piątek, 28 lutego 2014

Piąteczek pączuszek

Hej, po tłustym czwartku dziś nastał tłusty piąteczek. Rano oczywiście byłem sam jak palec. Może to było spowodowane tym, że w nocy, gdy już spali, ja ukradkiem wdrapałem się na wyrko i skuliłem się w nóżkach Pana? Byłem takimi malutki, taki zamaskowany, niewidoczny. Nie wiem ile to trwało, bo szybko mnie zmogło. Niestety nagle się zbudziłem będąc w połowie drogi na ziemie. Na szczęście mój spryt i zwinność pozwoliła mi się wyratować z opresji. Zastanawiałem się co się stało, gdy spostrzegłem, że Pan się podniósł, to już wiedziałem. Okryli mnie. Tym porannym osamotnieniem pewnie chcieli mnie ukarać. Ten czas postanowiłem wykorzystać na opracowanie nowego planu, zajęcia łóżeczka w nocy. Wiedziałem, że muszę ćwiczyć maskowanie. Tak więc kiedy wrócił Pan i poszliśmy na spacer, ja od razu zabrałem się trening. No dobrze może najpierw zrobiłem siusiu i kupeczkę, ale zaraz potem maskowanie.
 oto efekty całodniowego treningu - w ogóle mnie nie widać, tylko końcówkę ogonka. Jestem duchem

Potem to już tylko zabawa polegająca na aportowaniu kijka. Szukałem go, węchem, bo bardzo szybko traciłem go z zasięgu wzroku.
 wącham
znalazłem i biegnę z nim do Pana

Zabawa jednak się skończyła dość szybko, na całe szczęście bo byłem wykończony, a poza tym chciałem sobie poszukać czegoś do zjedzenia.
nic nie zalazłem, a więc trzeba wracać do domku

W domku w dalszym ciągu ćwiczyłem maskowanie. Dochodzę do wniosku, że jestem w tym coraz lepszy. Na poniższym zdjęciu widać tylko kanapę, a jak się przyjrzycie, to ja na niej leżę.

Ech ,Pani wróciła, szybko zjedli i zabrali mnie ze sobą w drogę. Nie chciało mi się jechać, ale jak mus to mus. Gdy auto się zatrzymało i wysiadłem, od razu wiedziałem gdzie jestem - pod domem pełnym misek! Pędziłem co sił na górę. Zsapałem się, ale było warto. Pełne miski! Pani zniknęła szybko i zostałem sam na sam z miskami i wesołą Rodzinką Freda.

Niestety Borowscy szybko wrócili i musiałem z nimi wracać i opuścić mój raj, gdzie jestem wielbiony i kochany. Popamiętają mnie i zostaną za to ukarani. Na wstępie w samym domku postanowiłem sprawdzić co mają w torbie i okryłem tam pączki. Dali mi czas więc wygrzebałem sobie jednego. Nim się zorientowali, cały pączek był w mojej paszczy. Poniższe zdjęcia są jakieś 5 sekund po wygrzebaniu z torby pączka i ucieczce pod drzwi. Jak możecie zaobserwować, pączka już prawie nie ma!
 om om om
momomomo

Potem była już tylko wojna, bo zajęli moją kanapę i co najważniejsze zabronili mi na nią dziś wchodzić. Oj jak się sprzeczaliśmy, a ponieważ miałem bardzo pełny brzuszek i od opuszczenia Freda minęło jakieś 40 minut a ja w tym czasie zrobiłem tylko jedną kupkę i cztery siku, to strategicznie się wycofałem do najmniejszego pokoiku i dokonałem zemsty ostatecznej. Jak się zorientowali to był dramat. Niestety zorientowali się bardzo szybko, a ja trafiłem na legowisko i kaganiec i krzyki. Ech, powiem Wam, nie jest dobrze, ale możecie zamknąć mi pyszczek, zabrać mi nawet jedzenie, ale nie odbierzecie mi mojej kanapy.
Do ugryzienia drodzy czytelnicy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz