróciłem po cichu do spania licząc, że nie zauważą. Na szczęście nie zrobili wielkiej awantury, ale zmartwili się!
No nic wieczorkiem wsiedliśmy do autka we trójkę i pojechaliśmy przed siebie. Okazało się, że odwiedziliśmy na chwile Bojków, bo Pan musiał zabrać jakieś jeszcze jedno pudełko. Ja z Panią zostałem na podwórku i piłem z każdego wiaderka jakie znalazłem - tak piekło. Potem pojechaliśmy do Gliwic i zabraliśmy ze sobą Wiktorię. No niestety nie wchodziliśmy do Freda do domku. Szybciutko pojechaliśmy do miasta, gdzie zostałem w autku a "człowieki" poszli w siną dal. Pewnie zastanawiacie się czemu nie zostałem w domku? Otóż nie zostaję tam bo zawsze mam wrażenie, że chcą mnie zostawić w nim na zawsze i nigdy nie wrócić, przez co głośno ich nawołuję i głośno za nimi krzyczę a raczej szczekam - niemal zawsze. Treningi i ćwiczenia zostawania pozwoliły na uzyskanie tego niemal, bo wcześniej było zawsze. Choć jak spojrzycie na archiwalne posty to Dostrzeżecie, że kiedyś zostawałem, a teraz już nie!
W autku spałem, ale obudził mnie otwierany samochód i Pan wraz z opiekunem Franka, coś sobie przekazali i poszedłem z Panem na spacerek. Kroczyliśmy przez znane mi okolice szukając Pani i Wiktorii. Bo ich nie było. Tak sobie szliśmy po placu, schodach i tunelach, aż w końcu nagle przed nami spostrzegliśmy obiekty poszukiwań.
a gdzie Pani
szukam a jej nie ma!
tutaj też
Oczywiście bardzo się przywitałem i udaliśmy się w drogę powrotną. Okazało się, że cała banda była na pizzy i zapomnieli mnie zabrać! Dowiedziałem się o tym, bo w torbie mieli bardzo dużo brzegów pizzy i to dla mnie, ale nie na teraz. Tak bardzo próbowałem je zdobyć, ale nigdy się nie udawało. Wtedy nagle dokuczliwe pieczenie przypomniało mi o jedzeniu z blatu. Chodziłem i się męczyłem i ciągle piekło aż w końcu sobie ulżyłem schowany pod drzewkiem daleko od wzroku wszystkich ludzi.
Wsiedliśmy do autka i pojechaliśmy do domku. Wiktoria jak się okazało spała u nas. Na naszej kanapie w salonie. Przy telewizji szybko zleciał wieczór i poszliśmy spać! Kot został z Wiktorią a ja z Borowskimi poszedłem do sypialni. Jak zwykle w drzwiach do salonu stanęła bramka. Fuksja dopiero nad ranem przyszła do Pani i jej palca. Do ugryzienia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz