Dzień od samego rana był bardzo leniwy. Pan musiał mnie wyciągać na poranny spacerek, abym się nie zsiusiał w domku. Ja chciałem tylko zjeść śniadanko, ale musiałem iść. Ech zawsze pozostaje niezrozumiany. Spacer ten na szczęście nie był zbyt długi. Odbywał się jedynie w najbliższej okolicy, ale wbrew pozorom była bardzo fajnie. Początkowa niechęć zmieniła się w radość. Aż nie chciało mi się wracać do domku, jednak żołądeczek wiedział lepiej.
liście wszędzie liście
czy mówiłem, że wszędzie są liście?
uff tu nie ma liści
W domku było po prostu spokojnie. Zjadłem śniadanko i jeszcze wszyscy sali, jak Pan po cichutku się krzątał. Ba nawet odkurzał w trybie wyciszonym. Pani i Wiki wstały dopiero gdy śniadanko było gotowe. No dobra nie wstały same, ale Pan je nawoływał do jedzenia.. Po śniadanku tempo dnia znowu gwałtownie spadło. Człowieki rozsiedli się z na kanapie i w fotelu oglądając TV więc z kocyka się do nich dołączyłem.
Minęło tak sporo czasu i już myślałem, że będzie tak do obiadku, ale się myliłem, bardzo się myliłem i to w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Okazało się, że na chwilkę przed obiadem zebraliśmy się i autkiem udaliśmy się w najcudowniejsze miejsce pełnych misek - odwiedziliśmy Freda. Panie poszły szybciej do niego a ja jeszcze musiałem podreptać po trawie i zmusić się do siusiu. Gdy na szybko wszystko załatwiłem to mogłem powolutku i dostojnie udać się do Freda, a raczej do jego miseczek
Po wyczyszczeniu miseczek przyszedł czas na przywitanie się ze wszystkimi. Dzionek znowu zwolnił, bo wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy na obiadek. Fuksja początkowo była bardzo zdenerwowana i wycofana, dopiero po chwili zaczęła w miarę swobodnie spacerować. Dalej jednak była zdenerwowana i syczał i warczała na wszystkich. Ech kobiety zmienne są. Przegoniła Milkę (czarnego kota) z parapetu jak tylko Pan od Freda ją na nim posadził. Chciała się nawet bawić z Fredem ale ten nie wykazywał chęci i warczeniem wyraźnie pokazał wszystkim jak jest.
no dawaj, zjem nierozmieszane
naburmuszony Fred
chowająca się Fuksja
Po obiadku się zrelaksowaliśmy i zaczął się w końcu aktywny dzień. Pan zabrał mnie na przechadzkę, w sumie zabrał mnie i Fuksje. Poszliśmy do domku z kafelkami, ale byliśmy tam na chwilkę bo okazało się, że wszyscy z niego wychodzą na spacer. Tak więc wszystko zgrało się idealnie. Poszliśmy na spacer. Fuksja poszła na ręce Pana z fajką a ja dreptałem na smyczy. Przeszliśmy się wokół jeziorka, a po chwili wylądowaliśmy przy nowo otwartej drodze, po której jeszcze kilkanaście dni temu się przechadzaliśmy. Tam to się dopiero ubrudziłem. Cały brzuszek, uszka i wszystkie moje łapki oraz ogonek były czarne jak smoła. Biegałem po błocie, więc może to dla tego. Poznałem kilka fajnych piesków, z którymi się przywitałem i radośnie merdałem ogonkiem. Odprowadziliśmy towarzyszy spacerku do domu po drodze czyszcząc podwozie i wróciliśmy do autka. Już bez Wiki pojechaliśmy na zakupy.
ja na spacerze
Fuksja na spacerze
w trawie
po tankowaniu
w błotku
podziwiamy ukończoną i zalaną budowę
Na zakupach zostałem sam z Fuksją w aucie. Po takim męczącym spacerku to był dobry czas na sen. Zresztą siostra robiła dokładnie to samo w swoim transporterze. Borowscy wrócili dość szybko, ale mieli ze sobą tylko kilka rzeczy i w dodatku żadna z nich nie była do jedzenia. Było to związane z doświetleniem i wentylacją łazienki, przynajmniej tak zrozumiałem z ich rozmów. Zresztą mało z tego rozumiałem bo cały czas zastanawiałem się jak można zrobić zakupy i nie kupić nic do jedzenie?
W domku oprócz wieczornego spacerku i chwili zabawy z Fuksją oraz oczywiście polowania na jedzenie nie działo się nic nadzwyczajnego. Zakupy pozostały w wiaderku w którym zostały przyniesione. Miałem nadzieję na jakieś atrakcje, ale niestety nic z tego.
jestem taki zmęczony, ale tam jest jedzenie. Muszę je upolować
jak to mam nie drapać kanapy?
Na wieczorny spacerek Pan w sumie mnie wyciągał, ale naprawdę dobrze, że to zrobił bo jak tylko otworzyły się drzwi do klatki schodowej to zrobiłem trzy kroki i osuszałem zbiorniczek przez dobre 40 -50 sekund. Ech nie spodziewałem się, że jestem taki pojemny. Teraz już wiem dla czego muszę tyle jeść i pić. W końcu wypełnić takie czeluście to nie lada wyzwanie. Zrobiliśmy jeszcze mały obchód okolicy i co sił powędrowaliśmy do domku.
W domku oczywiście od razu zabrałem się za spanie i chwilę później przeniosłem się za Borowskimi do sypialni. Pan już spał a Pani jak zwykle czytała książkę. Ja zająłem miejsce na szlafroczku i jak się okazało już po kilku chwilach dołączyła do mnie Fuksja. Do ugryzienia!
śpimy
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz