sobota, 3 maja 2014

Pędzlowanie

Do czasu powrotu Pani z pracy nic nie zapowiadało, że piąteczek będzie jakoś rewolucyjny. Śniadanko normalne, obiad normalnie, ponadto krótki spacerek po odprowadzeniu Pani, potem odpoczynek w domku i sennie wypoczywałem. No dobrze, mała rewolucja odbyła się na trawniczku przed blokiem, ktoś wykosił część mojej trawki i teraz ona jest taka malutka i taka twarda, no ale da się to przeżyć. 
jem obiadek przed spacerkiem

No i wyszliśmy po Panią, jak zwykle spóźnieni, bo przecież musiałem się przekonać do spacerku. Po drodze, nim jeszcze dostrzegłem Panią, zrobiłem przymusowy postój zostawiając pamiątkę. No i w końcu zobaczyłem Ją. Poleciałem co sił się przywitać. Potem przyszedł czas na malutki spacerek. W sumie to wracaliśmy do domku, ale bardzo na około. W drodze nagle się zachmurzyło i zaczęło grzmieć. Przyśpieszyliśmy kroku i w obawie przed deszczem tylko krótko przywitałem się z mijanym pieskiem i bardzo miłą Panią. 
śpieszmy się bo zmoknę i będzie klops

Okazało się, że nie idziemy do domku, a na zakupy. Tym razem przed sklepem czekałem razem z Panem. Ten czas czekania był niemiłosiernie długi, już się nawet zaczynałem martwić, czy aby Pani się nic nie stało.
 no gdzie Ona jest?!
jejku, ile można czekać!

Gdy już wyszła, to najpierw zobaczyłem torby, potem długo, długo nic i w końcu Panią. Zrobiła tak duże zakupy, że ledwo donieśliśmy do domku i co najważniejsze nic w tych torbach nie było dla mnie. W domu to zaczęła się istna rewolucja, najpierw wygrzebywali mi kleszcze. To jakaś plaga straszliwa, znowu znaleźli cztery. Potem nagle Pan zaczął przesuwać szafkę w przedpokoju i oklejać ściany jakąś tasiemką, która zresztą smaczna nie była. Otworzył wiadro z farbą, brązową farbą i zaczął malować. Wiem, że wczoraj było święto flagi i wiem, że należy to godnie uczcić, ale malowanie mieszkania na dwa kolory, to już chyba lekka przesada. Ponadto przecież kolory jasno beżowy i ciemno brązowy to nie kolory flagi. No chyba że się mylę. Oczywiście aktywnie uczestniczyłem w oklejaniu, a potem malowaniu ścian. Całe szczęście, że mam taki pędzelkowaty ogonek, bo dzięki niemu pomogłem i ściany się pomalowały znacznie szybciej. No oglądając tę swoją robotę, muszę przyznać, że mam wielki talent. Co prawda po Panu trzeba było poprawiać kilka razy, ale ogólnie wyszło to ładnie. Takie malowanie trwało kilka godzin, potem wszystko z wolna zaczęło wracać do pierwotnego porządku. Farby zniknęły, szafka wylądowała na swoim miejscu. Odkurzacza w ruch, a potem parownica i mieszkanko znowu lśniło. Oczywiście nie obyło się to bez mojego głośnego szczekania.

Podsłuchałem rozmowę Borowskich i ponoć to całe malowanie było spowodowane mną. Podobno brudzę ściany i na ciemnym tego, aż tak nie będzie widać. Ech, przecież mogli je wykafelkować, bo z kafelek brudek schodzi jak za dotknięciem magicznej różdżki, albo ja wiem - mogli by wyprowadzać mnie w czyste miejsca.

Ponadto, oprócz ładnie wyglądającego i odświeżonego mieszkanka również ja się trochę zmieniłem. Nabrałem kolorków, dokładnie dwóch na swoim ogonku i boczku. Pomimo, że tak nie powinno być, to całkiem ładnie wyglądam. Poza tym trochę mniej ładnie pachnę, znaczy mam taki malarski albo techniczny zapaszek, przez co może te straszne kleszcze się ode mnie odczepią. Spać poszedłem szczęśliwy, ale zmęczony. Poranny spacerek zleciał szybciutko choć wyjątkowo późno, potem było jedzonko. Borowscy jeszcze wylegiwali się w wyrku więc i ja położyłem się z nimi. No może nie w łóżku, ale przed nim i tak jeszcze podrzemaliśmy prawie do południa. Stąd właśnie post jest tak późno. Do ugryzienia! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz