poniedziałek, 17 lutego 2014

Jak wygląda stówa

Spałem w najlepsze i się obudziłem z samego rana, gdy tylko zadzwonił budzik. Oczywiście poleżeli sobie jeszcze trochę, a ja już na prawdę musiałem iść na dworek. To pewnie kara, za moje nocne wchodzenie na ich łóżko. Wychodziło mi to bardzo sprawnie, ale Oni nie byli z tego powodu bardzo zadowoleni.
No ale poranek jak to poranek, po spacerku śniadanko, po śniadanku przeszkadzanie Pani w przygotowaniach do pracy, po przeszkadzaniu  pożegnanie Pani wychodzącej do pracy, a po tym wszystkim zabawa wszystkimi zabawkami i walka z Panem o miejsce na kanapie - był remis. Podzieliliśmy ją wedle potrzeb.

Ponieważ jest dziś poniedziałek, to bardzo szybko okazało się, że muszę pozostać sam w domku i go pilnować. Od razu czułem, że coś się święci i moje podejrzenia potwierdziło zakładanie kratki, przygotowanie szponów orła i wyciągnięcie z szafki świeżych butów dla Pana. I stało się, zostałem sam. Zaraz po zjedzeniu szponów orła poszedłem spać. Prawie 1000 godzinny sen przerywany był jedynie niewielkimi i krótkimi przebudzeniami. Oczywiście przez chwilkę popiszczałem, bo przecież jestem nagrywany i muszę Im pokazać jak bardzo za Nimi tęsknię - choć bez nich mi też bardzo dobrze.

Pan wrócił, wiec poudawałem, że się cieszę. On również cieszył się na mój widok, do czasu jednak jak spostrzegł, moje siuśki na podłodze w łazience. Ech, przecież nie zrobiłem tego specjalnie, przecież nie chciałem wypić na raz całej wody z miseczki. No dobrze, posprzątane i poszliśmy na długi spacerek. Co prawda był on długi tylko ze względu na czas, a nie na odległość, ale i tak było bardzo fajnie. Zwiedziliśmy przed blokowy i za blokowy trawniczek. Zwiedziliśmy nawet obok blokowy trawniczek i boisko oraz co najważniejsze  łączkę na górce za dolinką.
 no weź mnie wyczesz
 na co czekasz?
 łączka za górką i pachnąca trawka
 pachnąca i smaczna!
 tu rozpoczynam sprint!
 no weź, tę trawkę też muszę spróbować
otrzepuje się - ujęcie A
 otrzepuje się -ujęcie B
Tutaj schodzę z górki do dolinki - jestem dzielnym odkrywcą!

 tutaj właśnie wdrapałem się górkę po mojej stronie dolinki - ale było wysoko i jak męcząco
na szczęście mogę pociamkać smaczny kijek - od razu mi lepiej!

W trakcie spaceru słyszałem jak miła Pani z daleka krzyczy do swoich dzieci - hej patrzcie, jaki śmieszny pies ze śmiesznymi uszami. Gdy się zorientowałem, że to chodzi o mnie, to miałem ochotę jej odgryźć głowę, ale była za daleko i w ogóle to mi się odechciało, gdy te dzieciaki zaczęły krzyczeć. To jest chyba jamnik, tylko taki jakiś gruby. Wypraszam sobie - ja gruby? Pan tylko wspomniał dzieciom, że nie jestem jamnikiem, a bassecikiem, co wywołało u nich konsternacje i zaczęli już między sobą rozmawiać, o bardzo długim jamniku jakiegoś kuzyna! Ech, no uszy mi opadają.

Tak łaziliśmy z Panem przez około 3546643 godzin i w końcu zebraliśmy się by pojechać po Panią do jej pracy. Słowo praca ma bardzo negatywny oddźwięk dla moich uszu. Więc nie tracąc ani sekundy zasiadłem w aucie i w drogę!
to ja w pozycji - jedziemy!

Uratowaliśmy Panią dość szybko i sprawnie. Jednak nie wracaliśmy do domku, a na miasto. Wysiedliśmy w centrum miasta i poszliśmy do gabinetu leczniczego dla zwierzaków. Na wejściu zostałem obszczekany przez będącego tam już psa. Ech, ja się tylko chciałem zaprzyjaźnić, a no warczy. Dobrze, postanowiliśmy z Panem sobie pospacerować, a Pani zajęła nam kolejkę. Jednak spacer szybko mnie znudził, mimo iż poznaliśmy na nim bardzo miłą dziewczynkę, która mnie głaskała, chwaliła i w ogóle była bardzo fajna i smaczna. Choć wydaje mi się, że znała moją Panią, bo jak zaczynałem łobuzować, to wystawiała paluszek i głośno i dosadnie mówiła TTTTTSSSSIIII!!!! Zupełnie jak moja Pani. Wróciliśmy się do poczekalni. Ech, siedzieliśmy tam kilkaset godzin. Poznałem wiele piesków, wszystkie jakoś wyjątkowo zdenerwowane i przerażone. Ja chciałem się z nimi bawić, ale mnie ignorowały. No i wreszcie nadeszła moja kolej. Miły Pan weterynarz przywitał mnie z uśmiechem i wylądowałem na stole - stole operacyjno-wystawowym. Przywitałem się z Panem Wet, a on mnie dokładnie obejrzał. 
rób to zdjęcie, bo ja tu zaraz będę badany

Okazało się, że podejrzenia moich Borowski po części się sprawdziły i nie sprawdziły. Moje plamki na końcówkach uszu to mechaniczne obtarcia, bo przecież muszę sobie deptać po nich i podgryzać, oraz wycierać nimi całą podłogę wszędzie! Tak więc ich obawy, że to poważna grzybica i infekcja się nie potwierdziła. Natomiast moje oczka, które ostatnimi czasy bardziej niż zwykle łzawiły okazały się lekko chore i muszę przyjmować na nie kropelki - co nie jest jakoś bardzo przyjemne. Za to moje węzły chłonne są w porządku, podobnie jak moja waga. Okazało się, że jestem jak najbardziej w porządku, co do budowy. Ani za cienki ani za gruby - w sam raz. No po prostu ideał. Waga wskazała 15,2 kg, co jest wierutną bzdurą, bo przecież ja jestem lekki jak piórko. Oczywiście moi ukochani Borowscy zakupili mi zestaw leków, co skwitowali słowami "najbliższy miesiąc nie jesz".
Tak wygląda 100 złoty, a to nawet nie jest do jedzenia!

Za bycie bardzo grzecznym, choć troszkę mniej niż ostatnio - w końcu te pieski mnie irytowały i byłem już bardzo głodny, dostałem przysmaki. Ponieważ mój Pan daje mi je z pudełeczka po Ibupromie to Panowi Wetowi niemal serce stanęło jak to zobaczył. Dopiero się ocknął jak zobaczył, że to tylko przekąski. Ech, wszyscy razem się śmiali, z pomysłowości mojego Pana. To w sumie coś takiego, jakby jeść budyń waniliowy ze słoika po majonezie. Wet zwrócił Borowskim uwagę na coś, o czym im już jakiś czas starałem się powiedzieć - wychodzą mi już stałe zęby, tak więc przez to jestem ostatnio taki nerwowy! W domu po podaniu mi drugiego zestawu kropli, co wychodziło im trochę gorzej niż Wetowi, obejrzeli moje ząbki dokładnie.
biały kieł się rodzi!

Potem zażyłem tabletki na robaczki, które chyba nie działają, bo już zjadłem ich kilka i jeszcze nie widziałem ani jednego robaczka. Ech, zaczynam się zastanawiać, czy te tabletki ich nie odstraszają! 

Wieczorny spacerek był bardzo fajny, bo wyszła moja sąsiadka, bardzo dostojna i dystyngowana sunia w podeszłym wieku, okazała się być po raz kolejny bardzo fajnym towarzyszem zabaw. Ganialiśmy za sobą przez bardzo długi czas, co najmniej kilka minut. Wracając do domku byłem bardzo, ale to bardzo zmęczony. Zmęczenie zajadłem i popiłem olbrzymią ilością wody, co się źle skończyło. Zsiusiałem się w domu i nic nie mogłem na to poradzić - to był odruch, choć dyskretnie im to sugerowałem, że muszę wyjść schodząc z kanapy. Nie załapali, a ja dostałem karę, za ich brak spostrzegawczości!
ja na swoim foteliku w kagańcu.

Pan weterynarz powiedział, że jak dojrzeję do bycia spokojnym - to będę spokojnym, ale przecież ja nie jestem jakimś kwiatkiem czy owocem, aby dojrzewać. Ja jestem bassecikiem, ja rosnę! Niestety moje zaprzeczenia o byciu owocem skwitował Pan słowami: Jak nie dojrzeje, to zrobimy z niego pasztecik!  No tak na zakończenie powiem, że uważam, iż byłby to bardzo dobry pasztecik, bo ja jestem bardzo dobrym Furiatkiem. Życzę Wam abyście i wy byli dobrymi pasztecikami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz