sobota, 22 listopada 2014

Zawsze obok

Fuksja nie zostawiła żadnych prezentów w nocy i w ogóle było z nią zdecydowanie lepiej. Od rana zachowywała się jak, no właśnie jak Fuksja. Skakała, biegała i cyckała ucho Pani. Ja jedynie piszczałem i trącałem nosem Pana, więc przy małej małpie byłem aniołkiem, ba, ja jestem przy niej aniołkiem.

O dziwo szybko ruszyłem z Panem na spacerek. Bez śniadanka, bez autka, a co najważniejsze - bez Pani. Poszliśmy z Panem po osiedlu i powolutku wracając po obchodzie i wykonaniu psich czynności, kupiliśmy kilka bułeczek i wróciliśmy do domku. Tam dalej była Pani i wcale nigdzie się nie wybierała, ba, nawet przygotowała pysznie wyglądająca i pachnącą jajecznicę. Czy to oznaczało, że wczoraj była sobota?
No nic, zjedliśmy śniadanko no i trochę byłem grzeczny, za co dostaliśmy resztę jajecznicy. Z Fuksją po prostu byliśmy wniebowzięci. Zjedliśmy ze smakiem i już mieliśmy się kłaść, gdy nagle Borowscy zaczęli się zbierać do wyjścia. Najfajniejsze było to, że wszyscy wychodziliśmy i do tego zabraliśmy ze sobą pudło i drabinkę. W pudle, jak się później okazało, były jakieś wałki, pędzle i proszki - zupełnie jakbyśmy się zbierali na jakiś występ klaunów lub morderców. No nic, wsiedliśmy do autka ledwo się pakując i pojechaliśmy. Jak się okazało pojechaliśmy do Freda i jego domu i spędziliśmy tam niemal cały dzień. Podkreślam wyraźnie - cały dzień.
Pan zamknął się w pokoju i coś tam skrobał, coś przesuwał. Jak wchodziłem czasami do tego pokoju to widziałem tylko straszny bałagan i straszne mazy na ścianie. Każde moje wejście owocowało piszczeniem, bo nie mogłem sobie sam otworzyć drzwi. Pan więc musiał przerywać robotę i mnie wypuszczać. Tak, pewnie się już wszyscy domyślili. Pan malował w pokoju sufit i ściany. Dla mnie malowanie poza domem jest nudne, a w dodatku w kuchni u Freda zawsze jest dużo jedzenia. Więc nie miałem nic do roboty z Panem. W sumie resztę dnia do nocy niemal go nie widziałem. Większą część dnia spędziłem oczywiście w kuchni objadając się smakołykami. To makaron z pomidorową, a to ziemniaczki i wiele, wiele więcej smakołyków. Ponieważ Pan się mną nie interesował, to praktycznie nie było żadnych zdjęć z tego czasu. My razem z kotem tak sobie spokojnie egzystowaliśmy. Nawet miejscowy kot o imieniu Milka się zaczął do nas przyzwyczajać, z tym, że ten proces został przerwany przez Fuksję, która ją pogoniła po całym mieszkaniu. No nic, ta moja Fuksja jest dzikus jak nic i wielka zazdrośnica i nie da sobie w kaszę dmuchać.
Ten dzień był wyjątkowy z jeszcze jednego bardzo ważnego powodu, byłem z Panią na spacerze, tylko z Panią - znaczy bez Pana. To się prawie nigdy nie zdarza i z każdego takie spacerku jestem bardzo zadowolony. W tym akurat towarzyszył nam Fred i jego Opiekunka. Udaliśmy się do sklepu i nic a nic nie słuchałem Pani. Ciągnąłem mocno w każdą stronę zapominając o tym, że Pani ma chorą nogę - przepraszam. W drodze powrotnej spotkaliśmy Panią z mieszkania z kafelkami. Wracała z nami i tak sobie rozmawiali. W domku Pan dalej malował, a końca nie było widać. W sumie nie ma się co dziwić, bo zamalować prawie czarne ściany jasną farbą nie jest łatwo. Koniec końców do obiadku sobie troszkę posiedziałem z Fredem i poprzeszkadzałem w obowiązkach domowych Opiekunce Freda. Pani tymczasem trochę siedziała przy komputerze i czułem, że nie powinienem jej przeszkadzać. Więc tylko od czasu do czasu się przy niej kładłem. 
on się nie chce ze mną bawić

no jak ja mam go przekonać!

Nagle przyszedł opiekun Freda i przywitał się z nami. On przyniósł jakieś ładne i pachnące mięsko i prawie udało mi się coś ukraść dla Fuksji i dla mnie, ale zabrali. Fuksja większą część dnia była jakaś taka nieobecna i prawie w ogóle jej nie widziałem, ale słyszałem jak Opiekun Freda się do niej zbliżał, bo zaraz syczała, w sumie to na wszystkich "obcych" syczała. Pojawiła się i Wiki, na nią też Fuksja syczała. Ja każdego nowego człowieka witałem małym wyciekiem ze zbiorniczka. Do obiadku Pan skończył farbę, ale nie skończył pokoju. Jakieś 8905/10934 udało się zrobić, ale niestety - bez farby dalej nie pojedziemy, a kryło się ciężko. Obiad jedli w salonie, a ja tam wejść nie mogłem, bo przecież Fred mi nie pozwalał, bo na stole było jedzenie. Siedziałem więc na progu czekając na odpowiednią chwilę nieuwagi by się wybić. Niestety!
na progu jak Adam Małysz

Nagle Pan w stanie brudnym zebrał się i wyszedł zostawiając nas wszystkich na dość długi czas. Tyko co jakiś czas rozmawiał z Panią. Ja tymczasem towarzyszyłem głównie miskom, które od czasu do czasu się zapełniały. Fuksja mi pomagała podobnie jak zazdrosny Fred. W końcu wrócił Pan, coś tam zamontował i ruszyliśmy do domku. 
Spokojna podróż i byliśmy na miejscu. Mały, krótki spacerek i po schodkach do spania. Po krótkiej drzemce, bo zbiorniczek troszkę się wypełnił, zabrałem się za czyszczenie torby po chipsach, które zjadł Pan. To jedna z moich ulubionych zabaw, bo szeleści, bo świeci i smakuje. Kot wyraźnie zmęczony sobie spał smacznie w najlepsze.
walczę z workiem

worek już prawie przegrał

kot śpi

Gdy rozbudził się kot, dostał drugą dawkę lekarstw. Strzykawka numer dwa nie przypadła jej do gustu. Ja nie wiem czemu Borowscy na siłę jej chcą to dać, jak ja z miłą chęcią bym to zjadł.  No ale skończyło się na tym, że Fuksji pyszczek cały został tym wysmarowany. Ona jest wielką czyścioszką i musi się umyć zjadając lek. Ech naiwna. Od tej chwili się obraziła na Nas i poszła spać do swojej budki.
śpi

Ja w sumie musiałem już iść koniecznie i w trybie pilnym na dworek, o czym wyraźnie informowałem Borowskich, a w szczególności Pana. Piszczenie, skakanie i gryzienie przyniosło rezultaty i poszedł się ubierać. Niestety nie zdążyliśmy. Zrzut cieczy znaczącej nastąpił najpierw w przedpokoju. Gdy zwiewałem ciekło wszędzie. Cały salon zalany. Pan bardzo zły. Musiał to sprzątać co chwila denerwując się na mnie. Bo zużył niemal całą rolkę ręczników papierowych i sporo wody z octem. Ba, nawet musiał umyć całą podłogę, wszędzie - bo się rozniosło. No nic, już nie musiałem iść na dworek i wolałem unikać Pana, więc obraziłem się na niego i cały świat (idąc w ślady Fuksji) i położyłem się na swoim legowisku dodając pod nosem - to Wasza wina!
Gdy się wyspałem to była okazja na malutki spacerek, nocny spacerek. Na którym znalazłem rzecz, przy której musiałem zrobić sobie pozowaną fotkę. Zrobiłem co musiałem, absolutnie wszystko i po powrocie do domku położyłem się spać.
małe drapanko

i na spacerku!

Przyszła noc, późna noc, a ja sobie smacznie spałem na swoim legowisku. Fuksja raz u siebie, raz przy Pani cyckając jej palec - jak zwykle zresztą. W każdym razie czekaliśmy na przejście do sypialni. Nastąpiło to dopiero bardzo późno w nocy. Poszliśmy za nimi. Do ugryzienia!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz