wtorek, 4 listopada 2014

Zaległe obowiązki

Od rana wiedziałem, ze Poniedziałek będzie zwariowanym dniem. Mnie już kiszki marsza grały z głodu a Borowscy pomimo mojego piszczenia i trącania noskiem każdej wystającej spod kołdry części ciała ciągle nie wstawali. Oczywiście skończyło się to późniejszym wyjściem a przede wszystkim jedzeniem w pośpiechu!
Na miejscu oboje zniknęli a ja zostałem sam w aucie. Dodam, że wcześniej jedynie nieznacznie obniżyłem poziom w zbiorniczku, bo liczyłem zaraz na wielki spacerek i musiałem zachować warunki na oznaczenie znacznego terenu. Pomyliłem się znacznie, tylko co jakiś czas mijał mnie Pan przechodząc z jednego budynku do drugiego. Za każdym razem głośno szczekałem w końcu Pan się zlitował i zabrał mnie z auta i chodziłem z nim! Ponieważ Pani ma problemy z chodzeniem to razem z Panem pomagaliśmy jej przenosić jakieś segregatory do magazynu. Bardzo podobała mi się ta praca, bo przypięty smyczą do wózka sklepowego ciągnąłem go za sobą. I nic mi nie przeszkadzało, że był pełen segregatorów. Pan nic a nic mi nie pomagał i mało tego musiałem ciągnąć i jego. No Oni się zajmowali segregowaniem i układaniem segregatorów. W tych czynnościach jedynie Ich doglądałem. O dziwo cała ta robota trwała bardzo długo i przez to wszystko mieliśmy bardzo mało czasu na spacerek.
aż robota pali się w uszach!

Po skończonej robocie i umyciu rąk przez Pana (a to brudas) i pojechaliśmy do lasku nad jezioro. Drogę tam pamiętam już niemal na pamięć, ale tym razem nie zapakowaliśmy koło chatki rybaków a jak zwykli ludzie na parkingu. LaBunia stanęła wśród drzew a my ruszyliśmy na podbój okolicy.
Wczoraj poznawaliśmy nową okolicę w lesie. Między drzewami chodziliśmy szukając odpowiedniego miejsca na psie sprawy. Znaczy ja chodziłem i szukałem a Pan chodził i szukał dobrego miejsca na zdjęcie. Na szczęście często nasze poszukiwania się pokrywały i za nadto się od siebie nie oddalaliśmy. Ponadto ten wesoły czas spędziłem na poszukiwaniu idealnego patyczka 
no rób tu zdjęcie a ja zapozuje

to będzie moje miejsce na psie sprawy

mam patyczek, biegnę ci pokazać!

o zobacz zobacz - jest idealny!

jednak ten jest idealniejszy!

obraziłem się, bo Pan śmiał się z mojego patyczka

no dobra pogłaskałeś mnie i trochę mi przeszło

Tak sobie dreptaliśmy przez lasek i nagle pojawił się przed nami wąwóz a w wąwozie rzeczka. Jeśli rzeczka to okazja do picia. Tak sobie uzupełniałem zbiorniczek a Pan się kręcił i trochę oddalił, gdy to spostrzegłem to popędziłem najkrótsza drogą do niego, co okazało się niezbyt dobrym pomysłem, bo niemal po same uszy wylądowałem w błocie. Ledwo się z niego wygrzebałem a w uszach rozbrzmiewał mi szyderczy śmiech Pana. Przestał się śmiać jak przebiegłem do Niego i się przywitałem.
będę pił

efekty kąpieli (zdjęcie nie oddaje całego efektu)

Udaliśmy się w drogę powrotną do autka, trochę na około, ale jednak już wracaliśmy. Pod naszymi nogami liście zmieniły się w piękną zieloną trawę (przynajmniej w niektórych miejscach) z wydeptanymi ścieżkami. Niestety w pobliżu pojawił się piesek i grupa ludzi przez co ja straciłem swobodę i wędrowałem na smyczy. Te kilka minut było dla mnie straszne, bo chciałem biegać i się bawić. Na szczęście człowieki szybko zniknęli a my udaliśmy się na chwilkę nad jeziorko i w końcu swobodnie poszliśmy do autka.

a po lesie spaceruje tak


siusiam na drzewko a w oddali widzę ludzi

idziemy do jeziorka?

o ktoś tam idzie!

słupek nad jeziorkiem

Droga do autka była szybka, ale bardzo malownicza. Trafiliśmy na jakieś pozostałości po jakimś stworze. Powykręcane i tajemnicze znalezisko pachniało jak drzewo, wyglądało jak drzewo, nawet smakowało jak drzewo ale raczej drzewem nie było - to musiały być jakieś kości! Po drodze usłyszeliśmy dziwne i rytmiczne stukanie. Okazało się, że na drzewie siedział drzewny doktor.
ja i znalezisko

też będę doktorem drzew

do auta!

Szybko się zapakowaliśmy do autka i jechaliśmy do domku. Całą drogę spędziłem w oknie podziwiając zmieniający się krajobraz który z leśnego przekształcił się w miejski. W końcu wylądowaliśmy w domku
jadę!

W domku się leniuchowało ile wlezie. Większa część czasu spędziłem na spaniu, ale na szczęście znalazłem chwilę a raczej znalazł ją Pan, aby przygotować w końcu do wysłania nagrody za konkurs. Zwycięzców z tego miejsca chciałem przeprosić za niekompetencje moich Borowskich. W każdym razie szykowaliśmy wysyłkę i pod moim bocznym okiem koperty zostały zaklejone. Od siebie użyczyłem nawet trochę śliny.
W końcu odebraliśmy Panią i przekonałem Borowskich abyśmy pojechali wysłać przesyłki. Niestety nie mogłem z nimi wejść na pocztę i zostałem w aucie. Mam nadzieje, że dali radę bo mogę im tylko wierzyć na słowo. Po tym podjechaliśmy jeszcze kawałeczek i przeszliśmy się po centrum miasta celem zakupienia ptysiów. Miałem okazje nawet ukraść co nieco dla siebie.
Do domku powróciliśmy w sam raz aby przywitać gościa. Odwiedził nas Opiekun Franka. Cieszyłem się, choć byłem już troszkę bardziej powściągliwy. Gościa uraczyliśmy pysznym ciastem, ledwo co wyjętym z pieca. Gdy Oni się delektowali smakowicie pachnącym ciastem my ,czyli Fuksja i Ja kombinowaliśmy w kuchni jak spróbować tego ciasta. Fuksja wdrapała się na blat i próbowała przewrócić blaszkę, musiałem jej trochę pomóc i po chwili stało się. W wielkim hałasie ciasto wylądowało na podłodze. W popłochu i panice uciekliśmy i gdy już wracaliśmy po swoją zdobycz, pojawił się Pan i nam to zabrał. Tyle pracy i wysiłku na marne. Ech szkoda wielka szkoda. Gość się pożegnał nawet odprowadziłem go do autka. Przyszedł czas na spanie. 

ech zmęczony jestem, zjadł bym coś!

co już do sypialni!

Fuksja szykuje się do spania!

Po relaksie w salonie przy TV przyszedł czas na sen w sypialni. Tak więc zebraliśmy się a jak kamień zasnąłem na swoim szlafroczku. Tyko w uszach rozbrzmiewało mi cyckanie i gruchanie Fuksji. Ta małpka całą noc cyckała paluszki Pani. Ba podobno nawet zdarzyło się, że cyckała brwi, ucho i brodę. Do ugryzienia!
ja tu cyckam a ty mi zdjęcie robić - bo się nie obudzisz uważaj!

tutaj przykład gruchania Fuksji. Ona potrafi tak całą noc!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz