poniedziałek, 6 stycznia 2014

Zimowy spacer

Dzisiaj Państwo dali mi jedynie trzy malutkie posiłki, czyżby to znaczyło, że chcą mnie zagłodzić? Czy ja umrę na śmierć z głodu? Na szczęście mam jeszcze swoje własne źródła jedzenia, o których Oni nie wiedzą. Chodzi mi o wędzone uszka i smaczny patyk. Tak więc poranek upłyną mi na delektowaniu się uszkiem.


Oczywiście jak to ja, między spacerkami, na których musiałem zrobić co musiałem by wrócić, zaspokoiłem swoje potrzeby fizjologiczne w domku, za co trafiła mi się kara. Czyli spędzałem czas na balkonie.


Kara oczywiście nie zasłużona. Dodatkowo trafiło mi się w kaganiec za oblizywani rączek Państwa. Czasami naprawdę brak mi szczeków na ich naganne zachowanie. Mimo wszystko dziś był bardzo fajny dzień, ponieważ poszedłem z obojgiem Państwa na długi spacer po leśnych ostępach. 
 tutaj wyruszam na spacer

 tu obwąchuje znajome ostępy

 tu obwąchuje nieznane ostępy

tutaj biegam

 tu odpoczywam na nieznanych ostępach po bieganiu

I'm fabulous

tu wracam z wyprany

Najfajniejsze w tym wszystkim było to, że byliśmy tam tylko we trójkę. Biegałem między Nimi i nikt nam nie przeszkadzał, nawet mógłbym zrobić tam siusiu, ale jakoś okazji nie było.W drodze powrotnej spotkałem kilka piesków, z czego jeden był chyba na szczudłach. Był taki wielki, że aby go obejrzeć musiałem się położyć na pleckach. Pani kręciła głową i mówiła, że będzie musiała mnie wykąpać, ale w domu udało mi się jej umknąć - znaczy wgramoliłem się do kojca i padłem nieprzytomny.

Państwo chyba mieli nadzieję, że mnie wykończą, ale nie ze mną te numery. Gdy wstałem - dałem im popalić. Muszę przyznać, że wyjątkowo bolała mnie szczęka. No więc dziob... znaczy lizałem ich po wszystkim - rączki, nóżki - było mi obojętne na co trafię. No i tak ponownie trafiłem na kaganiec. Wzbraniałem się bardzo, Pani zipała ze zmęczenia, ale w końcu udało się jej ubrać mi to dziadostwo. Chwilę na nią powarczałem i postanowiłem się obrazić. Gorzej, że chwilę później Pan przypomniał sobie, że przyszła pora na mój ostatni malutki posiłek. Wsypał jedzonko do miski, a ja popadłem w pewną konsternację... bo jak tu jeść z zamkniętym pyszczkiem? Już miałem zacząć okazywać swoje niezadowolenie (ewentualnie spróbować jeść w tym ustrojstwie), kiedy nadeszła Pani i mnie uratowała. Niestety to nie pomogło w bólu szczęki, wybrałem się więc ponownie na poszukiwanie ogólnodostępnych nóżek i rączek. I tak historia się powtórzyła. Niestety. Mógłbym tak dalej, ale w końcu zrozumiałem, że chyba najlepiej będzie się zdrzemnąć.

W sumie, mimo wszystko, był to naprawdę fajny dzień, oby jutro było podobnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz