sobota, 24 maja 2014

Przełamane lody

Pojechali zostawiając mnie rano. Pospałem sobie za wsze czasy, znaczy pospałem sobie jak zwykle. Na szczęście wrócił Pan dość szybko, co powiem szczerze, przeszkodziło mi w spaniu. Otworzył drzwi i wniósł wielkie czarne plastikowe pudło. Zostawił to i ruszyliśmy na spacerek, szybki spacerek, bo gorąco, bo słonecznie, bo leniwie. Dość opornie schodziłem, bo Pan zapomniał założyć mi obrożę. 
a nie wiem czy iść, taki nieśmiały jakiś jestem!

Pochodziłem sobie po trawniczku przed bloczkiem, zrobiłem co musiałem i już chciałem wracać, ale Pan jeszcze oblał mnie wodą i zbierał jakiś rzeczy z auta do wielkiej torby. Tak więc troszkę tam posiedzieliśmy. Na szczęście wróciliśmy do domku i mogłem sobie odpocząć. Tak - odpocząć po tej wyczerpującej wyprawie, padłem jak kawka i zasnąłem.
ech, wracajmy już!

W domku  w sumie sobie tylko wyczekaliśmy na moment powrotu Pani. Oczywiście ja spałem sobie w najlepsze, gdy nagle dostałem jedzonko do miski. Byłem taki zaspany i taki nieprzytomny, że początkowo nie wiedziałem, co się dzieje, ale nagle we mnie trafiło. To przecież w miseczce jest twoje ulubione jedzenie - pochłonąłem to w ułamku sekundy i ruszyliśmy  na dworek. Troszkę się bałem, że Pani nie przyszła i jak my wyjdziemy to nas nigdy nie znajdzie. Po otwarciu drzwi klatki schodowej przeżyłem szok, wielki szok. Tam stała Pani i już na nas czekała. Zamurowało mnie i nawet się nie posiusiałem. Skorzystałem więc z trawniczka, a Oni pakowali kilka rzeczy do autka i ruszyliśmy w drogę. Niestety ruszyliśmy na piechotkę, a autko zostało samo, zapewne smutne. No nic, ruszyliśmy przed siebie. Uszliśmy kawałeczek, ale musieliśmy wrócić, bo potrzebny był kosz na śmieci. W każdym razie dreptaliśmy w stronę centrum miasta i jak się okazało było to bardzo celowe, bo celem naszej wyprawy było centrum miasta.
 idziemy!
 tu jeszcze pod bloczkiem!
tutaj przechodzę przez tory drugi raz, by wejść na peron!

Tak sobie dreptaliśmy, a to po trawce, a to po kamyczkach, a to minęliśmy tory by po schodkach zejść na ulicę. Przeszliśmy koło weterynarza i już myślałem, że tam się udajemy. Niestety szliśmy dalej i poszliśmy na lody. Pyszne, smaczne, a przede wszystkim ziemne lody były dla mnie ratunkiem. Jak się okazało, że i ja dostałem jednego dla siebie, byłem wniebowzięty!
 lody dla mnie - nie musieliście. No dobra macie szczęście, że pomyśleliście o mnie!
zjadłem - macie więcej?

Jak widać na powyższym zdjęciu jadłem całym sobą. Dodatkowo pobrudziłem trochę chodnik, słupek. Wszyscy zachwycali się mną i tym jak jem. Każdy przechodzeń głośno komentował moją urodę. Zjedliśmy i ruszyliśmy dalej. Poszliśmy do apteki. Ja czekałem na dworku z Panem obserwując wystające ze ścian dziwne głowy.
to jest monitoring?

Zmęczeni wracaliśmy do domku oczywiście okrężną droga. Język miałem niemal do ziemi ale dziarsko dreptałem. Ostatnią cześć drogi to już biegłem, bo chciałem być jak najszybciej w domku. Niestety nie było mi to dane, bo pod domkiem Borowscy zasiedli na ławeczce i chwile pogadali, a ja w tym czasie szukałem sobie doskonałego miejsca do relaksu, uprawiałem tak zwany "leżing".
 wentylacja!
 zmiana lokalizacji
 czy to miejsce jest dobre?
 to jest zdecydowanie lepsze
o tak!

Po dłuższej chwili leniuszkowania ruszyliśmy do domku. Tam sobie pospałem na różnych skrawkach podłogi, troszkę pomogłem sprzątać mieszkanko. Ogólnie do było fajnie, nawet prawie na śpiocha zostałem zakropiony kropelkami na kleszcze. Wieczorny spacerek upłynął mi na bieganiu z sąsiadką. Wygłupialiśmy się dobre kilkanaście minut. Szczekaliśmy, podgryzaliśmy się i rzucaliśmy się na siebie. Zabawa była przednia, jednak ona musiała już wracać do domku. Ja chwilę później też poszedłem, jeszcze tylko wyrzuciłem na śmieci, znaczy Pan wyrzucił, moje produkty. W domku podokazywałem i przeżyłem wielką sprzeczkę z Panem, na koniec której wylądowałem w kagańcu. Dawno mi się to nie zdarzało, a z powodu tej okazji było to bardzo nie na miejscu. W każdym razie byłem obrażony, a karę przyjąłem z godnością jak na dorosłego Psa przystało. Spać się położyłem jak zwykle obok swoich Borowskich, na szczęście bez kagańca, bo ten został mi zdjęty na nocnym spacerku. Do ugryzienia moi mili!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz