Wtorkowy dzionek spędziliśmy tylko w najbliższej okolicy naszego domku. W zasadzie nie ruszaliśmy się dalej niż do Pani. Wstaliśmy dość późno jak zwykle, ale udało nam się dość sprawnie wydostać z domku i udać do autka i odwieść Panią.
ech dziś wyjątkowo wcześnie wstaliśmy
Po wykonaniu obowiązkowych czynności udaliśmy się w drogę. Pojeździliśmy sobie chwilę autkiem. Ja wystawałem przez okienko a Pan musiał patrzeć i prowadzić. Miałem odrobinę lepiej. Podjechaliśmy do miejsca w którym parkowaliśmy dnia poprzedniego. Jednak autko nie gasło i tylko Pan wysiadł i grzebał coś pod maską LaBuni. Okazało się, że światełko po ostatniej naprawie nie najlepiej leży. Szczęśliwie udało się i zaczęliśmy wracać. Zupełnie nie rozumie po co przejechaliśmy taki kawałek aby obejrzeć żarówkę. No nic, nie ma co z Panem dyskutować na ten temat, bo tylko byśmy się pokłócili. Własnie podjeżdżaliśmy pod domek, gdy zadzwoniła Pani i prosiła o pilne przybycie na ratunek.
No i ponieważ autko już stało to my udaliśmy się do Pani na piechotę, na całe szczęście nie szliśmy ulicą a łąkami. Droga nie była długa i nie była trudna, ale była przyjemna i to mimo braku słońca. Na miejscu przywitałem się z Panią, którą niedawno żegnałem i zostałem odprowadzony za budynek z informacją, że mam poczekać. Przymocowany do drzewa troszkę szczekałem gdy Pan zniknął, ale szybko zagadałem z kolega, którego widziałem drugi raz. Niestety jako piesek stróżujący siedział w kojcu.
idziemy
ale jak to zostaje?
kolega o imieniu Rolas
Po niedługim czasie wrócił Pan, więc pożegnałem się z kolegą i poszliśmy sobie. Poszliśmy zobaczyć jak zmienił się wraz z porą roku nasz lasek, okoliczny lasek, czyli "Góra Hugona". Ostatnio oglądałem internet i widziałem wielkie góry ze śniegiem i wspinających się po nich ludzi. Tak więc zastanawiam się, dla czego to nasze też jest góra? Przecież normalnie po tym wchodzimy i nie potrzebujemy do tego specjalistycznego sprzętu. Ponadto są tam drzewa, dużo drzew. No powoli dochodzę do wniosku, że ludzie są trochę dziwni. Mam też inną teorię, a może ta nasza góra kiedyś była znacznie większa, ale przyszedł jakiś piesek i ja rozkopał. Ech tak może być, bo tu często chodzą takie duże psy bez smyczy.
Moje rozmyślania miały dość przychylna aurę. Wszędzie liście, no dobrze nie wszędzie, bo nie było ich praktycznie na drzewach. Trochę to takie smutne jak drzewa stoją takie puste, ale wydaje mi się, że jest to rzecz normalna, bo nikt się tym nie przejmuje oprócz mnie. Fajne natomiast jest to, że liście teraz tworzą wielobarwny dywan pod łapkami, który zakrywa niemal wszystko. Przez co mogę wykazać się swoim węchem. Oczywiście na "Górze" Pan pozwolił mi polatać jedynie na smyczy zabezpieczającej. Przez co mogłem się wyszaleć jak dziki. Odbiegałem na całe kilometry, tylko po to by zaraz wrócić do Pana i go pobrudzić łapkami. Nie zwracałem uwagi na jego krzyki. Spacer nie należał do najdłuższych, obeszliśmy tylko lasek po największych ścieżkach i wróciliśmy do domku. Wszystkie ścieżki były ledwo dostrzegalne przez ten dywan, liściasty dywan.
już zaraz będziemy w lasku, tylko miniemy te domki
liście na ziemi a ja biegam
no chodź żółwiu
w liściach idę
w liściach wącham
zamaskowany
biegnę
biegnę z daleka i zaraz Cię pobrudzę
o coś smacznego
już wracamy
szybko biegiem do domu
jeszcze troszkę
Wróciliśmy do domku i po tradycyjnym przywitaniu w drzwiach z Fuksją niemal od razu położyłem się spać do swojego legowiska. Nie trzeba było nic przygotowywać na obiad i nie trzeba było sprzątać. No dobra sprzątać trzeba było, ale Pan odkładał to w nieskończoność by mnie nie budzić zapewne. Nawet zabrał się za małe poprawki w malowaniu sufitu. Zgramoliłem się za nim do łazienki i zwróciłem Mu uwagę, że odcień może się różnić, bo minęło już trochę czasu od malowania. Nie słuchał a wieczorem się okazało, że miałem racje, no ale przynajmniej w rogach nie ma już białych plamek.
Gdy się lekko ściemniło to udaliśmy się po Panią. W ogóle to ostatnio zauważyłem, że znacznie rzadziej mogę wychodzić na spacery. Mój zbiorniczek jest szczelniejszy, albo znacznie większy. No więc szybkie siusiu i do autka potem do Pani i do sklepu po jedzonko na nieprzygotowany obiad. Jak się okazało wybór padł na frytki z patelni i grillowane kiełbaski. No nie powiem wyglądało to smakowicie i tak samo pachniało. No i na szczęście kila frytek zupełnie przypadkiem spadło na ziemię i mogliśmy je zjeść z Fuksją.
Przed samą kolacją wybrałem się z Panem i Fuksją na krótki spacerek. Fuksja oczywiście dreptała na rękach, a w zasadzie pod kurtka. Fajnie i słodko wyglądała. Pan zorganizował nam taki szybki spacerek bo okazało się, że trochę pada nam deszcz na głowę. No więc zrobiłem co musiałem i od razu do domku spać. Otóż nie było mi dane, bo musiałem z Fuksja czatować na kolację jedzoną przez Borowskich. To nic, że niedawno sami jedliśmy swoje kolacje. Były resztki pizzy a więc coś co tygryski i basseciki takie jak my lubimy najbardziej. Powiem szczerze, że wczoraj Borowscy byli trochę bardziej szczodrzy i kilka okruszków spadło nam na podłogę.
Po tej całej zabawie poszliśmy spać najpierw w salonie a potem za Panią do sypialni. Ja byłem rozdarty bo chciało mi się spać, ale jeszcze musiałem coś napisać. Tak więc lekko senny pisałem posta i musiałem poprosić Pana o pomoc. Do ugryzienia!
kot na kocu
pies na szlafroku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz