czwartek, 2 stycznia 2014

Smaczne uszka

Dzisiejszy dzień do wieczorka zapowiadał się jak każdy inny. Moi Państwo znowu dziś byli ze mną cały dzień. Poranny spacerek zakończył się siusianiem i kupką. W domku oczywiście dojadłem co nieco na śniadanko i dokończyłem swoje sprawy ze spaceru. Trochę rozrabiałem, przynajmniej w mojej opinii niewiele. Na spacerku w okolicy południa poznałem zwariowanego pieska. Ciągle skakał i latał wokół mnie, co było bardzo fajne, do czasu, gdy podczas jednej ze swoich ewolucji nie powywracał mnie - od tej chwili się na niego obraziłem i chciałem jak najszybciej iść do domku. Gramoliłem się po schodach, gdy ten pies śmignął przede mną. Gdy byłem u siebie on już tam na mnie czekał. Pan mnie zostawił i sprowadził go na dół -zamykając mu dostęp do mnie. Ja zdezorientowany wdrapałem się na ostatnie piętro. Ledwo tam wlazłem, a Pan był już przy mnie. Uff, tym razem on mnie uratował! 

W skupiłem się na drzemce, gdy nagle obudził mnie łomot do drzwi. To Pani z góry oskarżyła mnie o obsiusianie jej całego piętra! Ech, Pan jej wyjaśnił co i jak, ale poszedł posprzątać. Gdzie ja mogłem obsiusiać całe piętro, gdy wcześniej byłem niemal pusty, czyli wysiusiany? No cóż, w zamian za te nerwy postanowiłem psocić. Pan bardzo na mnie nakrzyczał, za zaglądanie na stolik i zdejmowanie z niego różnych rzeczy. Wylądowałem nawet w jaskini kary, czyli łazience ze zgaszonym światłem i zamkniętymi drzwiami. Gdy się uspokoiłem zostałem wypuszczony.
 Kajałem się bardzo i w zamian za odwiedziny stołu skupiłem się na odszukaniu swojego jedzenia. 
Po wielodniowych obserwacjach już wiem, że moje jedzonko jest gdzieś tutaj. Na pewno gdzieś tu jest!
Nie mogę się zdradzić, że wiem co i jak, gdy mnie obserwują.

Gdy się już ściemniło i Pani skończyła gotować pyszności, zebraliśmy się do autka. Najpierw podjechaliśmy pod znany mi już sklepik, ale tym razem zostawili mnie samego, na tylnym siedzeniu samochodu. Ta straszna rozłąka pozwoliła mi skupić się na śnie. Gdy wrócili, mieli dla mnie prezent, choć bardziej to prezent dla nich. Przypięli mi to do obroży i wsadzili w otwór w siedzeniach na których spałem. Taka krótka smycz i już wiedziałem, że od zawsze będę jeździł z tyłu. 
Zabrali mi mój fotelik, moje ukochane kolanka, ale nie zabiorą mi mojego psocenia! jestem obrażony

O dziwo nie wracaliśmy do domku. Pojechaliśmy odwiedzić miłą Panią od pysznych przekąsek, która tak ze mną lubi się bawić i miłego Pana w okularach. Po wejściu do nich do domku, okazało się, że jest tam też niejaki Franek.
To jest Franek!

Pokazywał mi gdzie i jak mogę chodzić, a gdzie nie. W międzyczasie się obwąchaliśmy i to nie raz, ale w sprawach chodzenia to jest on, można by powiedzieć, amatorem.  Poniżej przykłady:


Oczywiście nie omieszkałem mu zaglądać do miski, wypić trochę jego wody i narobić siusiu w całym mieszkaniu oraz zrobić kupkę. Chyba się troszkę z Frankiem zaprzyjaźnimy - zresztą on jest taki smaczny

Najsmaczniejsze to są te jego śmieszne malutkie uszka. Trochę przypominają uszko które dostałem kilka dni temu od Państwa, celem pochrupania. Troszkę się we Franku zagotowało i odrobinę mnie przegonił. Zupełnie nie rozumie dlaczego. No nic, postanowiłem dalej pozwiedzać.
  
Skończyło się na tym., że miła Pani częstowała mnie i Franka pysznymi smakołykami. Chyba chciała, żebyśmy się pogodzili, ale Franek gardził tak pysznym jedzonkiem, a przecież każdy zna to powiedzenie: gdzie Franek gardzi, tam Furiat korzysta.

Pobawiłem się jeszcze i okazało się, że wracamy do domku. W autku oczywiście już z tyłu. Zasnąłem, jakby ktoś mnie upił. No nic, ważne, że droga szybko mi minęła, a ja po wspinaczce od razu udałem się do swojego leżaczka, pod drodze wrzucając coś na ząb. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz