Nie lubię dni tygodnia oddzielających weekendy, bo zostaję do południa sam. Jest to bardzo frustrujące. Chcę się bawić, skakać, ganiać i przytulać się, a Ich nie ma. Zostaję sam jak paluszek. Ze swoimi myślami, zabawkami i smacznym szponem orła. Nie pozostaje nam nic innego jak spanie, przerywane chwilami zabawy, ale co to za zabawa, jak nie ma kogo ugryźć, znaczy polizać?
Moje błagania i machanie ogonkiem oraz smutne oczka, nigdy nic nie dają. Wychodzą albo razem, albo najpierw Pani potem Pan. No i co ja mam począć? Na szczęście dzisiaj szybko wrócił Pan. Więc szybko wyszliśmy na spacerek. Zrobiłem to co "filozofia" mi nakazywała, a potem to już śmigaliśmy po szpony orła. Jak zwykle płakałem, gdy byłem przywiązany do kosza na śmieci przed wejściem do zoologicznego. Pan wrócił szybko, a w garści trzymał szpony. Przyznam się szczerze, że widziałem w internecie Orła i nie jest to przyjazny ptaszek i zastanawia mnie, jak Pan w takim małym sklepiku, łapie kilka orłów, odcina im nóżki wędzi i wynosi...
Obładowani przekąskami, wyruszyliśmy na spacerek i trafiliśmy na ukrytą łączkę. Tam zostałem zwolniony ze smyczy i szalałem. Oczywiście szukałem najważniejszej i najlepszej rzeczy jaką mogę znaleźć na dworze - kijka, zwanego potocznie patyczkiem.
halo, gdzie jesteś patyczku?
halo patyczku?
mam cię, jesteś tylko mój!
szybko, chodu zanim ktoś się o niego upomni
Wróciliśmy do domku, niestety patyczek został na dworku, bo Pan mi go zabrał - drań wielki, na szczęście w zamian dostałem przysmaczek. Pojadłem, popiłem i już kładłem się spać, gdy musiałem wychodzić, no dobra chciałem wychodzić, bo szliśmy po Panią. Szybko ją znaleźliśmy i poszliśmy do sklepu. Ja zostałem i obserwowałem okolice sklepu, gdy Oni weszli do środka i bardzo szybko wyszli. Na szczęście nikt się nie zorientował i nie pojawiła się ani policja, ani wojsko, nie było również CBŚ i CBA. Muszę przyznać, że są w tym dobrzy.
W domku już tylko łobuzowałem, a to chciałem zabrać coś z blatu kuchni, albo z talerzyka na stoliku. Czas dzieliłem między bycie łobuzem i bycie grzecznym pieskiem w kagańcu. Stała się jednak rzecz niesłychana. Borowscy wyciągnęli wszystkie zapasowe kołdry i poduszki wpakowali je do worków i za pomocą odkurzacza wyssali z tego wszystkiego całą objętość. Skurczyło się to wszystko o jakieś 75% i bardzo stwardniało. Byłem zszokowany, a dodatkowo przyłożyli mi odkurzacz do boczku i on się przyssał. Bałem się, że stanie się ze mną to, co z tymi poduszkami. Więc walczyłem jak lew i się nie dałem. Nie zmniejszyłem się nawet o 1%. Odkurzacz przegrał, a Oni stali tylko i się śmiali, gdy ja walczyłem o życie. Jak bym wiedział, że w odkurzaczu jest taka moc i magia, to nigdy bym na niego nie szczekał - no cóż, może to nauczka na przyszłość, aby nie atakować i nie zaczepiać nie poznanych do końca przedmiotów, zwierząt i osób? Może to powinno być jedną z moich dewiz życiowych? Tylko na które miejsce to dać? Przed "Zjedz wszystko co masz w zasięgu pyszczka" czy może zaraz po "Spij ile się da", a może wpleść to między "Ogon twój wróg" a "Waga kłamie"? Ech, pozostanie mi poszukać tej odpowiedzi, w trakcie dzisiejszej nocy, na szczęście dzień chyli się ku upadkowi. Jeszcze tylko dostane kropelki w oczka i idę obmyślać te fizjologiczne pytanie pod moją kopułką, ograniczając dostęp światła przez zamknięte powieczki. Do ugryzienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz