czwartek, 13 listopada 2014

Kopacze

Poranek był całkowicie normalny i zwykły. Po wspólnym zjedzeniu śniadanka powoli zbieraliśmy się do wyjścia. Zastanawiający był tylko bardzo nieformalny strój Pana. Stare i powyciągane dresy wskazywały, że raczej będziemy robić jakieś nietypowe rzeczy. Jednak nie mogłem się spodziewać tego co się stanie.
powoli wychodzimy
Zostawiliśmy Fuksje w domku i powędrowaliśmy do autka. Małe siusiu i już ruszaliśmy autkiem w drogę. Pani odwieziona a więc i my udaliśmy się w drogę. Jechaliśmy dość długo przez co zasnąłem na dłuższą chwilkę. Okazało się, że wylądowaliśmy w Bojkowie. Tam czekała na mnie miła niespodzianka, bo czekali na nas Franek ze swoim Opiekunem.
Dzień ze zwykłego przeistoczył się w piękny. Biegałem sobie z Frankiem po całym placu i tylko od czasu do czasu zaglądałem do garażu, gdzie działy się rzeczy niestworzone. Nie było podłogi a na środku powstawała wielka dziura. Przez to plac do biegania systematycznie się pomniejszał bo na jego środku wyrastała góra piachu i gliny. 
Do południa biegałem sobie za Frankiem a to mu trochę przestało się podobać przez co szczekał i warczał na mnie. Ja oczywiście nie pozostawałem mu dłużny i odszczekiwałem. Przez co robił się wielki harmider. W sumie nie odstępowałem Franka ani na krok i nie mógł się nawet na chwilkę zrelaksować. Tylko co ja mogę zrobić jak my się tak rzadko widujemy. 
Tymczasem radośnie pracujący człowieki zmienili swoje nastawienie i miny im lekko zrzedły. Stali się dość zmęczeni a nasze szczekanie powoli zaczynało ich denerwować, czemu wyraźnie dawali znać, przez zamykanie mnie w ganku w odosobnieniu. Takie zabawy trwały w najlepsze i trwały aż do spaceru. Tak udaliśmy się wszyscy na spacerek, w sumie to nie był taki zwykły spacerek a spacerek po chlebek. Tak dokładnie nie mylicie się, cali brudni i zmęczeni udaliśmy się do ludzi.
Z zakupami wróciliśmy do domku w między czasie załatwiając swoje psie sprawy. Na spacerku Franek mógł chwilę ode mnie odetchnąć. Po powrocie okazało się, że będziemy urządzać grilla. Ludzie rozpalili rusz i zaczęli przygotowywać kiełbaskę. Ja byłem załamany, bo czułem, że zaraz ta wyląduje na ogniu. Po co skoro surowa na pewno będzie smaczna. Ech cały czas siedziałem przy grillu i pilnowałem czy coś nie spadło. Czasami przychodzili przewracać, ale zwykle czas spędzali w dole lub za taczką wożąc ziemię i przesypując piasek na placu. W końcu zasiedli do jedzenia a my z Frankiem Ich pilnowaliśmy aby nie zapomnieli, że muszą się z nami podzielić. Na szczęście się podzielili dość sporą częścią kiełbaski i chlebka. Po tym udali się kopać dalej ze zdwojoną siłą.
Dzień chylił się już ku upadkowi, kiedy Frankowi umożliwiono wychodzenie do jego autka. Tam mógł się przede mną schować i mieć spokój. Ja w sumie też już miałem dość, ale nie miałem w okolicy swojego kocyka a nie legowiska, przez co szukałem okazji na wyładowanie swojej frustracji brakiem spania. W końcu było już ciemno i padnięty Franek nie chciał w ogóle się ze mną bawić. Dopiero przyjazd jeszcze jednego człowieka w postaci Chłopaka od szalonej Blondynki przyniósł jeszcze trochę radochy. Po przywitaniu się i oprowadzeniu nowego po placu boju udałem się do autka na spoczynek. Chwilę później już jechaliśmy do domku. Ile trwała ta chwila to nie wiem, bo spałem na kanapie w pozycji wyglądania przez tylną szybę. 
W domku miałem jedynie siły i chęci na spanie. Jedynie kolacyjka i spacerek po dworku na małe siusiu to jedynie co mogło mnie wyrwać ze spania. W końcu upragniony szlafroczek w sypialni przyjął mnie i usnąłem jak niemowlak. Jedynie co zakrzątało moją głowę to jedna sprawa. Przecież mogli rozsypać trochę przysmaczków w małym dołku i to zasypać a ja na pewno bym im ten dołek wykopał w kilkanaście minut i w dodatku nie dokuczał bym Frankowi. Do ugryzienia!
praca w dołku (opiekun Franka z łopatą) a mu się bawimy

wąchanie

Zmęczony Franek

walka :)

ale dołek. 

sprawdzam wysokość górki!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz