sobota, 17 maja 2014

i'm happy?

Wszem i wobec informuję, że rano jeszcze zjadłem normalne śniadanko, tak więc miałem siły na poranne odprowadzenie, a raczej odwiezienie Pani i zakupy z Panem. Pani miała bardzo śmieszny głos, ale mimo to chciała iść do pracy. Troszkę smutny byłem rano, bo musieliśmy ją tam zostawić. Natomiast zakupy, jak to zakupy. Trochę z Panem pojeździłem po różnych sklepach, ja pilnowałem autka, a Pan znikał na chwilę i przynosił większe i mniejsze ilości rzeczy. Poprawił również moją matę w aucie, która nie tylko lekko się sfatygowała i poprzemieszczała po całej kanapie, to jeszcze wymienił wycieraczki na nowe, kupione chyba za 345232 lat temu. Siedząc i pilnując autka cieszyłem się, że nie jeździmy kabrioletem. W sumie śmiesznie wyglądałby kabriolet kombi. No nieważne, wróciliśmy do domku i odbył się malutki spacerek, bo po pierwsze padało, a po drugie chciało mi się bardzo spać.
wysiadam z wozu


mały spacerek po mokrym podwórku i ciągle ta mżawka

W domku dzionek mijał raczej spokojnie, a ja z niedowierzaniem sprawdzałem stan mojej spiżarni. Miałem nadzieję, że poprzedni dzień był tylko złym, ba, straszliwym snem i wszystko było w porządku. Niestety było zupełnie inaczej. Pustki, wszędzie pustki i jeszcze raz pustki. Zostało ledwie jedzonka na jeden posiłek maksymalnie. To oznaczało, że zjem jeszcze tylko obiad i koniec. To oznaczało, że około 16:00 miałem zacząć żegnać się z tym padołem.
koniec ze mną 
 prześpię się z tym i zrobię rachunek sumienia przed końcem
 smutek w oczach
ojej zbliża się godzina 16:00

Zjadłem swój ostatni posiłek i zaraz razem z Panem ruszyłem po Panią. Ponieważ pogoda ciągle jest pod człowiekiem, wyruszyliśmy autkiem. Pan poszedł po Panią i wtachał wielkie pudło do bagażnika, po chwili przyszła Pani i pojechaliśmy. Nie do domku, ale znowu do sklepu. Zatrzymaliśmy się w centrum, by dokupić lekarstw Pani. Wcześniej jednak udaliśmy się na poszukiwanie gofrów - niestety, w centrum miasta ich nie było. Za to była wielka kupa na chodniku - zupełnie nie wiem skąd się tam wzięła. Strasznie śmierdziała. Pan ją posprzątał... czyżby była moja? Po odwiedzeniu apteki udaliśmy się w dalszą podróż. Państwo wysiedli i zostawili mnie samego. Z auta widziałem Ich jak jedzą jakieś gofry czy coś, a potem zniknęli na dłuższą chwilę. O dziwo wrócili z pustymi rękoma i mogliśmy w końcu pojechać do domku. W skrzynce było jeszcze awizo, a ponieważ poczta właśnie się zamykała, Pan szybko pobiegł odebrać paczuszkę. Ja tymczasem czekałem na Niego z Panią i wielkim pudłem. Wrócił i w domku się zaczęło. Ogarnięcie lekkiego bałaganu i szykowanie obiadku dla Nich oraz otwieranie paczek. Jak się okazało obie były dla mnie, tylko dla mnie. Malutka paczuszka  zawierała komplet zabaweczek. Duży sznur, mały i kaczka, kwacząca kaczka. Był też jakiś gwizdek. Pan próbował go używać, ale coś mu nie wychodziło.
zawartość małej paczuszki

Gdy bawiłem się po kolei wszystkim zabawkami, a zwłaszcza kaczką, świtało mi coś w głowie, że jakiś czas temu Borowscy zamawiali coś na Internecie (HURTOWNIA SUPER-ZOO). Nie było to dalej jak trzy dni wcześniej. Tak więc zabawki przyszyły szybko, co mnie bardzo cieszy, a ponieważ przychodzą w takich ilościach i dość często to muszą być tanie!
 ta kaczka wydaje dźwięki i jest kolorowa
ostatnie chwile z kaczką

Chwilę potem kaczka została mi zabrana przez Pana, który oznajmił, że jest to kaczka na dwór, a nie do domku. Schował ją w worku na zabawki. Na szczęście było jeszcze większe pudło, które trzeba było sprawdzić. Sądząc po rozmiarze, to mogła być trumna na moje ciałko, albo coś równie makabrycznego - inny pies!
mam nadzieje, że chociaż będzie dębowa

Chwilę trwało otwieranie, bo była profesjonalnie zabezpieczona. Pan wyjął z niej zapas woreczków na kupeczki oraz krople na te krwiopijce. Potem przeszedł do sedna, a moje serce niemal stanęło w miejscu
cud się zdarzył, chwalmy wszystko i wszystkich za ten cud

Skończyły się w jednej chwili moje wszystkie zmartwienia, sądząc po rozmiarach opakowania mam zapewnione życie przez najbliższe pięć no może 7 dni, a to wszystko dzięki zooplus. Moi Borowscy o mnie zapomnieli, ale zostałem uratowany przez zupełnie obcych sobie ludzi. Zupełnie spokojny i wesoły z lekkim sercem mogłem zająć się zabawą swoimi ulubionymi workami powietrznymi.
pękają jeden za drugim

Taki zwariowany dzień miałem wczoraj. Pobiegałem za piłeczką niebieską, pouciekałem z nią na trawniczku, trochę poszalałem w domku, próbując ukraść jedzenie z talerzy. Ostatecznie zawinąłem kostkę margaryny, co prawda nie była bardzo smaczne, ale po kolacji wszystko jest lepsze na przekąskę niż nic. W nocy wszystkie emocje z ostatnich dni ze mnie zeszły i spałem jak dziecko. Obudziłem się skoro świt przy moich Borowskich na swoim szlafroczku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz