piątek, 14 listopada 2014

Gliwicki relaks

Po męczącym dniu z pobudką nie mogłem się pogodzić. Na szczęście szybko się uwinęliśmy i mogłem sobie podrzemać w autku. Najpilniejsze sprawy załatwiłem przechodząc te kilka kroków miedzy klatką schodową a autem. Nasza LaBunia często jest kapryśna i Pan musi z rana ją pomiziać po silniczku aby odpaliła i nie inaczej było wczorajszego poranka. 
Ja już drzemiąc jak przez mgłę słyszałem jak wsiada Pani i ruszamy w drogę. Okazało się, że odwiezienie Pani nie było takie jak zwykle, gdyż zostaliśmy tam na dłużej. Znaczy ja czekałem w aucie a moi Borowscy zniknęli. Muszę powiedzieć, że wcale mi to nie przeszkadzało bo po cichu liczyłem, że w tym dniu nie będzie żadnego spaceru bo chyba jeszcze miałem zakwasy.
Na szczęście a może i nie Borowski wrócił po jakimś czasie poszedłem z nim na spacerek zostawiając Panią i autko.  Spacerek nie był długi i w sumie dobrze bo zrobiłem co musiałem, rozprostowałem nogi a co najważniejsze nie przemęczyłem się za nadto. Po powrocie do autka jeszcze chwileczkę poczekaliśmy i dosiadła się do nas Pani.
w trawie

w liściach wywąchałem trop do odpoczynku

czekamy na Panią

Pojechaliśmy w siną dal. Nagle zatrzymaliśmy się i wysiadała Pani a my odjechaliśmy i odwiedziliśmy najpierw Freda gdzie wyczyściłem jego miskę a potem podreptaliśmy aby odwiedzić mieszkanie z kafelkami gdzie wypiliśmy. Po chwili jednak już wracaliśmy do Pani. Autko zaparkowało i zostałem sam. Ciepełko i spokój to dobre okoliczności do spania.
W końcu wrócili a my nie wracaliśmy do domku. My jechaliśmy dalej. Sytuacja znowu się powtarza. Pani nagle wysiada z auta a my z Panem pojechaliśmy dalej. Na szczęście tylko kawałek dalej. Zaparkowaliśmy i po chwili byłem już na spacerze. Dreptałem sobie, kręcąc się w pobliżu autka, czekając na jakieś wieści od Pani. 
coś tu czuję!

ojej tam coś jest! Ja chcę tam iść

Po co jest ta barierka!

W końcu Pani się odezwała, że jednak długo sobie na nią poczekamy, więc mogliśmy powiększyć obszar naszych spacerków. Tak więc odeszliśmy sobie tracąc z pola widzenia autko. Mogłem się rozkoszować nowymi zapachami, a Pan nowymi zdjęciami
za horyzont i krok dalej

Zrobiliśmy niewielkie kółeczko i wróciliśmy w okolice autka, ale tylko na chwilkę, bo Pan coś zapomniał z LaBuni. Przywitaliśmy się z nią i zabraliśmy co trzeba. Już mieliśmy iść gdy nagle na horyzoncie dostrzegliśmy pieska, jednak również dostaliśmy wiadomość od Pani. Tak więc nie było mowy o zabawie z innym pieskiem a trzeba było iść poszukać Pani.
wącham trawkę, na szczęście od góry

a pogryzę sobie smycz

ojej tam jest pies!

ale jak to szukać Pani?

No ja niestety szukać nie mogłem, bo nie było okazji szkolenia swojego węchu pod względem tropienia czegokolwiek innego niż jedzenie. Tak więc byłem załamany, bo nie było szans abym znalazł Panią. Na szczęście Borowski sprawiał wrażenie, że wie gdzie iść. Tak więc udaliśmy się w drogę spotykając pod drodze zachwycających się mną ludzi i dwie osobliwe acz bardzo urocze Panie. Pierwsza z nich wiedziała, że jestem Bassetem, ale nie wiedziała jakiej rasy. Pytając Pana zachwalała moją urodą. Pan ładnie podziękował i uśmiechnął się oraz cierpliwie tłumaczył, że jestem Basset Hound oraz, że to taka rasa. Pani wydawała się nie łapać, acz pogłaskała i wesoło odeszła. Durga Pani oznajmiła, że miała Bassetkę ale była ona straszna, bo wszystko jadła i nawet swoje młode. Pani nie dawała rady i musiała się jej pozbyć. Pan dzielnie bronił bassety i wychwalał charakter. Ja dziwiłem się - jak można nie jeść wszystkiego? Po słowach Pani "pozbyć" obaj z Panem się zmieszaliśmy i z uśmiechem żegnając się z Panią odeszliśmy w swoim kierunku.
W końcu uszliśmy kilka set kilometrów i zasiedliśmy aby odpocząć. Okazało się, że byliśmy na miejscu. Po drodze ciągle się zastanawiałem o co chodziło z tym "pozbyć" i przy okazji spostrzegłem, że chodził za mną drugi basset, choć taki bez wyrazu. Wszystko po mnie małpował co mnie denerwowało, na szczęście pojawiła się Pani i nie zwracając już na nic wróciliśmy do autka.
śledzący mnie basset

czekam na Panią!

Wróciliśmy do domku odstawiając Panią w miejsce skąd ją zabraliśmy. W domku przywitał nas kotek i już po chwili zabraliśmy się za sprzątanie mieszkania.. Szybciutko uwinęliśmy się z bałaganem i mieszkanko wyglądało po japońsku:  jako tako
+,++++++++++++++ <--- dopisek Fuskji
Po obowiązkach przyszedł czas na zabawę. Fuksja i ja ganialiśmy się  po mieszkaniu robiąc bałagan, a racze ustawiając mebelki i wyposażenie na nowo. Trochę się posłowaliśmy i w końcu padliśmy i zasnęliśmy.
walka

Do nocy było już dość spokojnie. Odebraliśmy Panią, zjedliśmy obiadokolację i w końcu po spacerku poszliśmy spać. Tak Fuksja była z nami na nocnym spacerku wokół bloku. Po powrocie zasnęliśmy aby w końcu udać się spać do sypialni. 
kot na stoliku szykuje się do spania

ja już drzemie na legowisku

mała zmiana ułożenia!

W sypialni ja oczywiście ułożyłem się do spania na szlafroczku a kot, jak to kot zawędrował do Pani. Tym razem Pani była przygotowana w butelkę ze smoczkiem i sam smoczek. Fuksja najwyraźniej bardzo się stęskniła i musiała sobie popić mleczko i pobawić się smoczkiem. Mleczko próbowała nawet pić, gdy wszyscy inni już spali. Tak obudziła nas swoim cyckaniem, mlaskaniem i innymi niezidentyfikowanymi dźwiękami. Tak zleciał nam dzionek. Do ugryzienia!
smoczek

cyckanie butelki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz