sobota, 1 lutego 2014

Prysznic

Po wielu bojach w końcu udało mi się osiągnąć sukces. Dziś brałem prysznic. Przed południem przyszykowali mi ręczniki w łazience i ja jak król wkroczyłem do brodzika. Oni znienacka mnie zamknęli i siu - z góry na mnie wodą. Lało się to strumieniami, ale nie było ani za zimne ani za gorące. Po początkowym szoku, zaczęło mi się to bardzo podobać.

Jedynym minusem było to, że przez szyby przestawałem widzieć Borowskich. Gdy spojrzałem pod siebie zobaczyłem potok czarnej brudnej wody. Zdziwiłem się, bo nie wiem po co oni mnie takim żurem oblewają. Jak ja mam być czysty? Na szczęście szybko kolor się zmienił. Wtedy otworzyli drzwiczki i czochrali mnie gąbeczką. Wszystko się pieniło i bardzo ładnie pachniało. Mało tego, nawet fajnie smakowało.


Nawet nie chciałem uciekać. Było mi bardzo przyjemnie. Potem zostałem oblany wodą. Nazywali to spłukiwaniem. Czyżby chcieli ze mnie spłukać moją słodycz?




W sumie patrząc na te zdjęcia, to trochę tej słodyczy i mojego uroku spłynęło. Mimo iż jestem trochę smutny to bardzo się cieszyłem, bo cieplutka woda była bardzo smaczna. Wszystko fajnie, ładnie pachnę, opiłem się wodą, ale mam nadzieję, że za zaraz wrócę do swojego pierwotnego wyglądu.

Przyszedł czas na suszenie. Czochrali mnie ręcznikiem. W każdą stronę i każdy skrawek mojego boskiego ciałka. 


No jak tak patrzę, to mój urok osobisty powolutku wraca. Myślę, że jest to związane ze schnięciem!
Kąpiel to na szczęście nie jedyna fajna rzecz w dzisiejszym dniu. Przedpołudnie spędziłem na kanapie chrupiąc wędzone uszko. Byłem w szoku jak się zgodzili, ale postanowiłem to bardzo dokładnie wykorzystać do ostatniej chwilki.


Kolejną rzeczą był wieczorny bardzo długi spacerek z Panem. Zwiedziliśmy centrum Świętochłowic. Początkowo byłem bardzo sceptycznie nastawiony do tego pomysłu, ale z czasem zaczęło mi się podobać. Odwiedziliśmy okolice weterynarza i bardzo wielu ludzi było mną zachwyconych - co oznacza, że moja słodycz wróciła. Po powrocie do domku to już tylko jedzonko i szybko w kimono.



Od rana Borowscy wspominali o wyjściu do restauracji. Cieszyłem się bardzo. Zwłaszcza po kąpieli byłem pewien, że taki czyściutki zasiądę z nimi do stołu i wszamam jakieś pyszności. Niestety tak się nie stało. Jeszcze mokry po myciu, zostałem zmylony szponem orła i zamknięty w kojcu. Nie wracali przez kilkaset godzin, które ja spędziłem na spaniu. A gdy wrócili to tak ładnie pachnieli, że mało nie zjadłem ich z butami.

Dobrze na sam koniec mały bonus, dotyczący mojej drzemki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz