środa, 26 lutego 2014

Tłusta środa

Muszę Wam powiedzieć, że chyba jem za dużo słodyczy, choć tak naprawdę nie wiem, co to są te słodycze, ale lecą mi zęby. Co coś ugryzę, lub mocniej złapię, to zaraz jakiś ząbek się posypie. Wczoraj w nocy otrzepałem się kładąc się spać, a tu bach i ząbek leży na ziemi. Co jest grane? Czy ja nie umieram?
biały kieł i trzonowiec

Borowscy z samego rana się zebrali, zostawiają mnie na przedpokoju. Nie miałem co robić, więc za karę postanowiłem im popsuć szafkę na buty, znaczy niech oni tak myślą, bo tak na prawdę to sama się rozsypała prawie przyprawiając mnie o zawał serca. To była dla mnie wielka trauma. Całe szczęście szybko wróciła Pani, pewnie dowiedziała się o całym zdarzeniu. Szybko wyszliśmy na spacerek i po dłuższej chwili przyjechał Pan. No dobrze przestraszyłem się, ale z tą traumą to przesadzałem, nie musieli od razu takiego wielkiego halo robić. No ale dobrze, że już są, bardzo kocham ich gryźć.

Ku mojemu wielkiemu smutkowi Panią szybko odwieźliśmy do Pracy, a Pan pod domkiem zaczął coś grzebać przy aucie. Szybko się znudziłem i chciałem iść do domku. Tak też się stało. W domku zakropione mi zostały oczka i zjadłem. Czekaliśmy na Panią z wielką niecierpliwością sprzątając mieszkanko. Ech, lubię sprzątać z Panem. On moczy podłogę mopem, a ja zostawiam ładne ozdobne ślady stópek i uszu. Choć nie zawsze mu się podobają i je zmazuje, więc ja muszę poprawiać.

Wróciła Pani i od razu razem z Panem zabrali się za robienie słodkości. Mówią, że to na jutro, a ja mówię: tylko pójdziecie spać! No i tak pichcili, a ja co jakiś czas kontrolowałem, co było na blacie kuchennym, co wzbudzało jakieś takie niezadowolenie - nie pytajcie mnie czemu!
zjem je wszystkie - zobaczycie!

Gdy się ściemniło razem z Panem wybraliśmy się na daleki spacer. Był to spacer w szybkim tempie i bardzo męczący. Nawet się pokłóciłem z Panem, za co część spaceru spędziłem w kagańcu. Okazało się, że to nie był taki zwykły spacer, ale spacer po odbiór wielkiej paczki. Gdy wróciliśmy do domku, odwiedził nas Pan od Franka - niestety był sam i wyglądało jakby chciał zabrać część moich smakołyków, które się robią. Pobawiłem się z nim troszkę, ciągle bacznie go obserwując, czy aby nie kryje czegoś po kieszeniach. Nie myliłem się co do rabunku moich smakołyków, z tym, że wyniósł to na bezczelnego w misce, a Borowscy życzyli mu smacznego - no proszę Was, co to ma znaczyć!

Na szczęście jeszcze zostały do usmażenia pączki, czy jakoś  tak. W każdym razie będzie to nadziewane marmoladą, cokolwiek to jest. Wiem jedno, że dziś w nocy nażrę się jak bąk, tylko jeszcze muszę wykombinować jak zrobić to po cichu. Dobrze kończę, bo na ziemi leży jakaś gazetka, idę ją poprawić i obsiusiać. Do ugryzienia!
 na tę właśnie gazetę za jakiś czas nasikałem
 już poluję na pączusie
z kanapy obserwuję swoje faworki/chrusty, które leżą na stole w salonie

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz