wtorek, 21 stycznia 2014

To nie cukier

Wtorek, a więc znowu cały dzień sam. Tylko tym razem zaraz po porannym spacerku poszedłem spać i już się obudziłem zupełnie sam. Na szczęście Pan wrócił dość szybko, a ja w między czasie zdążyłem się pobawić, pogryźć to i owo, a na sam koniec się zsiusiać. Ale najwięcej czasu spędziłem na spaniu. Obudził mnie znajomy dźwięk otwieranych drzwi i od razu wylecieliśmy na spacer. Pochodziłem trochę w gęstym i rzęsistym deszczu. O jak było mi smutno i zimno, ale na szczęście był przy mnie Pan - tak się cieszyłem.

W domku zjadłem to i owo i wróciła Pani. Pan otworzył mi drzwi i mogłem Ją przywitać na schodach. Tak bardzo się z tego powodu cieszyłem, że już jest i zaraz dostane jedzonko. Drugie jedzonko, no przecież mi się należy, byłem taki grzeczny.


Gdy Borowscy jedli swój obiadek, ja oczekiwałem, aż im coś spadnie. Niestety te zapachy i smaki były nie dla mnie. Oj obraziłem się i poszedłem spać! Gdy się obudziłem, dostałem burę za przypadkowe siusiu i oczywiście poszedłem na spacer. A tam była wielka niespodzianka, na ziemi było pełno cukru. Myślałem, że ze szczęścia wyciągnę kopytka. Mimo radości troszkę niepewnie robiłem kolejne kroczki, bo przecież jeszcze niedawno lała się na ziemię woda!
No i się okazało, że miałem rację. To nie cukier, to zimny puszek. Jak przyjechali po mnie to widziałem coś podobnego, tylko było tego więcej. Czy to znaczy, że znowu po mnie ktoś przyjedzie? Ja nie chcę się stąd ruszać, tu jest mi tak dobrze! Szybko jednak zapomniałem o obawach, w końcu byłem z Panem i nie widziałem nikogo obcego. Tak więc wziąłem się za eksplorację i badanie tego dziwnego puszku. Na trawie było go bardzo mało, ale mimo wszystko moje łapki mało mi nie odmarzły.


Mimo bólu i cierpienia, ciekawość wzięła górę i ruszyłem zwiedzać. Co prawda trochę przeszkadzał mi krzykliwy piesek. Taki śmieszy, bo jak tylko do niego chcę podjeść, to on ucieka! No dobrze ale wracając do puszku nazwę go pluszomróz albo furiatopuch. Tak furiatopuch to dobra nazwa i wpada w ucho!



Zwiedziliśmy najbliżej okolice. Furiatopuchu było zdecydowanie więcej na moim boisku. Jest to nawet fajnie. Liczę, że w najbliższym czasie będzie tego więcej. Poganiałem troszkę ale robiło mi się troszkę zimno i chciałem wracać do domku. W domku było bardzo fajnie. Państwo mnie głaskali, bawiliśmy się, nawet wdrapałem się Panu na kolanka jak siedział na fotelu.
 nie wydaje mi się Arturze, iż Sokrates miał racje
 o Pan się pobrudził czerwonym mazakiem
Jaki pyszny paluszek, poliżę go
i polizałem całą rączkę
W końcu wszystko co dobre szybko się kończy, podobno kogoś ugryzłem, a to przecież było zwykłe liźnięcie. Koniec końców wylądowałem w kagańcu z zamkniętym dostępem do swojego pokoju zadumy i kontemplacji. No cóż, skończyło się snem na wycieraczce, znaczy na werandzie - od dziś nazwę to pomieszczenie pokojem płaczu. Nie podoba mi się ta kara, oby szybko zmienili ją na jakieś częstowanie mnie słodyczami, albo przekąskami. No cóż pożyjemy zobaczymy.
ja w pokoju płaczu, rozpaczam

A zapomniałem Wam powiedzieć, że już czasami dostaje przekąskę za podskoczenie na tylnych łapkach i szczeknięcie. Oni to nazywają tresurą, ja na to mówię jedzonko za nic.
Dobrze kładę się spać, i przypominam, że w nocy opublikowana zostanie prawidłowa odpowiedź na pytanie KONKURSOWE - odpowiedź w komentarzach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz