sobota, 25 stycznia 2014

Super Ja

Dzisiejsza sobota była bardzo aktywna. Najpierw, pomimo siarczystego mrozu, udałem się na spacerek. Zrobiłem to co musiałem i od razu do domku. W moich uszkach wyczułem, że było koło -150000 st C. No mogłem się pomylić o kilka zer bo uszka jeszcze nieskalibrowane - ale przecież jedno czy dwa zera nie robią różnicy. Po powrocie to oczywiście sprint do miski. Potem położyłem się na swoje nocne legowisko, czyli wycieraczkę z kocykiem. Obserwowałem Państwa czy przypadkiem nic im się nie dzieje. No cóż, okazało się, że pomimo soboty Pani szła do pracy. Pożegnałem ją bardzo wylewnie i poszedłem spać. Zresztą Pan zrobił dokładnie to samo, tylko nie na wycieraczce, a na mojej kanapie. Po pobudce wzięliśmy się za sprzątanie. Odkurzyliśmy i wytarliśmy kurze. Dodatkowo Pan postanowił przewietrzyć mieszkanie. Pootwierał okna i uchyli drzwi wejściowe i zabrał się za zmywanie. Ja w tym czasie bawiłem się swoimi zabawkami, a to świnką, a to czapka. Nawet wybiegłem na klatkę pomóc sąsiadce z góry. Była tym faktem zaskoczona, zresztą tak jak i Pan, który pojawił się znikąd.

Pan zaczął się ubierać, więc ja byłem pewien, że czekają mnie samotne godziny w samotni. Na szczęście się myliłem. Pewnie przekonało go moje smutne spojrzenie.


Pan mnie ubrał i wyruszyliśmy na dworek. Jakoś tak na mnie się dziwnie patrzyli przechodnie. No w sumie jestem słodziak, ale dziś przechodzili samych siebie. Nawet Pan wołał na mnie superbohater i nie wiem dlaczego.
 no już idę!
 biegnę przez góry i przez śnieg, ktoś potrzebuje pomocy?
Oto jestem! Księciunio ciemności, władca piekielnych otchłani!

Na szczęście nikt na mnie nie czekał i wskoczyliśmy do auta, no i oczywiście w drogę. Poszukiwać istot w potrzebnie, ale najpierw idę spać. No i poszedłem spać w zimnym i ciemnym aucie, bo Pan poszedł po zakupy. Na szczęście szybko wrócił i jechaliśmy ratować Panią z macek tej strasznej pracy! Udało się. No i na szczęście potem ruszyliśmy dalej w drogę. Długą i daleką drogę, całą naszą paczką! 

Dojechaliśmy do centrum, ale nie byle jakiego centrum, bo do CENTRUM EUROPY. Najwyraźniej najważniejsi ludzie na świecie potrzebowali mojej pomocy. Po otwarciu drzwi okazało się, że nie ma czerwonego dywanu, nie ma paparazzi, a co najważniejsze - nie ma oficjeli. No cóż, postanowiłem sam ich poszukać. Przechadzałem się z Panem (bo Pani poleciała do sklepów) i wzbudzałem podziw i zachwyt. Jedni się uśmiechali, inni krzyczeli - patrz jaki fajny. Wszyscy mnie pokochali. Ponieważ było zimno szybko spacer zakończyłem i powróciłem bo Furiatomobilu, oczekując na wezwanie. Pan znikł razem z Panią, pewnie ustalali szczegóły moich przyszłych operacji. Jak ja się na nich zawiodłem. Wrócili niezbyt szybko z koszykiem pełnym zakupów. Gdzie kontrakt, gdzie ustalenia z przywódcami o moich działaniach? Jedyne co miałem zrobić to odprowadzić z Panem koszyk na zakupy. Ech, taką robotę to chromolę - ja chcę ratować świat, a nie takie dziadostwo! 

Oczywiście nie wracaliśmy do domku, pojechaliśmy odwiedzić dziadków moich Państwa. Tam poszalałem jak nigdy wcześniej. Wszędzie było mnie pełno i co najważniejsze dostawałem jedzonko - pyszną szyneczkę, rogalika i chlebek. To jednak nie był koniec przyjemności, bo potem skoczyliśmy do Freda. Tam co prawda miska była pusta i po pewnym czasie na mnie naszczekał. Potem szczekał na jakiś obcych ludzi i na uspokojenie dostał pyszne czekoladki, których nie chciał zjeść - więc ja zjadłem. Było to dziwne w smaku i się troszkę z tym pomęczyłem, ale zjadłem - mniam!

Po wszystkim wróciliśmy do domku. Pan wnosił zakupy, a ja z Panią chadzałem po śniegu i się bawiliśmy. Ech, przecież super bohater musi też odpoczywać. W domku byłem tylko chwilkę, znaczy Państwo byli krótko, bo wylecieli tak szybko jak weszli. Ja chwilkę popiszczałem i zająłem się spaniem, piciem wody i zabawą.

Wrócili tak szybko jak wyszli, czyli po jakiś 100000 godzinach. Szybki spacerek i w domku miałem pełną pielęgnację. Mycie uszu, obcinanie pazurków i co najważniejsze - wazelinowanie stópek. Ponieważ byłem grzeczny, to dostałem przekąski. To nie wszystko bo dostałem prezent, ba nawet dwa prezenty bardzo pyszne. Tylko nie wiem po co mi zakładali mi je na łapki.
 mój brzuszek i stópki opatulone jedzeniem
 tu zdejmuję jedzonko
 tu szamam jedzonko
a tu uciekam i szamam

No nic dzionek kończy się. Jest zimniej niż wcześniej, a ma być podobno jeszcze zimniej. No chyba ktoś zwariował tam na górze! I czemu ciągle sypiesz tym białym puchem. On jest taki zimny. Mam nadzieje, że z czasem się polubimy! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz