sobota, 4 stycznia 2014

Gryzipiórek

Dziś znowu był ciężki dzień, przynajmniej tak uważają Oni. Już mieli mi dać szlaban na komputer, ale wybłagałem ich o jedną chwilkę, więc mogę napisać Wam co się dziś działo.

Po pierwsze, coraz częściej zdarza mi się robić zupełnie niechcący kupkę i siusiu na dworze. Daję im wyraźnie do zrozumienia, żeby przyszykowali mi właściwe miejsce w domku, a Oni mnie wyprowadzają na dwór, gdzie dostaję nagrody. Zupełnie inaczej jest, gdy akcja zawiedzie lub na dworku nie zdążę zrobić tego, co muszę i dokończę w domku. Wtedy zamiast nagrody dostaję ostrą reprymendę i ląduję w łazience, bez światła, żywności i zapasu lekarstw oraz, co najważniejsze, bez przekąsek - po prostu barbarzyństwo.

W sumie nie ma co się użalać nad swoim ciężkim losem. Dziś byłem  na dworku i znalazłem pyszniutki patyczek, troszkę z nim pobiegałem i troszkę go podjadłem.
oczywiście na spacerku Pan miał tylko brytfankę i to nią zrobił zdjęcie.

Potem zabraliśmy ze sobą torcik i udaliśmy się w drogę autkiem. Moje miejsce na tylnej kanapie podoba mi się coraz bardziej. Jest go dużo, mogę sobie polatać po całej kanapie, a co najważniejsze, wiem, że nikt mi go nie zajmie. 

Droga nie była zbyt długa, ale ja zdążyłem się przespać - zresztą, to w moim wykonaniu żaden wyczyn. Zupełnie nowe zapachy trochę mnie zdezorientowały, ale Państwo mnie zaprowadzili do mieszkania, w którym były cztery osoby. Z czego jedna była mniejsza niż ja, a druga na oko była w moim wieku - przynajmniej sądząc po rozmiarach i wadze. Był bardzo rozbiegany i radosny i wyglądał na smacznego. Natomiast pełnowymiarowi ludzie byli bardzo przyjaźni. Ja natomiast byłem jak zwykle wielkim łobuzem. Gryzłem wszystkich i wszystko, moi Państwo mówili mi, że robię Im tylko wstyd, a ja przecież chcę tylko wszystkiego i wszystkich spróbować.

Nawet dałem wyraźnie do zrozumienia, by wskazano mi łazienkę, tymczasem mój Pan zabrał mnie na dwór, gdzie nie mogłem powstrzymać natury i się stało - znowu na dworze, co za wstyd!
tutaj ja szykujący się do wyjścia. To w tle na dole to pyszna i milutka żyrafka

Hm, w dowód wdzięczności za miłe przywitanie, nasiusiałem naszym gospodarzom na dywan, ale to chyba przez moje zamroczenie snem. Mimo wszystko pożegnaliśmy się w miłej atmosferze i ja znowu zasiadłem w autku i jechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Na miejscu Państwo zostawili mnie w aucie. Zjawili się po chwili i okazało się, że jest z nimi Fred i Pani "Spanielka". Przywitałem się i dostałem pyszny patyczek - niezbyt mały, taki w sam raz i w dodatku bardzo pyszny.
Tutaj ja z patyczkiem tuż przed snem już w domku.

Ech, wracając do domku Oni znowu zostawili mnie w aucie, ale nie bardzo mnie to interesowało, bo byłem zajęty pałaszowaniem prezentu. Pan szybko wrócił z pakunkami i zabrał mnie ze sobą. Byłem w centrum handlowym. Wszyscy mijani ludzie się do mnie uśmiechali i komentowali moją słodkość. Ja trafiłem do sklepu zoologicznego, gdzie pełno zapachów pysznego jedzenia bardzo mnie zdezorientowało. Dodatkowo było tam wiele ciekawych maskotek, takich ruszających się. Miły Pan sprzedawca bardzo się mną zainteresował i przymierzył mi dwa śmieszne ubranka. Jedno wyglądało jak uprząż do spadochronu, a drugie było jeszcze bardziej zabawne. Wyglądałem w tym jak Hannibal Lecter albo Bane - normalnie robią ze mnie jakiegoś zbrodniarza. Co prawda było to troszkę nieprzyjemne, ale musiałem w tym czadowo wyglądać. Powiedzieli mi, że to ma być kara za moje gryzienie i ciągłe zaglądanie na stół i zrzucanie z niego wszystkiego. Ech, a przecież ja robię to wszystko z miłości do nich i chcę sprawdzać, czy jedzonko nie jest zatrute i odpowiednie dla nich. Oby jutrzejszy dzień był smaczniejszy niż dzisiejszy - czego i Wam życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz