poniedziałek, 12 maja 2014

Złodziejski wiatr

Niedziela miała być spokojnym dniem po grillowaniu i długim sobotnim balowaniu, ale niestety tak pęknie nie było. Co prawda pospałem sobie bardzo długo i mogłem się poobijać po domku, ale cały dzień był jakiś taki smętny i ciągle się czuło, że zaraz coś niedobrego ma się stać.
śpiący Furiacik


Cały dzień nie chciało mi się wychodzić i starałem się ograniczać w piciu, aby zminimalizować potrzeby filozoficzne. Ograniczałem się nawet za bardzo, bo popuściłem i to bardzo znacznie w domku. To był tak zwany wypadek przy pracy, zresztą to był pierwszy z dwóch, ale lepiej o tym dużo nie mówić. W każdym razie bardzo przepraszałem za swoje przewinienia.
 oj tam wielkie halo

Żeby troszkę ożywić atmosferę i rozweselić trochę złych Borowskich postanowiłem się trochę pobawić, tak normalnie i wesoło.
bawię się

Mimo takiego zagadywania i zabawiania Pana, w końcu przyszedł czas na spacer, niestety. Wiało, kropiło i do tego prawe nie było słońca. Taki spacer mimo, iż potrzebny i orzeźwiający, to na prawdę nie chciało mi się chodzić. Spacerowaliśmy po lesie, a ja byłem przerażony, gdy tylko zaczynało wiać. Wszystkie drzewa kołysały się jak mój szczęśliwy ogonek. Ciągle dobiegały do nas dźwięki łamiących się pękających gałęzi czy nawet drzew. Czym prędzej starałem się dostać na otwartą przestrzeń, ciągnąc za sobą Pana. Gdy nie było drzew, to lało nam się na głowy. Chromolę taki spacer, tylko się piesio denerwuje i ciągle boi. Pan ciągle starał się odwracać moją uwagę sznurem, który to mi rzucał, to przeciągaliśmy się. Przyznam, że udawało mu się to, bo na chwilę zapominałem o trapiących mnie smutkach i strachu.
 mam sznur!
 ja znalazłem coś fajnego w lesie
 uciekajmy tu zaraz coś spadnie, szczekam Ci
 niucham
 dalej niucham
 mój ogonek w lesie mówi wszystko
 na łączce było zdecydowanie bezpieczniej
 biegam ze sznurem
dystyngowanie biegam ze sznurem

Na szczęście wróciliśmy do domku, a tu mogłem spokojnie się zrelaksować i wyczekiwać na odpowiedni moment do kradzieży. Pani robiła kolację i nieopatrznie zostawiła w moim zasięgu ser brie. Znaczy leżał na blacie, ale w połowie jego szerokości, a ja przecież jestem dużym pieskiem i to jest mój zasięg! Zjadłem go nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Cała sprawa wyszło na jaw dopiero po dłuższym wieczornym spacerku. Obeszliśmy moje ulubione łączki dookoła. Dane nam było zobaczyć w dużej odległości dzika. Wracając do sprawy sera, sprawa się wydała, gdy Pani zapytała się Pana, czy schował ser i niestety znalazła pusty papierek pod szafką, tam gdzie go skrzętnie schowałem. Na szczęście wszyscy się troszkę pośmiali, a ja dostałem do picia gorącą wodę po kiełbaskach do picia. Mimo, iż parzyła w język, to nie mogłem się powstrzymać i bardzo cierpiałem smakując to wyśmienite danie!

Na koniec dnia nie mogłem się pogodzić, z tym że Oni chcą już spać, więc im troszkę poprzeszkadzałem, ale w końcu położyłem się obok ich łóżka na swoim szlafroczku. Gdy zgasły światła ja przeniosłem się do przedpokoju. Dobrze kończę, bo widzę że już wstaje Pani i zaraz zobaczy moje siuśki w przedpokoju (Pan ich wcześniej nie widział, jak wstawał na chwilkę).

Ps. Zapomniałem rano opublikować, ale ze mnie gapa :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz