Niedziela to koniec tygodnia, niby wolny, ale moi ukochani i pogryzieni Borowscy, a zwłaszcza Pani, cięgle myślą o rozpoczynającym się tygodniu i powrocie do strasznej Pracy. Ja od samego rana starałem się Ich przekonać do spaceru. Poranne spacerki i poranna pogoda nie nastrajała do wychodzenia. W domku troszkę psociłem, ale ogólnie było bardzo spokojnie i bardzo relaksująco, choć dało się wyczuć zbliżający się poniedziałek. W końcu w godzinach popołudniowych wybraliśmy się całą trójką na spacer i zabraliśmy ze sobą ostatni mój prezent. Trochę za swoją kolorową i kwaczącą kaczuszką pobiegałem, ale ponieważ byliśmy w na łąkach nieopodal lasu to zapachy mnie rozpraszały i nie bardzo cieszyłem się z biegania za tym super kaczorem. W każdym razie poniżej kilka fotek ze spacerku i polowanie za kaczką.
kaczkę podano
kaczka w paszczy
upolowana kaczka w paszczy
biegnę z kaczką
No więc sobie pobiegałem po łączkach, ale potem przyszedł czas na dalszą drogę. Jak zauważyliście jakość zdjęć się zmieniła, a to wszystko wynikało z zapominalstwa Pana, który najzwyczajniej w świecie zapomniał naładować baterię do aparatu i już po 15% spaceru miał dość ciężki łańcuch z breloczkiem. No cóż, za swoje niedbalstwo płaci się wysoką cenę. Przeszliśmy jeszcze cały las, osiedle i wróciliśmy do domku, zmęczeni, ale bardzo zrelaksowani i odprężeni.
po spacerku czas na sen, zasłużony sen
Przyszedł czas na przygotowanie posiłku. Obiadek się gotował, a ja oczywiście zająłem się przygotowaniami i pomagałem jak nigdy dotąd. Moim zadaniem było dbanie aby nic się nie zmarnowało, aby każdy potencjalny odpadek został sprawdzony pod kątem zjadliwości.
o wielkie zielone coś całkowicie samo spadło na ziemię i ja temu nie pomogłem
o nawet dobre, tak więc to zabieram i znikam z kuchni nim się zorientują
No gotowy obiadek okazał się pyszniutki, przynajmniej tak mi się wydaje, bo tylko słyszałem relacje Borowskich, ale nie było mi dane spróbować, nawet kawałka. No dobra może ugotowaną kapustkę spróbowałem, ale kto to widział bez ziemniaczków? Potem z Panem poszliśmy na zakupy po lody i pyszne rurki z kremem. Po polowaniu pani je przygotowała w doskonałej formie. Cały czas jak jedli ja próbowałem je zdobyć. Na szczęście okazali mi miłość i pozwolili wysprzątać miseczki po skończonej konsumpcji. Cały dzionek zleciał nam już bardzo spokojnie i bardzo fajnie. Przed snem postanowiłem sobie jeszcze poczytać do poduszki.
skończyłem, a nie zjadłem, to edukacyjny sukces
Tak właśnie zleciała nam niedziela, taka sportowo-edukacyjna. Jeszcze jedna informacja, w czerwcu jedziemy nad wielką kałużę, zwana Bełtykiem czy jakoś tak. Opiję się jak bąk. Noc spędziłem na swoim szlafroczku, do czasu, aż spadła mi na głowę poduszka. Zrozumiałem aluzję i poszedłem spać do siebie, do swojego legowiska. Rano Pan musiał mnie budzić abym wstał i poszedł z nim na spacerek. Jakby nie mógł sobie sam iść. Dobrze, do ugryzienia moi drodzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz