poniedziałek, 17 listopada 2014

Leniwa niedziela

Rano obudziłem się i powiem szczerze, że nie czułem się jakoś bardziej słany po wczorajszych reklamach. No nic trzeba było się otrząsnąć ze sławy i wrócić do codzienności. Czas ruszyć na poranny spacerek. Ze względu na niesprzyjająca aurę był to raczej krótki spacerek. Nie forsowaliśmy tempa i spokojnie obserwowałem osiedlowe krajobrazy.Do domku wróciliśmy po spełnieniu wszystkich psich obowiązków. Tam czekała na nas Fuksja i wszyscy razem nie budząc jeszcze śpiącej i zmęczonej Pani zabraliśmy się za szykowanie śniadania i lekkie sprzątanie. Odkurzacz cichutko chodził i zbierał sierść z podłogi a w garnku cichutko gotowały się parówki. Dopiero gdy wszystko było gotowe ja i Fuksja poszliśmy obudzić Panią. Po zjedzeniu śniadanka w końcu mogłem położyć się spać, uciąć sobie przedpołudniową drzemkę.
Spania nic mi nie zakłócało, a jednak się obudziłem, zadziałała jakaś podświadomość albo coś. Po długim i bardzo przeciągłym ziewnięciu sprawdziłem dokładnie o co chodzi. Przeszedłem całe mieszkanko i się okazało, że mój instynkt miał race. W kuchni szykował się obiadek. Razem z Fuksją siedzieliśmy wiec w kuchni i liczyliśmy, że coś spadnie i nam się dostanie. Smakowity zapaszek jak się okazało pochodził ze smażących się piersi z kaczki. Gdy wylądowały w piekarniku to po prostu byliśmy z Fuksją byliśmy bardzo podekscytowani. Niestety pyszne mięsko choć było tak blisko to pozostało nieosiągalne. No nic troszkę zawiedzeni udaliśmy się do salonu aby troszkę się pobawić. Skończyło się na tym, że uprawialiśmy zapasy. Niestety nie było kisielu a tym bardziej budyniu. Po prostu siłowaliśmy się na podłodze. Można powiedzieć, że była to "walka" o dominację nad światem, znaczy mieszkaniem.
to walka?

walka!

runda pierwsza

runda druga

Ponieważ leniwy dzień płynął i płyną niepostrzeżenie to nagle przyszedł czas na obiadek, oczywiście obiadek Borowskich. Ci go zjedli nie dzieląc się z nami. Ba nawet zwracali uwagę, gdy próbowaliśmy sami uszczknąć co nie co. W końcu i przyszła pora i na nasz obiadek. Już robiło się dość ciemno, a przed nami była konieczność podjechania na stację benzynową aby nakarmić LaBunie. 
Zebraliśmy się dość szybko do autka i ruszyliśmy. Podjechaliśmy na stację na której była mała kolejka. Gdy w końcu udało się nakarmić autko to pojechaliśmy do parku na spacerek. LaBunia zaparkowana pod latarnią aby była dobrze widoczna z każdego zakątka. Spacerek odbył się wokół jeziorka. Początkowo sobie spacerowałem na smyczy i robiłem to co musiałem. Nagle wszystko się zmieniło. Pan z kieszeni wyciągnął piszczącą piłeczkę za którą sobie pobiegałem jak szalony. Podczas biegania miałem przypiętą jedynie krótką smycz bezpieczeństwa. Od razu spacerek nabrał rumieńców i nim się zorientowałem już byliśmy prawie przy autku. Niestety od razu wiedziałem, że nie będzie kolejnego kółeczka wokół jeziorka.
wołałeś mnie ?

ciemno i mokro ale fajnie

pod autkiem

Po powrocie do domku chwilkę pospałem i zabrałem się za łobuzowanie. Kolejne kradzieże z kuchni rękawic kuchennych doprowadziły, że spotkała mnie kara. Kaganiec na całą wieczność.  Na szczęście ta wieczność szybko się skończyła. Chwilę połasiłem się to do Pana a to do Pani, w sumie łasiłem się do tych co mieli jedzenie. Tak jestem taki interesowny, ale to wynika z mojego instynktu. W końcu ciągle słyszę głoś - więcej jedzenia, więcej jedzenia.
W końcu zabrałem się za zabawę, a raczej zabrałem się za dalsze rozbrajanie nieużywanego przez Fuksję kartonowego domku. Ta początkowo w najlepsze sobie spała w swoim domku drapaku, ale w końcu przeniosła się na swój kocyk, aby w końcu zacząć mi pomagać w demolce. Bawiliśmy się tak razem aż domek nie był niemal całkowicie rozmontowany. Zostawiłem sobie troszkę na następny raz. Po naszej zabawie w pokoju była całkowita demolka a po podłodze walały się nieskończone ilości kartonowego domku.
rozgryzam tutaj

rozgryzam tam

w końcu rozgryzamy razem

Okazało się, że w środku domku były dwie zabawki Fuksji, których nie zdążyła zgubić. Pan postanowił je wykorzystać i przywiązał do klamki drzwi balkonowych. Ta mała małpa ciągle do nich skakała, czym zapewniała rozrywkę nie tylko sobie, ale i nam wszystkim

skacze!

W końcu bardzo zmęczeni udaliśmy się do sypialni spać. Byliśmy tak zmęczeni, że postanowiliśmy pominąć spacer nocny spacerek. Tak mało emocjonująco i dość spokojnie upłynął nam dzionek. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz