sobota, 15 listopada 2014

Znowu Ja

Rano absolutnie nic nie zapowiadało tego co się stanie. Wszystko układało się standardowo. Pani szykowała się a Pan przyrządzał śniadanie. Wszystko było najnormalniejsze w świecie. Potem wyjście do autka i jazda.
szykowanie

Podjechaliśmy kawałek i Borowscy na chwilę zniknęli. Nie upłynęło wiele czasu a wrócił Pan. Troszkę mnie tylko ciekawiło, czemu Pan w takiej brudnej bluzie jest!

Po niespełna 20 minutach jazdy wszystko się wyjaśniło. Zaparkowaliśmy w Bojkowie, w miejscu gdzie ostatnio odbywają się roboty ziemne. Nie było jeszcze nikogo więc Pan spokojnie zabrał się za czyszczenie autka. Niestety zapomniał zabrać specjalistycznych elektrycznych narzędzi, ale dziarsko nadrabiał szczotką do materiałów. Ja tymczasem miałem chwilę czasu na zabawę z patyczkiem. Co jakiś czas kradłem losowe przedmioty z ganku - raz było to wiaderko, raz szczotka. No po prostu żyć nie umierać.
zabawa w jesiennym ogrodzie

Wszystko skończyło się, a raczej zaczęło wraz z nadjechaniem białego auta z którego wysiadł Franek z Opiekunem. Po chwili powitań zaczęła się wielka i fajna zabawa. Ganiałem za Frankiem, który się na mnie wściekał wyrażając to swoim szczekaniem, warczeniem i groźną postawą. Tak Franek prezentuje bardzo groźne postawy. Na mnie to nie działało i biegałem za nim jak szalony, czyli jak zawsze. Nawet szczekałem, ale najważniejsze to próbowałem go łapać za ucho. Przez to początkowo lądowałem w izolatce, czyli za zamkniętymi drzwiami w ganku. Gdy się uspokoiłem to mnie wypuszczali i przez chwilę ignorowałem Franka. Po upływie kilku chwil zapominałem o całej sprawie i znowu zaczynałem robić to samo.
Trochę to zamieszanie jakie powodowaliśmy przeszkadzało "człowiekom", którzy zajmowali się jakimiś dziwnymi pracami ziemnymi. To układali jakieś rurki to przykładali patyk z bąbelkiem w środku. Raz po raz pukali młotkiem i znowu patyk i znowu młotek. Wyglądali przy tym na bardzo skupionych a nasze "zabawy" chyba trochę im przeszkadzały. Uciekający Franek hałasował i ja nie pozostawałem mu dłużny. Te wszystkie okoliczności doprowadziły do tego, że wylądowałem w kagańcu. Jak doskonale Wiecie ja w kagańcu się uspokajam i niemal od razu idę spać, czekając aż kara minie. Nie inaczej zrobiłem i teraz. Położyłem się na skraju wielkiej wykopanej dziury na czarnej foli wystające z owej czeluści. Pan chyba się nade mną ulitował i przyniósł mi jakąś wymontowaną z jakiegoś starego auta kanapę, znaczy jej malutką część i poinformował, że mogę sobie tam pójść spać - tak też zrobiłem.
Od razu się zaczęło. Zazdrosny Franek, który do tej pory mnie ignorował stał się zadziorny i nachalny. Zaczął mnie nakłaniać do zejścia z kanapy. Po chwili ustąpiłem mu miejsca aby nie wysłuchiwać jego warczenia. Po chwili abyśmy się nie sprzeczali przyniesiony został większy kawałek kanapy. Ten oczywiście zająłem ja, ale Franek tez go chciał. Tu jednak postanowiłem powalczyć. Przypominam, że ciągle siedziałem w kagańcu. Mimo tak niekorzystnej sytuacji udało mi się obronić pozycję dzięki godności osobistej i większej masie.
czas spychać

przejęcie pozycji

obrona pozycji

Franek trochę przestał mi dokuczać, gdy doszła jedna cześć kanapy, którą zajął. Z tamtego miejsca jednak również mi dokuczał ale trochę mnie, na tyle mniej, że mogłem najnormalniej w świecie usnąć. Niestety byłem co jakiś czas budzony jakimś hałasem lub nawoływaniem Pana. Tak upływał dzionek w ogólnym spokoju. W pewnej chwili Pan zdjął mi kaganiec i chwilę później już ganiałem za Frankiem. Niestety okazało się, że musimy się zbierać. Tak więc wsiadłem do autka i pojechaliśmy żegnając się.
prawie jedziemy

Odwiedziliśmy na chwile mieszkanie z kafelkami aby odebrać jakąś baterię oraz zjeść parówkę i szyneczkę. Te dwie ostatnie przypały oczywiście mi w udziale. No i pojechaliśmy do Pani. Tam mieliśmy jeszcze chwilę na nią poczekać więc poszliśmy na spacerek aby nie marnować czasu. Przeszliśmy się wśród ledwo oświetlonych drzew. Było ciemno, było tajemniczo. Było fajnie, ale krótko. Wróciliśmy i zaraz pokazała się Pani. Szybko pojechaliśmy do sklepu. To był fajny sklep bo pomimo, że zostałem w autku to praktycznie cały czas widziałem swoich Borowskich jak chodzą miedzy półkami uginającymi się od produktów. W końcu wróci i pojechaliśmy do domku. Pani szybko udała się na górę, a mi z Panem naprawialiśmy LaBunie. Tak dokładnie naprawialiśmy, bo mrugała do nas jednym oczkiem. Szybka diagnoza w której pomogłem i okazało się, że poluzowała się wtyczka w oczku. Naprawione oblizane i do domku.
W drzwiach powitała nas Fuksja, wyraźnie stęskniona za nami. Nawet sobie nie zdajecie sprawy co ona robi jak słyszy domofon. Podbiega pod drzwi i miauczy pod nimi do czasu aż się otworzą.
o witaj siostra

Szybko się zajęliśmy swoim sprawami. Na przykład ja spanie a Borowscy jakimiś głupotami jak gotowanie czy też sprzątanie. Wypoczęty miałem siły na zapasy z Fuksją. Ta mała małpka zrobiła się coraz bardziej zadziorna. W każdym razie nasza zabawa mimo dramatycznego przebiegu jest całkowicie bezpieczna a co najważniejsze bardzo przyjemna. No dobra jest przyjemna kiedy chce się bawić, w przeciwnym wypadku mnie denerwuje.
przed walką

 
Fuksja włączyła tryb bojowy

walka

tylko nie w uszko!

Oczywiście walka zakończyła się jak zwykle remisem. Potem przyszła pora na małą toaletę. Fuksja myje się sama, ja natomiast wymagam pielęgnacji. Niech Borowski wie, że jest mi do czegoś potrzebny. Tak więc przetarcie uszu, łapek i co najważniejsze zakropienie oczu, a dokładniej oka. Po porannych zabawach w piasku czułem, że z jednym jest co nie tak. Pan nie oszczędzał w słowach i od razu poinformował mnie, że albo dam się zakropić, albo będzie trzeba amputować przy ogonie. Zgodziłem się dość opornie.
przed pielęgnacją!

Taki dzień sprawił, że szybko zasnąłem. Sen złapał mnie na moim legowisku w salonie. I na prawdę nie chciało mi się wstawać. Śniły mi się jakieś wesołe rzeczy z pewnością, bo na spacerku Pan się śmiał ze mnie, że przez sen podrygiwałem i poszczekiwałem. No własnie nocny spacerek. Poszedłem bardzo niechętnie. Pan mnie musiał zaciągnąć pod drzwi, dopiero wtedy łaskawie wstałem i poszedłem na szybki spacerek. Po powrocie nim się wszyscy zorientowali już spałem na szlafroczku w sypialni. Fuksja oczywiście z butelką też spała. Do ugryzienia!
nie chcę na spacer!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz