sobota, 15 lutego 2014

Porządki

Obudziłem się i już wiedziałem, że to sobota. Skoro sobota to czas na spanie, znaczy jedzenie no dobra, na sprzątanie. Borowscy od samego rana, mówili, że dziś trzeba sprzątać, ale najpierw pojechaliśmy na miasto. Znaczy oni jechali, a ja spałem na kanapie z tyłu auta. Potem gdy oni chodzili po sklepach ja pilnowałem autka. Między jednym a drugim pilnowaniem, pospacerowałem pod oszołomem i zrobiłem co nieco. Ech, trzeba przecież wśród ludzi się poobracać.

Po powrocie, pod domkiem, pobiegałem sobie ze swoją sąsiadką. Pani tylko mnie z daleka doglądała, a Pan bawił się w aucie z głośną muzyką. W domku natomiast, było już zdecydowanie najlepiej. Rozpoczęliśmy od mycia okien. Oczywiście przeszkadzałem, znaczy pomagałem bardzo aktywnie, zabierając szmaty, plącząc się pod nogami. Pan przeniósł się na kolejne okna i kuchnia wpadła w posiadanie Pani. Ona nie gotowała, ale sprzątała! Nie było czasu do stracenia i położyłem się na wolnej kanapie, która cała była moja!
nie podoba mi się, że zajmujesz moją kanapę!

no weź idź już, wyspać się nie mogę

Tylko co jakiś czas mnie budzili, a to Pani, a to Pan, siadając na mojej kanapie i łapiąc oddech przed przejściem do kolejnego etapu sprzątania. Coś mnie w główce naszło i wpadłem na pomysł, aby im pomóc.
samo się nie posprząta, sam muszę brać się za odkurzacz! jest smaczny!

Ponieważ monotonne prace są bardzo nużące i nie ekscytują, więc postanowiłem wrócić na kanapę i strategicznie przyjąć pozycję obserwatora.
ej nie omijaj żadnego zakamarka, kto wytrze głośniczek!

Porządki przerwał obiadek podany na stole. Jeszcze z kuchni nie przyszedł, a już było go czuć w całym domku. Z poziomu kanapy stolik jest zdecydowanie niżej, a co za tym idzie jest łatwiej dostępny. Nim talerze trafiły na blat, ja sprawdzałem co i gdzie jest w moim zasięgu.
Niestety to był mój błąd, gdyż przez to bardzo szybko zostałem eksmitowany z kanapy i wylądowałem na swoim legowisku. Po drodze oczywiście zostawiając siuśki, bo przecież mnie obrazili to ich ukarałem. Postanowiłem jednak nie przesadzać i tylko znacznie popuściłem ze smutku. Kaganiec jednak był na poważnie, podobnie zresztą jak nerwy. Po obiadku od razu wróciłem na kanapę i z niej wydawałem dyspozycje dotyczące sprzątania. 
no weź popraw to okno, bo są mazy!

Gdy odbywało się dalsze sprzątanie, a ja spałem na kanapie, nagle usłyszałem wielki i nagły hałas z kuchni. Zareagowałem na to bardzo gwałtownie, przez lekkie odchylenie powieki, ledwo drgnęła. Pan natomiast po chwili ruszył gwałtownie do kuchni i jak się okazało, to Pani spadła z taboretu i się potłukła. Na szczęście prawie nic się jej nie stało, no może poza obitą nogą i w dalszym ciągu będzie mogła mnie głaskać i dawać jedzenie. Pan do kuchni dostarczył drabinkę, aby dalsze wypadki się nie zdarzały. To wszystko spowodowało, że sprzątanie zwolniło trochę tempo, a ja wyszedłem na spacerek. Znalazłem tam taki piękny patyczek, który Pan bardzo usilnie od niechcenia chciał mi zabrać. Tak więc kilkanaście minut ganialiśmy się po trawniczku. W końcu z wycieńczenia, dałem za wygraną i wróciliśmy do domku.

Dokończone zostały ostatnie szlify sprzątania i mogłem położyć się w końcu spokojnie spać!
 pozycja A
 pozycja B
 odwrócone A. Pani po kąpieli, co oczywiście rozproszyło mnie i musiałem sprawdzić, czy dobrze się wytarła
pozycja C

Pomimo, że moje legowisko i fotelik są super, to najlepsza jest kanapa! Ponieważ jest nawet troszkę duża, to mogę się na niej trochę wyciągnąć. Co prawda Oni mi trochę na niej przeszkadzają, ale wydaje mi się, że jestem w stanie z nimi się nią trochę podzielić i pozwolę im na niej czasami posiedzieć albo poleżeć! No dobrze, tak minęła naszej Trójce sobota. Na sprzątaniu, leniuchowaniu i ratowaniu doniczkowego inwentarzu. Ps. mój brzuszek ma się już troszkę lepiej, więc nie musicie się już o mnie martwić - będę dalej żył i jadł, mam nadzieję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz