piątek, 21 lutego 2014

Na łące

Od samego rana zostałem sam. Dziś wyszli oboje. Ja zostałem ze swoimi myślami no i oczywiście szponami orła. Były one schowane pod podnóżkiem, więc aby je wydostać musiałem się troszkę pomęczyć. Zostawiło sobie to na później, bo najpierw w moim pyszczku wylądowało ucho od sarny - podobno, bo smakowało jak zwykłe świńskie/wołowe, tylko było znacznie mniejsze i delikatniejsze. Resztę dnia, aż do powrotu Borowskiego, spędziłem na lenistwie. Przez zamknięcie na przedpokoju i brak dostępu do pilota nie byłem w stanie sprawdzić co się dzieje na olimpiadzie. Sami widzicie jakie moje życie jest ciężkie. Leniuszkowanie i zabawy jedzeniem przerwałem sobie jedynie na siusiu. Skrzętnie ukryłem je w moich podusiach i na pierwszy rzut oka było niewidoczne.

Wrócił Pan - w końcu! Od razu polecieliśmy na spacer. To nie był zwykły spacer, to był spacer na moją ukrytą łączkę. Wybiegałem się i wyszalałem za całe przedpołudnie. Dostawałem przekąski za różne rzeczy o które prosił mnie Pan - było super. Tak świeżo, tak pewnie niestety nie sucho, bo ziemia była wilgotna.
 szukam miejsca na małe conieco
 biegam po pod blokowym boisku. O karteczka
o zielona ławeczka, pyszna - czy ona tu była zawsze?

Spacerek pod blokiem szybko się zakończył i polecieliśmy na łączkę, przez dołek i górkę. A na łączce znalazłem to, co bardzo lubię ostatnimi czasy - Patyczek. Na szczęście nie był to tylko jeden patyczek.
 Patyczek, w sam raz dla mnie
 czemu on jest taki ciężki? Jak ja mam go zabrać?
 o, nie połamał się!!!! choć w sumie to i lepiej, łatwiej się niesie

W końcu patyczek połamał się do takiego rozmiaru, że nie było już co nosić, więc go olałem, oczywiście w przenośni. Potem buszowałem po trawie, biegałem w tą i z powrotem, obwąchując wszystko co trafiło pod mój nosek.
 niuch niuch
uwaga, rozpędzam się do prędkości ponad świetlnej

Wszystko było fajnie dopóki nie dobiegł do mych długich i super czułych uszu tajemniczy dźwięk. Wówczas od razu dokonałem tego, co zawsze robię w sytuacjach kryzysowych.
chowam się! 

Po tej nieprzyjemnej sytuacji, czas wracać do domku. Oczywiście jako, że z moim Panem byłem na spacerze, to musieliśmy wracać na około. Na szczęście szybko to poszło i mogłem jeszcze pod blokiem chwilę pobiegać z nowo znalezionym patyczkiem.
znalazłem go na boisku
biegałem z nim wszędzie, aż go nie zgubiłem

Ledwo wróciliśmy i Pan odkrył moje mokre dzieło. Był bardzo zły, ale co ja mogę poradzić, jak się pije, to gdzieś to musi uciekać, a mój zaworek jest jeszcze poza moją pełną kontrolą. Ech, potem zakropiono mi oczka i zjadłem obiadek. Już wygodnie układałem się na kanapie, by przy dźwiękach olimpiady smacznie zasnąć. Niestety mój plan został bardzo brutalnie przerwany, przez wrogie siły. Telefon i okazuje się, że idziemy spotkać się z Panią. W sumie to i dobrze, będzie okazja na kolejne siusiu i kupkę, bo w sumie nawet mi się trochę bardzo chce, a nie chcę znowu podpadać. Tak więc zebraliśmy się i poszliśmy wzdłuż ulicy po Panią. Nawet szybko mi szło, mimo iż kręciło mi się w brzuszku. Mieliśmy się spotkać z Panią po drodze, jednak zanim Pani wyszła z więzienia, znaczy pracy, my już na nią czekaliśmy. Z Panem zadecydowaliśmy, że pokażemy Pani ukrytą łączkę. Tak więc już drugi raz ją odwiedziłem w dniu dzisiejszym.
 Moja łączka i ja. Uroczy jestem
 Pan tylko czeka, by zabrać mi mój patyczek, gdy tylko go znajdę
 buszuję w trawie
 o widzę coś!
 to patyczek
 tak właśnie proszę, a raczej siedzę
a tak własnie proszę, w zamian za to dostaję przekąskę.

a tak to wygląda w ruchu

Po powrocie do domku zakropiono mi oczka i już mogłem rozłożyć się na kanapie i odpocząć - w końcu. Spałem sobie w najlepsze, gdy do mojego noska dobiegła wspaniały zapaszek. Jak się okazało to Pani znowu pichciła w kuchni. Ten zapaszek to były jakieś kokosowe ciasteczka, niestety jeszcze ich nie próbowałem, ale jak tylko mi się uda, to nie omieszkam Wam dać znać jak smakowały. Z radości, gdy oglądałem i wąchałem pyszne wypieki Pani, zachciało mi się bardzo siusiu i dyskretnie się zmoczyłem na przedpokoiku. Wszystko to niestety wina Pana, który oglądał hokej i nie miałem co liczyć na wyjście.

Teraz tak sobie własnie myślę, że ta wymiana zębów za chwilę doprowadzi mnie do rozpaczy. Ciągle mnie to drażni i jest mało komfortowe i ciągle muszę coś gryźć, przez co bardzo często obrywa mi się od Borowski, bo ich podgryzam. Ech, mój los jak już wspomniałem jest straszny! Dobrze powoli kończę, a w sumie to kończę szybko, bo moja główka staje się coraz cięższa, a moje powieki są już z betonu.

Do ugryzienia od kłapouchego, bo tak czasami mówią o mnie Borowscy. Muszę sprawdzić, czy mnie nie obrażają

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz