czwartek, 22 maja 2014

Sport to zdrowie

UWAGA ZAWIERA BERDY I MASĘ SŁODYCZY!
Rano zbierałem siły na ćwiczenia popołudniu. Jednak patrząc z perspektywy czasu troszkę za bardzo się przygotowywałem.  No tak, ale jak inaczej miałem wykorzystać całe przedpołudnie bycia samemu. Tak więc sobie spałem i spałem nabierając sił na popołudnie. No i nie zapominajmy, że jeszcze sobie jadłem pazura orła. Gdy wrócił Pan popołudniu to oczywiście jak zwykle wyszliśmy na spacerek. Z tym, że ten spacerek był taki jakiś krótki. Ostatnio w ogóle to te spacerki są jakieś krótkie i takie pod blokiem. No nic trudno. Ten czas spędziłem na swobodnym hasaniu po trawniczku pod blokiem. Pan tymczasem sprawdzał stan płynów w aucie. Ponieważ była to tak łatwa czynność to mu w tym nie przeszkadzałem, ale sądząc po zadowolonej minie chyba wszystko było w porządku. Gdy już mieliśmy się zbierać do domku spotkaliśmy miła Panią, która mnie bardzo lubi, zresztą jak mogło by być inaczej? Pogadaliśmy ja wytarzałem się w ziemi i cały brudy mogłem wracać do domku.
W domku trochę odpoczywałem i trochę z Panem posprzątałem, znaczy poodkurzałem, no dobra Pan poodkurzał, ale ja mu w tym skutecznie przeszkadzałem, znaczy pomagałem. Nawet nie zdążyliśmy nic przygotować na obiadek a już wychodziliśmy na spotkanie z Panią. Na ulicy Jej nie poznałem, to pewnie przez te nowe ciuszki, które przyszły w paczce dzień wcześniej, a których nawet nie dała mi poślinić - skandal! W każdym razie punkt zborny był przy byłym sklepie mięsnym. Z tamta ruszyliśmy w drogę
zwiedzam jeszcze na smyczy

Szliśmy sobie do lasku przez łączki, a żeby nie było nudno to mieliśmy ze sobą, moją ulubioną piszczącą piłeczkę
ja z piłeczką

Gdy w końcu dotarliśmy na łąki, to nie mogłem się opamiętać i obwąchiwałem każdą kępkę trawy, zostając daleko w tyle za Borowskimi. Przez to wszystko później musiałem nadrabiać dystans biegnąć, co bardzo mnie męczyło. No ale jak się chce wąchać i być by Borowskich jednocześnie to trzeba biegać - dobrze, że rano wytrwale odpoczywałem
oto dowód, że biegam
a tu stop klatka

Spacerek miał być dość długi  bo wchodziliśmy do lasu  i zapowiadał się, że szybko nie wrócimy do domku. Niestety Pani odebrała telefon i zaniepokojona rozmawiała długo. Okazało się, że musimy wracać do domku, bo trzeba coś naprawić na komputerku. Włączyliśmy drugi bieg, albo nawet czwarty i dość szybko znaleźliśmy się w domku. Dostałem jeść, a Pani naprawiała. Co ten świat w telefonie by bez niej zrobił tego to nie wiem, ale wiem, że jest tam bohaterską naprawiaczką.
W domku było bardzo leniwie. Nie działo się prawie nic i było bardzo spokojnie. Obiad był bardzo późno bo było to jakieś pudełko wyciągnięte z zamrażarki. Pudełko wyglądało jak z lodami, a włożone do garnka przemieniło się w cieplutki bigos, choć muszę przyznać, że trwało to bardzo długo. Nawet nie musiałem się prosić, a troszkę tego przysmaczku wylądowało w mojej miseczce. W między czasie poszedłem z Panem na rozgrzewkę na trawniczku. Pobiegałem trochę za piłką aby się wczuć w klimat. Niestety trening nie był zbyt długi bo przyszli moi fani i musiałem z nimi się pobawić. Znaczy ja leżałem na trawie a trzech młodych adeptów piłkarskich w wieku 10 lat maks, głaskało mnie. Nie chcieli przerwać, a ja musiałem wracać do domku zregenerować siły. W sumie tak spędziłem dobre kilkanaście minut. No ale czego nie robi się dla fanów. Trzeba cierpieć! 
Z niecierpliwością czekałem na wieczór, gdy sklep na przeciwko zostanie zamknięty. No dobrze w sumie to spałem, ale byłem podekscytowany myślą o meczu na parkingu. Chwilę po 3452 wyszliśmy. Już prawie nastał zmierzch, jeszcze tylko chmurki jaśniały oświetlane słońcem gdzieś za horyzontem. Ruszyliśmy w dziarsko z piłka w ręku. Przeszliśmy pasy kawałek uliczki i już byliśmy na boisku. Gra się trochę nie kleiła, przez to, że Pan wziął nie taką piłkę jak trzeba. Mimo wszystko się trochę wybiegałem i nie miałem siły absolutnie na nic. Ba nawet próbowałem sprawdzić zawartość kosza na śmieci, jednak ten się na mnie obraził i bardzo hałasując się obrócił. Ja spanikowany już się więcej do niego nie zbliżałem. Mecz zakończył się remisem z przewagą na mnie. No ale przecież inaczej być nie mogło
tuż przed rozpoczęciem

gra się nie układa

Wróciliśmy do domku, ja byłem wykończony a Pan się tylko śmiał, że jestem leniuszkiem, ale powiedzie Sami jak nie ma co pić to jak mam biegać. W domu wytrąbiłem trzy miski wody i tak mój bardzo sportowy dzień dobiegł końca. Cały sportowy dzień to jak się okazało był mały meczyk i mały spacerek. Całe szczęście, że nie zamówiłem sobie frotki na łapkę i adidasków z szortami. No nic poszli spać a ja za nimi. Zasnąłem jak kamień i dopiero promienie słońca padające na moje oczka mnie zbudziły więc i ja budziłem Ich. Do ugryzienia moi drodzy






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz