środa, 1 stycznia 2014

Drogowy nowy rok

Ponieważ wczoraj były tylko życzenia, to dziś postanowiłem się z Wami podzieli tym, co się działo i wczoraj i dzisiaj.

Obudziłem się jak zwykle za wcześnie, tak przynajmniej mówią moi Państwo. Wylecieliśmy na dwór z moim Panem, w końcu chciał sobie rozprostować kości, a ja przy okazji zrobiłem siku, przecież po różnicy chodzić nie będę. Po powrocie ja od razu strzeliłem kupkę, a Pan się chyba źle poczuł i położył się spać. Kurcze mam nadzieję, że to nie z mojej winy. Muszę przeprowadzić więcej eksperymentów. W każdym razie skupiłem się na przeszkadzaniu Pani, która krzątała się po kuchni oraz po pokoju, ciągle zerkając do komputera. Ciągle prosiłem Ją o jedzonko, bo w końcu moja sucha karma jest taka sucha. Niestety nic to nie dało. Zrobiłem sobie malutką drzemkę, aby nie wypaść z wprawy przed kolejnym konkursem spania; Pan ćwiczy to i ja muszę.


Gdy się obudziliśmy, rozpoczęliśmy sprzątanie. W ruch poszedł odkurzacz i myjka parowa, z którymi bardzo głośno i dosadnie walczyłem, znaczy się chciałem powiedzieć wskazywałem miejsca brudne i jeszcze wymagające poprawki. Skończyły się zabawy, gdy z mojego kojca wyleciały wszystkie rzeczy, i nastąpiło jego mycie. Byłem w takim szoku, że aż się zasmuciłem. Na szczęście wszystko wróciło na swoje miejsce czyściutkie i świecące, gotowe na obślinienie. Policzyłem dokładnie i brakowało kilku rzeczy, które wylądowały w koszyczku z jedzeniem. Szybko przejrzałem jego zawartość i trafiły do niego moje miseczki, podusia, kilka zabawek i jedzonko. O co tu chodzi? Coś dziać się musi, bo nawet Pani pakowała jakieś torby z ubraniami, w czym jej przesz... znaczy pomagałem. Dodatkowo w pokoju wylądował kosz i torba z jedzeniem. Oby to nie było to co mi się wydaje - chyba będę musiał dziś pochodzić więcej, niż bym chciał!

Oczywiście miałem rację. Wyszliśmy na dwór i na szczęście szybciutko wskoczyliśmy do autka. Gdy usadowiłem się w moim foteliku, oczywiście Pani wepchała się na moje miejsce. Troszkę się z nią podroczyłem i zasnąłem. Jechaliśmy do Freda, jak okazało się na miejscu, ale o dziwo nie wysiadaliśmy, tylko dołączyła do nas fajna Pani - Pani mówi na nią siostra, a Pan mówi Spaniel.

Jechaliśmy całymi wiekami, zapadał już zmrok. Jedynym pozytywem było to, że mogłem sobie pospać i nie musiałem chodzić. Gdy dotarliśmy na miejsce, od razu poznałem nowego pieska. Wielka pani bokser odpoczywała w takim kojcu jak mam ja, tylko, że większym i znacznie zimniejszym. Ech dobrze, że ja w moim mam tak ciepło. Po wejściu do domku, oczywiście pełno ludzi i wszyscy jak możecie się domyślić - zakochani we mnie.
  
Nie miałem chwili spokoju, ciągle tylko głaskanie, zabawy. Upodobałem sobie najmniejszą wśród Człowieków. Ciągle za nią biegałem, można powiedzieć, że ją polubiłem, ale Ona wyraźnie tego nie odwzajemniała, bo ciągle uciekała, a przecież ja nie gryzę i jestem aniołkiem, bassecikiem aniołkiem. Ech było tak wiele wrażeń, że ledwo miałem czas na siusiu i kupkę - ale przyjemności zawsze na pierwszym miejscu.

Zwiedzanie w sumie ograniczyłem, do kuchni bo było tam tak wiele wspaniałych zapaszków. Przede wszystkim wywąchałem pyszniutkie surowe mięsko. Sprawdzałem wszelkie kombinacje, by się do niego dostać. Niestety był zawsze przy mnie Pan, który mi nie pomagał.

Szybka zmyłka, że niby idę do innego pokoju i szybkie sprawdzenie czy się coś zmieniło.
Niestety na frocie bez zmian

Gdy wszyscy zasiedli do stołów ja musiałem się zając sam sobą. No może nie do końca bo ciągle ktoś nowy się pojawiał  i głaskał i zachwycał się moją psiowatością.
tu ja sam samotny, zostawiony samemu sobie - opuszczony

Nagle muzyka znacznie się pogłośniła i ludzie zaczęli wykonywać dziwne ruchy, których synchronizacja z muzyką w przypadku jednych była lepsza, a innych - nieznacznie gorsza. Ogólnie nikomu ten hałas nie przeszkadzał. Postanowiłem się do nich przyłączyć. Wypatrzyłem jednego człowieka pełnego jakichś śmiesznych malowideł na sierści. Podobno to ktoś znany, więc pozwoliłem Mu się okazyjnie sfotografować ze mną. Niech się cieszy.
jedno z nas jest realizującym się pisarzem, a drugie to wesoły człowiek

Wielogodzinne głaskanie, tarmoszenie i oczywiście sikanie, kupkanie i próby upolowania czegoś innego, niż tylko sucha karma, wykończyły mnie niemiłosiernie i postanowiłem się zdrzemnąć. Jak się okazało mój apartament był na piętrze. Kto by pomyślał?
Zmordowany się wspinałem i wspinałem, ale moja imprezowa godność nie pozwoliła mi być wniesionym - jeszcze za mało wypiłem.

Na szczycie najfajniejszy pokoik czekał na mnie, przyszykowany - podusia, pełna micha i przyjemny półmrok.

Oczywiście pokój ów zaanektowałem w swoje posiadanie. Było tam takie niskie łóżeczko, ale na nie mimo swoich niesamowitych zdolności gimnastycznych nie mogłem się dostać, bo Pan mi zabraniał, a wyglądało na takie wygodne. W spaniu przeszkadzała mi troszkę muzyczka i drżenie podłogi. Na szczęście, jazda z moim Panem w samochodzie przygotowała mnie na takie ewentualności.

Gwałtownie obudzony dowiedziałem się, że zaraz północ. Cóż, to za zwyczaje - ja ich nie budzę o 4 rano, by im powiedzieć, że jest czwarta rano. Ubrali się i wyszli na dwór porozjaśniać niebo kolorowymi i głośnymi palmami. Ech, wszystko było ok, póki Pan do ręki nie wziął płonącego patyka. Chciałem go ratować piszcząc i chowają się pod auto. Udało się - przeżył. Ech, co Oni by beze mnie zrobili?

Ostatecznie w środku nocy położyłem się spać, przy łóżku na którym spać miała Pani i Pan. Ja wybrałem stronę przy Panu. Cięgle mnie głaskał i sprawdzał czy grzecznie śpię. Pan powiedział, że jak podrosnę to w domku też może tak będzie. To takie fajnie uczucie, spać z świadomością takiej bliskości. Spokojnie spałem bardzo długo. Nie zbudził mnie głód i siusianie. Mógłbym tak codziennie.
Tutaj zdjęcie tuż przed snem, po tym jak Pan naprawił aparat i znowu mogłem pławić się w blasku fleszy

Obudziłem się i od razu powędrowałem z Panią na spacer. Pan znowu trenował spanie. Ja tymczasem na spacerze odwdzięczyłem się Im za takie fajne spanie kupką. Potem wywąchałem już w domu kosz z odpadkami, w którym nie omieszkałem się wytarzać. Ostatecznie poszedłem po jedzonku poćwiczyć z Panem - w trakcie treningu można uznać, że padł remis. Po pobudce jeszcze posiedzieliśmy i znowu musieliśmy się zbierać. Sprawnie mnie spakowali i pożegnaliśmy się ze wszystkimi, i cała nasza czwórka ruszyła w drogę - do domku, do moich zapachów. 
Tu ja uwięziony, w trakcie pakowania. W drzwiach widać moje ulubione poidełko podróżne

Z Panią na fotelu ciągle się droczyliśmy, czyje tak naprawdę jest to miejsce. No cóż na jej kolanach jest prawie tak wygodnie jak na samym foteliku.

Droga powrotna okazała się drogą do Freda. Tuż przed celem, obudziły mnie i Panią nieprzyjemne zapachy. Wszyscy się śmiali i podobno to była moja wina, ja się zdenerwowałem i natychmiast żądałem zatrzymania pojazdu i wyjaśnienia sprawy poza nim. Dyskutowali dość długo, ja w tym czasie zrobiłem siku.

U Freda jak to u Freda. Ja zaraz po wejściu zweryfikowałem smaczność miski Freda. Chyba przez to się na mnie potem denerwował - ale jak to mówią kto pierwszy... to Furiat najedzony. W każdym razie jego fochy szybko zakończył miły Pan z wąsem. Moi Państwo szybko zjedli, oczywiście się ze mną nie dzieląc, ale na szczęście szybko mi pomógł miły Pan z wąsem. - On mnie rozumie.

Powrót do domku już zleciał szybko. Wcześniej jeszcze tylko pospacerowaliśmy wokół auta. Pani coś robiła na komputerze, a podróżująca z nami Pani czekała z Fredem, aż coś przegrają - mówili coś o zdjęciach, ale ja przypuszczam, że chodziło o konkurs spania, tylko mnie chciały zmylić - mnie, chytrego lisa?

W domku szybko sprawdziłem stan mojego pokoju zadumy i kontemplacji - jeszcze mnie nie wypakowali. Ech, na szczęście szybko zrozumieli swój błąd. Zjadłem nową suchą karmę, którą dostałem od Pani o ognistych włosach - od tej, która wcześniej próbowała skrócić moją Panią o głowę. Było pyszne zresztą jak wszystkie rzeczy, które próbuję jeść! Nasiusiałem na swoją podkładkę i udałem się spać, do swojej samotni. Oby dalsze dni dostarczały mi tyle radości, ale żeby były mniej męczące. Czego i Wam życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz