poniedziałek, 24 listopada 2014

Legenda miejska

Proszę o wybaczenie błędów i literówek - ciężko się piszę wielkimi łapkami !
Poranek był bardzo wyjątkowy. Jeszcze przed śniadankiem wyszedłem z Panem na spacerek. Przeszliśmy się po naszych łąkach. Wszystko pozałatwiane i pędziłem do domku co sił, bo już burczało mi w brzuszku. Do domku wparowałem i odpychając Fuksje w drzwiach poleciałem do miseczki. Po chwili wypełniła się jedzonkiem i z siostrzyczką zabraliśmy się za jedzenie. Potem stało się coś niespodziewanego. Mimo iż było już jasno i poranek dawno się zaczął, to Pan wrócił do łóżeczka, do Pani. My nie mając co ze sobą zrobić udaliśmy się do nich.
kot zawsze się gdzieś wciśnie


ja zasnąłem na szlafroczku

Taki relaks i spokój trwał bardzo długo. Nagle wszyscy się zorientowali, że już od dawna trwa dzień i zaraz powinien być obiad a Borowscy dopiero zaczną szykować śniadanie. No nic taki leniwy dzień i Oni zabrali się za jedzenie a my z Fuksją zaczęliśmy się bawić jak zawsze. Biegaliśmy, szaleliśmy i się ganialiśmy po całym mieszkanku. W między czasie Fuksja skradła kawałek mięsa z kanapki Pani. Złodziejka musiała się ze mną podzielić. 
gdzie ta Fuksja się schowała ?

ja pod stołem poluje na mięsko


Fuksja ucieka, pewnie coś ma

Dzionek trochę przyśpieszył gdy poszliśmy z Panem do sklepu po produkty potrzebne do skończenia zupy, która już gotowała się na obiadek. Tak więc powędrowaliśmy do pobliskiego sklepu trochę na około, ale się udało. Poczekałem chwilkę na Pana przed sklepem i z całą masą produktów wróciliśmy do domku. 
czekam!

W domku zupka się gotowała, a my z Fuksja obserwowaliśmy ją niemal cały czas.  Plumkała sobie i ładnie pachniała więc nie mogliśmy się od niej oderwać. Nagle zupa się wyłączyła, no dobra Pan ją wyłączył i dorobił makaron. Przyszła pora na zjedzenie obiadku. Zupka pomidorowa smakowała Borowskim i nic w tym dziwnego skoro z Fuksją go przygotowywaliśmy. 
My też zjedliśmy obiadek chwilę później. Po nim okazało się, ze wychodzimy na spacer. Akurat aura za oknem się zmieniła diametralnie, bo zza chmur zaczęło wyglądać słoneczko. Musieliśmy to wykorzystać i nie tracąc czasu wyszliśmy na dworek. Spacerek odbywał się w nietypowym kierunku, ale jak się potem okazało był to doskonały kierunek. Jednak nasza trasa przecinała liczne ulice, ba nawet rondo. Pan od maleńkości uczy mnie na świadomego pieszego. Po pierwsze, prawie zawsze przed pasami się zatrzymujemy i ja siadam. Rozglądamy się na lewo i prawo i dopiero przechodzimy. Ponadto często po zmroku zabieramy ze sobą odblaskową smycz, albo obroże. Pan zawsze mi powtarza, że muszę być świadomym użytkownikiem drogi i nie ganiać ciężarówek oraz rowerów. 

no siedzę i patrzę w lewo!

Po ulicznych przejściach udaliśmy się już trawką wzdłuż drogi wzbudzając zachwyt w osobach, które nas mijały. W drodze wąchałem nie tylko trawkę ale i drzewka. Nie mogę nie wspomnieć o tym, że szarpałem się z Panem o smycz. 
wącham trawkę

wącham drzewko

szarpię smycz

wącham słupek!

Nagle zboczyliśmy z utartych szlaków i skręciliśmy w uliczkę między domkiem a kupą gruzu. Przed nami pojawił się zupełnie inny świat. Świat przed eksploracją którego nie mogliśmy się powstrzymać mimo iż nie było to najbezpieczniejsze.  Mroczny świat opuszczonych i zrujnowanych hali produkcyjnych był piękny w swej brzydocie. Niestety co spacerowanie po takiej okolicy wymaga niezwykłej koncentracji, bo co rusz pod nogami mieliśmy wielką dziurę w ziemi niczym niezabezpieczoną. Sterty kamieni, szkła i innego ustrojstwa również nie pomagały w chodzeniu. Zaglądaliśmy to tu to tam, czasami przechodząc przez jakieś szczeliny. Wycofaliśmy się z tamtą dopiero gdy usłyszeliśmy groźnie brzmiącego psa. Nie mieliśmy chęci sprawdzać czy siedzi w klatce, czy może lata na uwięzi. Wycofaliśmy się w kierunku, szybka i sprawna ucieczka przy okazji bawiąc się sznurem.
oj ale kamienie

się coś zawaliło

chodźmy do tej hali

ale pachnie dziwnie

uciekajmy

już nas prawie nie ma

Jeszcze się troszkę pokręciliśmy w dalszej okolicy zahaczając o jakiś park. Niestety robiło się już dość ciemno, bo słońce już chowało się za horyzontem, wiec przyszła pora na powrót do domku. Okazało się, że trochę odeszliśmy od domku i trochę czasu minęło nim dopadłem do swojej miseczki.
już mam dość, szybko do domku!

W domku pospałem a potem pobawiłem się z Panem i Fuksją w ganiania za sznurem. Było przy tym sporo biegania i sporo głaskania oraz jak to mówią wiele miłości. Wyglądało to tak, że przyniosłem sznur Panu i ten go rzucał w małego pokoju, skąd mu go przynosiłem. Musiałem jednak ominąć Fuksję a przede wszystkim zdążyć do sznura przed nią. Zabawa była naprawdę przednia i na prawdę wszyscy się świetnie bawiliśmy. Po takiej zabawie i kolacji szybko naszło mnie spanie.
to co bawimy się!

Fuksja śpi!

atak Fuksji na mój sznur

no rzucaj!

biegnę ze sznurem

czai się 

leży

znowu jestem ze sznurem

biegnę 

zła bo nie złapała ani razu sznura

obraziła się !

Jak już wcześniej wspomniałem zabawa była bardzo męcząca. Po krótkim wieczornym spacerku poszedłem szybko spać, zresztą tak jak i Fuksja. Ja niestety nie mogłem się cieszyć spaniem na kanapie i zadowalałem się swoim legowiskiem. Ona dodatkowo była miziana przez Pana w lewą nóżkę. Na wszelkie inne głaskanie reagowała agresywnie. Ach te kobiety! Oczywiście w nocy udaliśmy się spać do sypialni. Do ugryzienia!
pozycja na pędzącego ogiera

pozycja na skulonego wilka
na siedząco

miziaj mnie w łapkę!

czemu nie miziasz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz