piątek, 16 maja 2014

W gościach

Od rana panikowałem, jak człowieki, gdy kończy się alkohol na imprezie, albo kiełbasa na grillu. Powodem tego były informacje jakie do mnie docierały w związku z moim najcenniejszym skarbem, moim sensem życia, czyli moim suchym jedzeniem będącym podstawą mojej wesołej egzystencji.
to koniec!

Borowscy zauważyli, że zapasy są już na wyczerpaniu, zostało jedynie kilka niewielkich ziarenek, ja zresztą zobaczyłem to samo. W pojemniczku do sypania było kilka ziarenek, podobne pustki panowały w pudle do przechowywania zapasów - jednym słowem umrę z głodu i stanie się to bardzo szybko, za szybko! Jestem jeszcze taki młody i taki piękny, a już muszę żegnać się z tym światem. Liczyłem każdy najmniejszy kawałeczek swojego jedzonka, delektując się każdym z nich. Na szczęście deszczowa pogoda  sprawiła, że oszczędziłem sporo sił i nie musiałem, aż tyle zjeść. No dobrze, trochę pobiegałem za piłką, ale zaraz po powrocie do domku poszedłem spać, aby spowolnić metabolizm!
śpię marząc o pełnych spichlerzach jedzenia

Jeszcze przed być może ostatnim obiadkiem w swoim życiu byłem w spa. No może nie do końca w SPA, ale miałem wymyte porządnie łapki, uszka. Potem moje podeszwy zostały nawazelinowane i byłem piękny jak nigdy. W między czasie odwiedził nas listonosz przynosząc jakąś paczkę. Ja musiałem się z nim przywitać koniecznie, a potem go trochę odprowadzić po schodach. Ach, ta Pani w ogóle mnie nie upilnowała. Efektem tego była konieczność sprzątania połowy naszego piętra. Troszkę mi się popuściło.

Po obiadku razem z Borowskimi ruszyłem w drogę, okazało się, że moja mata się troszkę uszkodziła, a co najgorsze - wybrudziła. No, ale mimo wszystko wsiedliśmy i pojechaliśmy, załatwiając po drodze jeszcze małe sprawy na stacji benzynowej. Dojechaliśmy do Sośnicy, a ja od razu wiedziałem, że będę miał co jeść przynajmniej dzisiaj, bo odwiedzamy Freda. Gdy tylko wysiadłem to od razu pędziłem jak dziki do jedzonka. Nie zwracałem uwagi na nic, nawet na to, że chce mi się trochę sikać. Na miejscu okazało się, że dom jest pełen ludzi i zdążyłem popuścić będąc jeszcze na smyczy, witając się z gospodarzami. Gdy smycz puściła, ja od razu odwiedziłem kuchnie. Tam ukradłem trochę z miski. Był tam ryż, więc mało atrakcyjne. Zająłem się poszukiwaniem innych rzeczy i znalazłem suche bułki. Mało smaczne, ale lepsze to niż nic. Ostatecznie dostałem puszeczkę jedzenia mokrego znaczy jakąś mieloneczkę. Po tym wszystkim ruszyłem z Panem na spacer, długi spacer, dość owocny spacer i smakowity.

Wróciłem i wszyscy siedzieli przy stole więc i ja tam się udałem. Razem ze swoim konkurentem Fredem walczyłem o pyszne jedzonko. Prawie nic nie spadło, tylko kilka okruszków ciasta, a ponadto Fred się na mnie denerwował. Udało mi się znaleźć kilka korków do wina, mało smaczne, a ponadto bardzo potrzebne ludziom. Owocniejsze były moje wizyty w kuchni razem z jednym z domowników, który szedł akurat coś tam robić. Udało mi się ukraść mrożoną kiełbaskę. Taki mięsny lód to dobry pomysł na upalne dni, ale wczoraj tak ciepło nie było, więc mnie trochę zmroziło. Pomysł ten jednak muszę zapamiętać na przyszłość. Od tej chwili leżałem w nogach Pan, który mnie trzymał za obrożę. Na szczęście najadłem się i na jakieś 55% powinienem dotrwać do końca dnia, a jak widać przetrwałem również noc. 

Powrót do domku był szybki i bardzo sprawny, w domku trochę poszarpałem się ze swoim sznurem i szaliczkiem, oszczędzając siły, bo pamiętałem o brakach w prowiancie.

Wykończony położyłem się spać i spałem jak zabity, a co najgorsze dopiero po długim czasie zorientowałem się, że nie ma ze mną Borowskich, że są już u siebie w sypialni. Półprzytomny powędrowałem za nimi i położyłem się na swoim szlafroczku. To właśnie tam usłyszałem budzik i nawet nie wiedziałem kiedy i jak, ale na przedpokoju była niewielka plamka siuśków. Może to nie ja? Może to jakiś podjadacz mojego jedzonka, którego dalej nie ma - sprawdziłem. Mam nadzieję, że dziś zjem śniadanko. Głodny i zmartwiony mówię, do ugryzienia!

3 komentarze: