wtorek, 13 stycznia 2015

Udało się!

Rano wstaliśmy kilka dłuższych chwil po budzikach. Obawiałem się, że znowu będziemy musieli się gonić aby zdążyć. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że Pani ma wolne i absolutnie nie mamy się gdzie śpieszyć. No, ale przecież nie wszystko może być super. Telewizor dalej szwankował.
Było śniadanie i potem jak się okazało szybko zebraliśmy się do autka. Ech dzień się zaczął tak pięknie a teraz już normalnie musimy wychodzić. Rozsiedliśmy się we wnętrzu LaBuni zostawiając Fuksję w domku. Po chwili na szczęście okazało się, że ten dzień będzie inny niż pozostałe. Pojechaliśmy w przeciwną stronę niż praca Pani.  Okazało się, że przed nami całkiem spora droga. Pojechaliśmy do Gliwic, ale niestety nie do Freda a do centrum. Gdzie Pani chwilę wcześniej wysiadła z auta i zniknęła w budynku. My z Panem pojechaliśmy kawałek dalej. I ja chwilkę poczekałem na Pana a gdy wrócił z zakupów to poszliśmy poszukać Pani. Okolica była mi dobrze znana bo byłem tam już nie raz.
znam te rejony, tu jest prawie jak w domku

no ale ciekawostki piszą

Bardzo szybko trafiłem pod drzwi w których zniknęła Pani. Musieliśmy chwilę na nią poczekać, bo jak się okazało była u lekarza, takiego od skóry i nie mogłem wejść do środka, bo pewnie większość ludzi tam by kichała i kasłała a ich oczy by napuchły. No wiec czekaliśmy, ale się nie nudziłem, bo przecież jestem sobą. Czytałem i pisałem na słupkach, chodniku i kwietnikach. Nawet zaczepił mnie miły Pan i się ze mną przywitał nie mogąc nachwalić się moich uszu i łapek. Pani pojawiła się nagle i niespodziewanie a to znaczyło, że już mogliśmy wracać do autka. Pojechaliśmy w drogę pod dom Freda, ale niestety nie było mi dane do niego iść. Poszedłem za to do domku z kafelkami. Początkowo mi się to nie podobało, ale po zjedzeniu trzech paróweczek i wypiciu miliona litrów wody zmieniłem zdanie o 180 stopni.
o za oknem taki piękny świat


 Troszkę popiskiwałem tam więc musieliśmy się zebrać, bo natura wzywała. Pod autkiem spotkaliśmy się z Panią i pojechaliśmy na zakupy. Najpierw pierwszy sklep, potem drugi. W drugim zresztą była nie mała rewolucja. Mój bagażnik powiększył się, bo złożona została część kanapy, ale chwilę później wylądowało obok mnie wielkie coś zawinięte w papier i kilka rurek. No po chwili zostałem sam na sam z tym czymś. Obwąchałem to i już miałem to gryźć, ale wrócili Borowscy i poczęstowali mnie hotdogiem. Wiedziałem już, że byliśmy w sklepie meblowym. W końcu wracaliśmy do domku. Na całe szczęście, bo już byłem wykończony tym wszystkim i chciałem na swój fotelik.
W domku okazało się, że to zawiniątko to wielkie stojące lustro. Złożyliśmy je z Panem i Fuksją, która wyraźnie się ucieszyła na nasz widok. Wielkie lustro na razie jest białe, ale wkrótce ma się to zmienić, bo Pani oznajmiła, że ma być fioletowe i kropka. Potem nastąpiło najważniejsze. Nie było jeszcze czasu na spanie, bo trzeba było naprawić TV. Tak wiec z Panem na balkonie rozebraliśmy całą antenę i złożyliśmy na nowo i o dziwo po chwili kręcenia i przykręcania wszystko wróciło do normy. Wróciliśmy z jaskini do świata współczesnego. No teraz to już można iść spać.
Fuksa śpi na kocyku

gotowe, to co na fotelik i do spania!

Spaliśmy sobie smacznie aż do przygotowania obiadku. Pani i Pan szykowali jakieś tam coś. Podobno to Chili Con Carne, ale ja widziałem przepis w internecie i widziałem co wkładali do garnka - to nie było Chili Con Carne. Wrzucali do garnka wszystko co było w lodówce i nadawało się do gotowania. Nazwali to chili con carne bo dodali do tego gara przyprawę o tej nazwie. No kto ich tam zrozumie. Dziwni ci moi Borowscy. W każdym razie Borowscy zjedli je ze smakiem przy akompaniamencie Fuksji i mojego zazdrosnego spojrzenia. Na szczęście zostawili miseczki w moim zasięgu i miałem okazje je wyczyścić. 
Po tym wszystkim poszliśmy z Panem na wieczorny spacerek. Tam oczywiście czytanie i pisanie oraz grubsze sprawy i już mogliśmy wrócić do domku, na sen.
nic nie jedzie?

Po powrocie do domku chwilkę pospałem ale otworzyły się chipsy i nie mogło mnie przy nich zabraknąć. Miałem też konkurentkę do chipsów które spadły, czyli Fuksję. Na całe szczęście Pan dał zarówno mi jak i Fuksji po troszkę. Zresztą zam zostawił chipsy na później, co było bardzo dziwne. No i po tym wydarzeniu mogłem szczęśliwy iść spać.
czatujemy

jemy

No potem to już tylko spanie i spanie, aż w końcu przenieśliśmy się do sypialni, gdzie również poszliśmy spać. No może tylko ja bo Fuksja to jak zawsze musiała trochę poskakać i pobiegać, ale w końcu też zasnęła. Do ugryzienia!
ja śpię

Fuksja jeszcze szaleje

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz